Mija 60 lat od premiery komedii Stanisława Lenartowicza z Antoniem Cifariellą, Elżbietą Czyżewską i Zbigniewem Cybulskim. Film opowiada o perypetiach młodego włoskiego żołnierza zagubionego w okupowanej przez Niemców Polsce, drwi z utrwalonych klisz dotyczących okupacji i polskiego ruchu oporu, odchodzi od wojennej martyrologii. Jednak za filmowymi przygodami pechowego Włocha kryje się tragiczna rzeczywistość.
Główny bohater, Giuseppe Santucci, wraca z frontu. Pociąg, którym jedzie, zostaje wykolejony przez polskich partyzantów, a w zamieszaniu Santucci gubi karabin. Nie chce jechać do koszar bez broni i wprowadza się do mieszkania Marii, poznanej w pociągu dziewczyny, i jej brata, Staszka. Z czasem zostaje zamieszany w działalność konspiracyjną, pomaga partyzantom w zdobywaniu broni. Historia kończy się happy endem, sympatycznemu Giuseppe udaje się powrócić do Italii. Tyle film. Ile prawdy historycznej utrwalono na filmowej taśmie?
Internowanie
8 września 1943 r. rząd byłego gubernatora Libii Pietra Badoglia ogłosił zawieszenie broni z aliantami. Oznaczało to, że Włosi przestali być sprzymierzeńcami Niemiec. Niemcy w odpowiedzi zajęli Rzym i zaczęli rozbrajać włoskie jednostki we Włoszech, Albanii, Grecji, Generalnym Gubernatorstwie itd. W wielu miejscach dochodziło do bitew między dotychczasowymi sojusznikami. Włochom dano wybór – mogli zostać internowani albo kontynuować walkę po stronie Niemiec w jednostkach niemieckich lub w armii marionetkowej Włoskiej Republiki Socjalnej, powołanej 18 września, a zajmującej północną część Włoch. Szacuje się, że nawet 650–725 tys. żołnierzy włoskich internowano w obozach niemieckich po 8 września 1943 r., a blisko 45 tys. z nich zmarło.
Kiedy w październiku Włochy wypowiedziały Niemcom wojnę, III Rzesza odmówiła uznania deklaracji wojny i nie nadała włoskim jeńcom wojennym statusu przewidzianego przez konwencję genewską. Zamiast tego nadano im status IMI (Italienische Militär Internierte). Nie przysługiwała im opieka Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Większość spośród internowanych rozlokowano w obozach na terenie III Rzeszy oraz okupowanej Polski. Włochów przetrzymywano m.in. w Beniaminowie, Bełżcu, Siedlcach, Nehrybce koło Przemyśla, Rawie Ruskiej, Chełmie, a także w Oświęcimiu, Majdanku i Treblince.
W obozie w Beniaminowie (Stalag 333), według historyka Mimmo Franzinellego, internowano 2837 Włochów. Wśród nich był między innymi znany aktor Gianrico Tedeschi. Żeby podtrzymać ducha swoich rodaków współwięźniów, wystawiał sztukę „Człowiek z kwiatem w ustach” Luigiego Pirandellego. Obozowe wspomnienia stanowią ważną część jego sztuki teatralnej „Smemorando” (Zapominając). Innym więźniem obozu w Beniaminowie był pisarz, dziennikarz, rysownik i satyryk Giovanni Guareschi. W Polsce znany jest przede wszystkim jako twórca książek satyrycznych, na których oparto słynny serial „Don Camillo”, opowiadający o rywalizacji i przyjaźni plebana Camilla Tarrociego i burmistrza Giuseppe Bottazziego.
„Jedna ze stu tysięcy budowli architektury wojennej – barak z ciemnego drewna, z rowem i ziemnymi wzmocnieniami dokoła. Długi i niski barak, bardzo długi i bardzo niski pod bezkresnym niebem polskiej równiny. Barak 18. Mała Arka Noego, żeglująca pośród potopu melancholii” – tak wspominał swój barak Guareschi.
Wśród internowanych w Beniaminowie znaleźli się także malarz Giuseppe Novello, kompozytor Salvatore Musella (zmarł w obozie z głodu) i paleontolog Vittorio Vialli. Ten ostatni potajemnie wykonał setki zdjęć obozu w Beniaminowie, dzięki czemu łatwiej jest odtworzyć warunki życia jeńców. Z kolei w Dęblinie został internowany historyk i polityk chadecki Giuseppe Lazzati.
