Badając pozostałości pałacu w Peru (VII-X w.), polscy archeolodzy natknęli się na znacznie późniejszy pochówek – zmumifikowane zwłoki owinięte w worek. Okazało się, że są to szczątki Chińczyka, który przybył do Peru w 2. poł. XIX w. z falą migracji Azjatów.
Odkrycia dokonano w Huarmey - stanowisku badanym przez Polaków od siedmiu lat. Zespół archeologów pracuje pod kierunkiem dr. Miłosza Giersza z Instytutu Archeologii UW.
U podnóża wzgórza, gdzie znajdują się groby z czasów kultury Wari (VII-X w.), Polacy odkryli ruiny obszernej konstrukcji, którą określają jako pałac. W czasie tegorocznych wykopalisk w jej obrębie archeolodzy natknęli się na zagadkowy pochówek - zmumifikowane zwłoki złożone na wznak.
"To było dla nas bardzo zaskakujące odkrycie. Od razu zdaliśmy sobie sprawę, że nie jest to pochówek z czasów funkcjonowania założenia pałacowego. Pytanie brzmiało: kiedy złożono zmarłego?" - wspominał w rozmowie z PAP kierownik badań dr Miłosz Giersz. Naukowcy początkowo przypuszczali, że może być to współczesny, nieoznakowany grób lub nawet ofiara porachunków przestępczych.
Typowo azjatycki kształt powiek oraz wąsy i owłosione nogi widoczne u zmumifikowanych zwłok przekonały jednak naukowców, że nie jest to współczesny grób, ani żaden z przedstawicieli kultury Wari lub późniejszej cywilizacji Inków - Indianie są bowiem z reguły pozbawieni zarostu.
Na orientalne pochodzenie zmarłego wskazywał też tradycyjny strój - kaftan Changshan z orientalnym szamerunkiem.
Z kolei o tym, że pochówek nie pochodzi sprzed czasów hiszpańskiej obecności w Ameryce, przekonały badaczy napisy na worku, w którym pochowano zmarłego. Widniała tam nazwa młyna działającego w Limie na przełomie XIX/XX w.
Według naukowców nieszczęśnik złożony pospiesznie do płytkiego grobu w obrębie starożytnego pałacu był Chińczykiem, który przybył do Peru w 2 poł. XIX w. w ramach jednej z dużych fal migracji z Azji.
Pierwsza taka fala miała miejsce w pierwszych dekadach po poł. XIX w. i była związana z kryzysem w Chinach. Zdesperowani ludzie rozglądali się za pracą i zarobkiem - część z nich trafiła aż do Ameryki Południowej. To wydarzenie zbiegło się w czasie ze zniesieniem niewolnictwa w Peru - zaczęło brakować rąk do pracy.
"Azjaci byli wykorzystywani jako tania siła robocza. O tym, jak ubogi był odkryty przez nas zmarły, świadczy jego ubranie - oprócz dwóch warstw cienkich bawełnianych koszul, kurtki i krótkich spodenek - nie posiadał nic, nawet obuwia" - powiedziała archeolog dr Patrycja Prządka-Giersz, uczestniczka badań w Huarmey.
Naukowcy sugerują, że Azjata był nisko wykwalifikowanym robotnikiem, trudniącym się pracą fizyczną - na roli lub jako tragarz.
"Warunki pracy Chińczyków były zbliżone do niewolnictwa - na co wskazują ich niskie wynagrodzenia i kiepskie warunki życia" - dodała dr Prządka-Giersz. Odkryty przez Polaków zmarły miał ok. 30 lat. Na jego stopach widoczne są zmiany grzybicze, a jego paznokcie były rozwarstwione, co pokazuje jego stan zdrowia.
"Nie umarł zatem ze starości, ale raczej z przepracowania, albo w wyniku choroby" - dodał dr Giersz. Zapowiedział, że w najbliższych miesiącach zostaną przeprowadzone szczegółowe analizy antropologiczne szczątków.
Pochówek odkryty przez Polaków nie jest wyjątkowy w skali peruwiańskiej archeologii. W ostatnich latach archeolodzy odkrywają coraz częściej XIX-wieczne pochówki Chińczyków, które najczęściej wkopane są w starożytne nekropole. Skąd taki wybór ostatecznego miejsca spoczynku?
"Chińczycy nie byli chrześcijanami, więc nie mogli zostać pochowani na cmentarzach lokalnej społeczności. Większość przedhiszpańskich nekropolii znajdowała się na wzgórzach - to w takich miejscach preferowali lokalizowanie grobów Chińczycy, co było zgodne również z ich tradycją" - wyjaśniła dr Prządka-Giersz. (PAP)
autor: Szymon Zdziebłowski
szz/ agt/