Zdaniem niemieckiego historyka Heinricha Augusta Winklera zjednoczenie Niemiec zamknęło ostatecznie problem niemieckich granic w Europie. 3 października 1990 r. Niemcy stały się normalnym demokratycznym państwem narodowym o ustalonych granicach.
Problem ten zaprzątał uwagę polityków i opinii publicznej od upadku w 1806 roku Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, a 3 października 1990 roku został definitywnie rozwiązany - powiedział Winkler w rozmowie z grupą dziennikarzy zagranicznych, w tym korespondentem PAP, przeprowadzonej w przeddzień 25. rocznicy zjednoczenia.
"Przez blisko dwa stulecia istniał problem terytorialny, sprowadzający się do pytania: gdzie leżą Niemcy, jakie krainy do nich należą, a jakie nie i gdzie są granice Niemiec" - mówił historyk.
Jak zaznaczył, problem niemieckich granic mógł zostać rozwiązany tylko równocześnie z innym europejskim problemem terytorialnym - problemem polskim. "Bez ostatecznego prawnomiędzynarodowego uznania polskiej granicy zachodniej na Odrze i Nysie Łużyckiej rozwiązanie problemu niemieckiego nie było możliwe" - podkreślił Winkler.
Polska odgrywała zdaniem Winklera wiodącą rolę w procesie zjednoczenia Niemiec nie tylko ze względu na aspekt terytorialny. "Pokojowa rewolucja nie zaczęła się w NRD, lecz w Polsce, od powstania Solidarności w lecie 1980 roku, a ukoronowaniem tego procesu był pierwszy w +demoludach+ okrągły stół" na wiosnę 1989 r. - tłumaczył historyk. "Zbyt często o tych faktach zapominamy - zauważył niemiecki naukowiec. - Bez odzyskania własnymi siłami przez Polskę wolności nie byłoby niemieckiego zjednoczenia".
Wewnętrzny proces zjednoczenia Niemiec nie został jeszcze jego zdaniem ostatecznie zakończony. Jednak porównując sytuację obecną z latami 90. można mówić o "zaskakująco dużym zbliżeniu" obu dawnych państw niemieckich NRD i RFN. Najmniej różnic można dostrzec w młodym pokoleniu, chociaż i ono nie jest całkowicie wolne od skutków trwającej niemal pół wieku izolacji.
Winkler przypomniał, że największym sukcesem RFN było "bezwarunkowe otwarcie zachodnioniemieckiego społeczeństwa na polityczną kulturę Zachodu". Jego zdaniem przyswojenie przez Niemców z RFN wcześniej pogardzanych wartości zachodnich było cezurą w historii kraju.
Podobny przełom mentalny był w NRD do 1989 roku niemożliwy. Jego zdaniem we wschodniej części Niemiec zaobserwować można nadal uprzedzenia wobec politycznej kultury Zachodu. Wyrazem takich postaw są ruchy społeczne w rodzaju Pegidy - nastawione negatywnie do obcych, szczególnie do muzułmanów. "To nie przypadek" - uważa naukowiec. Jak zaznaczył, w okolicach Drezna, gdzie Pegida jest szczególnie silna, nie można było w czasach NRD odbierać zachodniej telewizji. Tereny te nazywano żartobliwie "doliną nieświadomych" - przypomniał Winkler.
Za problem kluczowy dla bezpieczeństwa Europy Winkler uznał decyzję o przyjęciu całych Niemiec do NATO.
Nawiązując do roli zjednoczonych Niemiec w Unii Europejskiej, historyk przypomniał, że ówczesny kanclerz RFN Helmut Kohl dążył od lat 80. do możliwie równoczesnego zjednoczenia monetarnego i politycznego Europy.
Po upadku muru berlińskiego prezydent Francji Francois Mitterrand - "obawiający się marki niemieckiej jak bomby atomowej" - przeforsował szybkie wprowadzenie wspólnej waluty, zaniedbując unię polityczną. Mitterrand obawiał się hegemonii Niemiec, a Kohl nie chciał obciążać procesu zjednoczenia Niemiec sporem z Francją. Dlatego Kohl przystał na rozłączenie unii walutowej od unii politycznej - wyjaśnił Winkler.
"Od czasu kryzysu finansowego z 2008 roku widać wyraźnie, że był to błąd założycielski lub błąd konstrukcyjny UE" - powiedział niemiecki historyk.
Czy 25 lat po zjednoczeniu Niemcy mogą znów powrócić na odrębną ścieżkę polityki i poluzować więzy z Zachodem? - zastanawiał się Winkler. Nie dał jednoznacznej odpowiedzi, zaznaczając, że w minionych latach pojawiły sygnały budzące mieszane odczucia. Przypomniał niemieckie "nie" wobec wojny w Iraku w 2003 roku, a następnie wstrzymanie się od głosu przedstawiciela Niemiec podczas głosowania w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w 2011 roku nad rezolucją dotyczącą ochrony cywilów w Libii. "Niemcy popełniły kardynalny błąd" - uważa Winkler. Jego zdaniem Berlin na własne życzenie, wstrzymując się od głosu razem z Rosją i Chinami, wybrał "samoizolację i marginalizację".
O próbach wejścia na "odrębną drogę" (Sonderweg) świadczą też zdaniem Winklera próby utrzymania za wszelką cenę uprzywilejowanych relacji z Rosją. Historyk przypomniał ubiegłoroczny apel kilkudziesięciu polityków, ekspolityków i dyplomatów o zniesienie sankcji. "Sygnatariusze wychwalali Kongres Wiedeński z 1815 roku, zapominając, że oznaczał on czwarty rozbiór Polski" - zwraca uwagę niemiecki naukowiec.
Jego zdaniem nieufne reakcje Polaków i państw bałtyckich na niemiecko-rosyjskie zbliżenie są jak najbardziej uprawnione. "Pamiętajmy o polskich rozbiorach i pakcie Ribbentrop-Mołotow" - mówi historyk. Jak zauważa, część niemieckiej opinii publicznej sprawiała wrażenie, "jakby straciła rozum".
Winkler zastrzegł, że rząd Angeli Merkel "zachował umiar" i "zrobił to, co do niego należało" - zabiegał o jednolitą linię NATO i UE wobec Rosji. "Podział NATO czy UE byłby najlepszym prezentem dla Putina" - powiedział historyk.
Winkler był wykładowcą historii najnowszej w renomowanym berlińskim Uniwersytecie Humboldtów. Jest autorem wielu książek, m.in. podręcznika "Długa droga na Zachód. Historia Niemiec 1933-1990".
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ kar/