We Lwowie wywożono Włochów poza miasto, na tzw. piaski łyczakowskie, i rozstrzeliwano. Przewożeni żołnierze wyrzucali jeszcze listy do rodzin. Na cmentarzu Łyczakowskim możemy znaleźć grób Alfonsa Periniego i jego polskiej żony Janiny. Pobrali się bardzo szybko, zaledwie kilka tygodni po przybyciu Alfonsa do Lwowa. Udało mu się zbiec i uniknąć internowania. Niestety, został wykryty przez Gestapo i zabity w trakcie potyczki. Jego żona zmarła dzień później.
Rodolfo Baroni wspominał, że podczas pobytu w obozie w Siedlcach udało mu się przeżyć m.in. dzięki pomocy Polaków, którzy przynosili więźniom jabłka i cebule. Baroni opisał także bardzo dobre relacje z przybyłymi do stalagu XB powstańcami warszawskimi, z którymi handlował jedzeniem, tytoniem i odzieżą.
Mimo trudnych warunków Włosi robili wszystko, żeby uprzyjemnić sobie pobyt w obozach. Roberto Mazzitelli, pochodzący z Terni w Umbrii, został internowany w obozie w Katowicach. Pisał piosenki i rysował krótkie komiksy obrazujące codzienność życia obozowego: spotkania z obozowym lekarzem, pyskówki z niemiecką załogą obozu itd. W dymkach komiksów często pojawiają się słowa, które usłyszał w obozie. Popularne na Śląsku przekleństwo zapisywał po włosku: „Pierugne!”.
Po obozie w Białej Podlasce (Stalag 366) pozostało ok. 400 mogił jeńców włoskich. Napisy są widoczne na sześciu z nich: Mario Pistola, Vittorio Zilli, Renato Mariani, Luigi Pinti, Alberto Luponi, Georgio Serteschi. Zachowała się również blaszana mandolina skonstruowana przez więźniów z obozowych drutów i puszek po konserwach.
Kiedy w 1945 r. do Polski zbliżał się front, włoscy jeńcy byli pędzeni w zimnie lub mordowani. 28 stycznia w Kuźnicy Żelichowskiej Waffen SS zamordowało sześciu włoskich generałów więzionych do tego czasu w Oflagu w Antoniewie, ponieważ nie mogli maszerować ze względu na podeszły wiek lub zły stan zdrowia.
Relacje z Polakami
W filmie jest scena, w której Staszek, grany przez Cybulskiego, przebrany w mundur Giuseppe, przechadza się ulicami Warszawy. Szczekaczka przekazuje w tym momencie wiadomość, że rząd Pietra Badoglia wycofał się z wojny, a tłum warszawiaków rusza uściskać Cybulskiego z wdzięczności. Po chwili zostaje on jednak aresztowany przez grupę żołnierzy niemieckich.
Relacje między włoskimi żołnierzami i ludnością polską rzeczywiście były przeważnie pozytywne. Jeszcze przed internowaniem Włosi nie uczestniczyli w aktach terroru i nie ma doniesień o tym, żeby zajmowali się męczeniem miejscowej ludności. Jacek Wilczur, który mieszkał wówczas we Lwowie, wspominał, że zdarzało się włoskim żołnierzom dzielić się z cywilami swoimi racjami żywnościowymi. W Nehrybce, kiedy okoliczna ludność dowiedziała się, że w obozie są przetrzymywani jeńcy włoscy, zaczęła przez druty przerzucać chleb i ziemniaki.
Włosi, którzy uniknęli internowania albo uciekli z obozu, wspominali gościnność i życzliwość Polaków, na których się natknęli. W większości wspomnień obozowych Włosi odnotowują współczucie i troskę ze strony ludności cywilnej okupowanych terytoriów polskich. Rodolfo Baroni wspominał, że podczas pobytu w obozie w Siedlcach udało mu się przeżyć m.in. dzięki pomocy Polaków, którzy przynosili więźniom jabłka i cebule. Baroni opisał także bardzo dobre relacje z przybyłymi do stalagu XB powstańcami warszawskimi, z którymi handlował jedzeniem, tytoniem i odzieżą.
Włosi w polskiej partyzantce
W filmie widzimy, że Antonio dołącza do polskiej partyzantki, trochę zmuszony okolicznościami, trochę przez sympatię do młodej Marii, granej przez Elżbietę Czyżewską, co w komiczny sposób pozwala wykorzystać stereotyp o kochliwych Włochach. Jednak czy historia zna przypadki Włochów walczących w polskim ruchu oporu?
