Ok. godz. 15 we wtorek sąd zdecyduje, czy wznowić śledztwo w sprawie utrudniania przez władze z lat 80. wyjaśnienia śmiertelnego pobicia przez milicję Grzegorza Przemyka. Wnoszą o to m.in. ojciec i przyjaciel Przemyka. IPN chce utrzymania umorzenia.
We wtorek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia badał zażalenia na umorzenie przez pion śledczy IPN śledztwa dot. matactw w sprawie jednej z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL lat 80. - do dziś nie do końca wyjaśnionej. Z powodu przedawnienia karalności, ale przy uznaniu przestępstwa, IPN w październiku 2012 r. umorzył śledztwo ws. utrudniania w latach 1983-84 śledztwa w sprawie śmierci Przemyka.
Śledztwo wszczęła prokuratura w 1997 r.; potem przejął je IPN. Zarzuty utrudniania śledztwa z lat 80. usłyszały od 2007 r. 22 osoby, w tym m.in. ówczesny szef MSW gen. Czesław Kiszczak oraz oficerowie SB i MO. Umorzenie było wynikiem uznania w 2010 r. przez Sąd Najwyższy za przedawnione zbrodni komunistycznych zagrożonych karą do pięciu lat więzienia.
Od postanowienia IPN do sądu odwołało się kilku pokrzywdzonych m.in. ojciec Przemyka - Leopold, Cezary F. wraz z rodziną - przyjaciel maturzysty i świadek bicia go przez milicję, potem zastraszany przez SB oraz dawny adwokat matki Przemyka - mec. Maciej Bednarkiewicz.
12 maja 1983 r. Przemyk wraz z Cezarym F. świętował na pl. Zamkowym egzamin maturalny. Zatrzymany przez MO, na komisariacie przy ul. Jezuickiej otrzymał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala zmarł 14 maja w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Jego pogrzeb stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej.
Pełnomocnik ojca Przemyka mec. Andrzej Zalewski domagał się, by podjąć śledztwo wobec czynów, za które grozi do 10 lat więzienia. Według Zalewskiego śledztwo można by prowadzić w kierunku bezprawnego uwięzienia sanitariuszy (których władze PRL postanowiły obciążyć winą za śmierć Przemyka); psychicznego znęcania się nad nimi (jeden z nich targnał się w areszcie na życie) oraz szykowania przez SB zamachu na F.
Zalewski w sądzie mówił, że w 11-letnim postępowaniu IPN ojca Przemyka nigdy formalnie nie powiadomiono, że ma status pokrzywdzonego. Dowiedział się on o tym ustnie od prokuratora IPN - już po umorzeniu śledztwa i nie miał dostępu do jego akt. Adwokat kwestionował też uchwałę SN oraz nieustosunkowanie się do niej w umorzeniu.
Bednarkiewicz uważa, że IPN powinien rozważyć zmianę kwalifikacji prawnej czynu na współsprawstwo śmiertelnego pobicia (grozi za to do 10 lat więzienia). W zażaleniu mecenas pytał, z czyjej winy sprawa się przedawniła, "skoro udało się zabezpieczyć komplet akt".
“Wiedza o tamtym czasie prokuratorom IPN była obca" - mówił w sądzie Bednarkiewicz. "IPN analizował sprawę tak, jakby stanu wojennego w ogóle nie było, a dawał on przecież poczucie bezkarności funkcjonariuszom" - dodał. Podkreślił, że IPN nie ocenił systemu, który mógł doprowadzić do matactw na najwyższym szczeblu; wyraził nadzieję, że zrobi to sąd.
F. powiedział sądowi, że z zemsty za swe zeznania ws. Przemyka był wraz z rodziną latami prześladowany przez SB. "Niszczono nas fizycznie i psychicznie" - dodał. Uznał to za zbrodnię przeciw ludzkości. "Minęło już 30 lat i nic; wstydzę się za polski wymiar sprawiedliwości" - dodał ojciec F.
Prok. IPN Marcin Gołębiewicz wnosił, by sąd utrzymał umorzenie. Mówił, że w umorzeniu opisano cały zbrodniczy mechanizm matactw władz. Dodał, że IPN nie udało się potwierdzić, by zatrzymanie Przemyka było wcześniej planowane.
Prokurator zakwestionował możliwość śledztwa ws. doprowadzenia do próby samobójczej sanitariusza, bo trzeba by wykazać, że esbecy mogli przewidzieć, iż targnie się on na życie. Zaznaczył, że żaden organ nie uznał, że doszło do bezprawnych aresztów w sprawie. Dodał, że ci pokrzywdzeni, którzy tego chcieli (np. sanitariusze) na bieżąco dostawali z IPN informacje o śledztwie.
Odwołało się też kilku esbeków, którzy chcieli wyeliminowania z decyzji o umorzeniu stwierdzeń o ich przestępstwach. Nie odwołali się pokrzywdzeni sanitariusze.
12 maja 1983 r. Przemyk wraz z Cezarym F. świętował na pl. Zamkowym egzamin maturalny. Zatrzymany przez MO, na komisariacie przy ul. Jezuickiej otrzymał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala zmarł 14 maja w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Jego pogrzeb stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej.
Prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły bezprawne działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W aktach sprawy zachowała się notatka Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa - sanitariusze". Do sprawy Biuro Polityczne KC PZPR powołało specjalny zespół pod kierownictwem b. szefa MSW gen. Mirosława Milewskiego (nie żyje od kilku lat). "Gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców" - mówił Kiszczak.
Realizując wytyczne zespołu, SB zastraszała F., który wraz z Przemykiem był w komisariacie. Próbowano go skompromitować, wcielić do wojska, namawiano do wyjazdu za granicę, otoczono gronem współpracowników SB, którzy namawiali go do zmiany zeznań i inwigilowali. Inwigilowano prowadzących sprawę prokuratorów, a oskarżonych milicjantów i świadków instruowano, jak mają zeznawać. Pod zmyślonymi zarzutami aresztowano Bednarkiewicza, stracił też pracę prokurator, który sprzeciwiał się bezprawnym praktykom MSW. Przynajmniej o części bezprawnych działań miał wiedzieć ówczesny przywódca PRL gen. Wojciech Jaruzelski.
W 1984 r., po wyreżyserowanym przez władze procesie, sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów - Ireneusza K. (który zatrzymał Przemyka) i Arkadiusza Denkiewicza (dyżurnego komisariatu, który nawoływał do bicia, mówiąc: "Bijcie tak, żeby nie było śladów"). Na 2 i 2,5 roku więzienia za nieudzielenie pomocy pobitemu skazano zaś - po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań - dwóch sanitariuszy.
Sprawa wróciła do sądów po przełomie 1989 r. Denkiewicza skazano prawomocnie na 2 lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo według psychiatrów na skutek wyroku doznał w psychice zmian uniemożliwiających odbycie kary). Po pięciu procesach sprawa Ireneusza K. została zaś w 2009 r. prawomocnie umorzona z powodu przedawnienia.
Europejski Trybunał Praw Człowieka ma zbadać, czy polskie sądy należycie wyjaśniły okoliczności śmierci Przemyka. Skargę do Strasburga wniósł Leopold Przemyk.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ malk/ ura/