Stołeczny sąd w procesie emerytowanych generałów SB Władysława C. i Józefa S. o powołanie w stanie wojennym opozycjonistów na rzekome ćwiczenia wojskowe, przeszedł do etapu przesłuchań b. żołnierzy z poligonu w Chełmnie. To tam w 1982 r. trafili opozycjoniści.
"Zdawałem sobie sprawę, że tym ludziom jest tam ciężko. Poligon był uciążliwy, ale mieszczący się w granicach szkolenia wojskowego" - oceniał w czwartek przed sądem jeden z nich Tadeusz M., który wtedy w jednostce pełnił funkcję zastępcy dowódcy batalionu i był jednym z oficerów politycznych.
Z kolei Jerzy O. - wówczas dowódca drużyny - przyznał, iż zajęcia dla rezerwistów były prowadzone przez cały tydzień - "nawet w niedzielę do obiadu". Dla mnie tak duże obłożenie zajęciami nie było typowe" - mówił. Wskazał, że na innych poligonach zajęcia były do soboty, "w sobotę była kąpiel, a niedziela była wolna".
Świadek zaznaczył zarazem, że według niego "szczególnego traktowania rezerwistów nie było".
Mający status oskarżyciela posiłkowego Andrzej Adamczyk - przedstawiciel Stowarzyszenia Osób Internowanych "Chełminiacy 1982", zrzeszającego pokrzywdzonych - pytał: "Czy to więc normalne, że 40-letni ludzie zasuwali przy kopaniu rowów?". "My nie mogliśmy podchodzić do sprawy emocjonalnie, moje odczucia nie miały wpływu. To nie była normalna sytuacja, dziwiło mnie to" - odpowiedział O.
Oskarżeni nie przyznają się do zarzutów bezprawnego powołania w stanie wojennym 304 opozycjonistów na rzekome ćwiczenia. Według nich odpowiada za to tylko ówczesne wojsko. Grozi im do 10 lat więzienia. Pion śledczy IPN prowadził postępowanie w sprawie od 2008 r., wszczął je po zawiadomieniu stowarzyszenia "Chełminiacy 1982".
Z kolei M. oceniał, że byli to "rezerwiści z różnych miejscowości o różnych zapatrywaniach społecznych", zaś część z nich "ostentacyjnie pokazywała swój światopogląd i wiarę". "Jak ktoś nie był pontonierem, czy saperem, to czasem trudno zrozumieć mu pewne przedsięwzięcia" - odpowiadał pytany o zajęcia z rezerwistami.
Proces będzie kontynuowany w lutym, gdy przesłuchiwani będą kolejni b. żołnierze, także z kadry dowódczej jednostki.
Proces 92-letniego gen. C. (w latach 80. - szefa SB i wiceszefa MSW) oraz 83-letniego gen. S. (szefa departamentu gospodarki w MSW) rozpoczął się przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa w marcu 2015 r.
Oskarżeni nie przyznają się do zarzutów bezprawnego powołania w stanie wojennym 304 opozycjonistów na rzekome ćwiczenia. Według nich odpowiada za to tylko ówczesne wojsko. Grozi im do 10 lat więzienia. Pion śledczy IPN prowadził postępowanie w sprawie od 2008 r., wszczął je po zawiadomieniu stowarzyszenia "Chełminiacy 1982".
Przez wiele miesięcy przed sądem trwały przesłuchania pokrzywdzonych - część z ówczesnych opozycjonistów, którzy trafili do Chełmna już nie żyje. Około 30 pokrzywdzonych może zostać jeszcze wysłuchanych najprawdopodobniej w drodze pomocy prawnej bliżej swych miejsc zamieszkania, ze względu na zły stan zdrowia. Niedawno sąd przeszedł do przesłuchań kadry żołnierskiej ówczesnej jednostki.
Według IPN rzekome ćwiczenia były tylko pretekstem do pozbawienia wolności działaczy opozycji, co łączyło się z ich szczególnym udręczeniem. IPN kwalifikuje ten czyn jako nieprzedawniającą się zbrodnię przeciw ludzkości, a zarazem - zbrodnię komunistyczną.
Na przełomie 1982-83 opozycjoniści spędzili trzy zimowe miesiące na poligonie w Chełmnie. Spali w namiotach; zlecano im też różne nieprzydatne zadania. Według IPN warunki były tam surowsze od tych, w jakich trzymano internowanych. Ćwiczenia teoretycznie przeznaczone były dla żołnierzy rezerwy; powołano na nie głównie działaczy NSZZ "Solidarność" z Pomorza. Były to przede wszystkim osoby, wobec których nie było podstaw do internowania, a które wytypowały SB i WSW.
"Już po pierwszym, drugim dniu dało się odczuć, że nie były to ćwiczenia wojskowe, tylko taka jednostka karna" - mówił w sierpniu 2016 r. przed sądem jeden z pokrzywdzonych, w początkach lat 80. działacz "Solidarności" w Stoczni Gdańskiej. Jak oceniał powołani na ćwiczenia byli "traktowani gorzej niż więźniowie".
IPN uznał, że w tym przypadku władzom chodziło tylko o "pozbawienie wolności i odizolowanie działaczy opozycji od ich zakładów pracy oraz poddanie ich swoistej reedukacji". Ponadto zdaniem IPN oznaczało to zdefraudowanie pieniędzy przeznaczonych w budżecie na szkolenia rezerwistów. Według IPN gen. C. polecił podległym funkcjonariuszom typowanie opozycjonistów do "ćwiczeń".
W marcu 2015 r. gen. C. nazwał zarzut "absurdalnym" i "pozbawionym podstaw" oraz "wielce krzywdzącym i niesprawiedliwym". Mówił, że decyzje wojska w całej sprawie miały charakter autonomiczny, a struktury MSW w nich nie uczestniczyły. Gen. S. mówił zaś, że nie było żadnego porozumienia w sprawie powołania opozycjonistów między MSW, MON i PZPR - jak twierdzi IPN.
Przesłuchany w śledztwie IPN jako świadek nieżyjący już szef Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego gen. Wojciech Jaruzelski zeznał, że ćwiczenia odbywały się "w ramach istniejącego porządku wojskowego". Przyznawał, że powołanie działaczy opozycji na te ćwiczenia było "mniejszym złem" - instytucja internowania już wtedy wygasła, a forma ćwiczeń była "mniej restrykcyjna".
W sierpniu 2013 r., na wniosek obrony, sąd rejonowy umorzył sprawę, gdyż uznał, że czyn według przepisów z 1969 r. przestępstwem przeciw działalności instytucji państwowych i społecznych; i z tego powodu sprawa przedawniła się jeszcze w 1993 r. Potem sąd okręgowy uchylił umorzenie. Wskazał, że możliwe jest zakwalifikowanie czynu zarzucanego oskarżonym jako zbrodni komunistycznej, a przedawnienie nastąpi w 2020 r.
Gen. C. w latach 90. został oskarżony o "sprawstwo kierownicze" zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki przez oficerów SB w 1984 r. Z braku wystarczających dowodów winy był dwa razy uniewinniany przez warszawski sąd - w 1994 i 2002 r.
Marcin Jabłoński (PAP)
mja/ wkt/