Ezio Micheli, Enzo Boletti i Franco Mancini, żołnierze elitarnych Strzelców Alpejskich (tzw. Alpini), zbiegli z transportu zmierzającego do Niemiec z obozu w Dęblinie. Przecisnęli się przez okno wagonu i niezauważeni zjechali po nasypie. Weszli do pierwszej napotkanej chaty, aby poszukać schronienia. Mieszkająca tam polska rodzina ugościła ich chlebem, kawą i kieliszkiem wódki. Uciekinierzy sami szukali możliwości wstąpienia do polskiej partyzantki. Po kilku dniach im się to udało.
Ezio Micheli, Enzo Boletti i Franco Mancini, żołnierze elitarnych Strzelców Alpejskich (tzw. Alpini), zbiegli z transportu zmierzającego do Niemiec z obozu w Dęblinie. Przecisnęli się przez okno wagonu i niezauważeni zjechali po nasypie. Weszli do pierwszej napotkanej chaty, aby poszukać schronienia. Mieszkająca tam polska rodzina ugościła ich chlebem, kawą i kieliszkiem wódki
Ezio Micheli wspominał: „[...] Długo nas przepytywali (bardzo ostrożni, ponieważ często trafiali się niemieccy szpiedzy, którzy próbowali się zaciągnąć, by potem donosić o ruchach oddziału i umożliwić jego rozbicie), a kiedy już upewnili się co do szczerości naszego zamiaru walki u ich boku, zaprowadzili nas do grupy około trzydziestu dobrze uzbrojonych ludzi i staliśmy się jednymi z nich. Ten, który nas przepytywał, był dowódcą, o pseudonimie „Tomasz” [ppor. Józef Abramczyk]. Wydawał się bardzo zadowolony, że się zaciągnęliśmy. „Tomasz” ustawił oddział w szeregu i kazał oddać nam honory, krzycząc: „Prezentuj broń!”. Później przedstawił nas każdemu z osobna i udaliśmy się do wioski, gdzie oddział podzielił się na mniejsze drużyny, które stanęły na kwaterze w poszczególnych domach. [...] „Tomasz” zapytał o nasze pseudonimy i gdy dowiedział się, że nie mamy żadnych, wymyślił je za nas. Ja zostałem „Lotnikiem”, Boletti ze względu na swoją ciemną czuprynę – „Czarnym”, a Mancini, który miał na imię Franco – „Frankiem”. Od tamtej pory to były nasze imiona. 17 marca 1944 zostaliśmy partyzantami, prawdziwymi polskimi partyzantami”.
Mancini niestety wkrótce zginął. Boletti i Micheli walczyli w szeregach partyzantki jeszcze przez kilka miesięcy. Micheli przez jakiś czas dowodził nawet oddziałem porucznika Ignacego Pisarskiego „Maryśki”. W lipcu 1944 r. Włosi rozpoczęli wędrówkę na południe, ponieważ chcieli wrócić do ojczyzny. Micheli w Szczawnicy Zofię Noworytę ps. „Szarotka”, która została jego żoną. Po wojnie zamieszkali we Włoszech. Mieli pięcioro dzieci. Z kolei Boletti dostał się do niewoli sowieckiej. Przetrwał zesłanie i również powrócił do Włoch, ale dopiero po 11 latach. Na dworcu kolejowym w Brescii oprócz matki witał go tłum ludzi i kamera włoskiej kroniki filmowej.
Wielu włoskich żołnierzy nigdy nie powróciło do ojczyzny. 1415 z nich spoczywa na włoskim cmentarzu wojskowym na warszawskich Bielanach, a kolejnych 1016 na cmentarzu we Wrocławiu. Szczątki żołnierzy były tam przenoszone z całej Polski. Niewykluczone, że nadal będziemy odkrywać nowe miejsca pochówku. W 2014 r. prowadzono ekshumacje ciał zamordowanych jeńców włoskich i sowieckich w Przemyślu, w mieszczącym się w Pikulicach Stalagu 327. Podobne poszukiwania, finansowane przez Włochów, prowadzono w tym samym miejscu w 1962 r., dwa lata przed premierą filmu, a także pod koniec lat pięćdziesiątych.
Autor: Bartosz Gromko
Źródło: Muzeum Historii Polski