Negocjacje w Stoczni Gdańskiej zmierzały już do końca, kiedy 30 sierpnia 1980 r. Prezydium Międzyzakładowego Komitetu Solidarności otrzymało informację o aresztowaniach działaczy Komitetu Obrony Robotników – m.in. Seweryna Blumsztajna, Mirosława Chojeckiego, Jana Lityńskiego, Adama Michnika i Zbigniewa Romaszewskiego.
Strajkujący stoczniowcy zażądali od strony rządowej ich natychmiastowego uwolnienia. „Prosiłbym, żeby ktoś wpłynął, żeby zaprzestać aresztowań – apelował Lech Wałęsa. – Przede wszystkim w Warszawie jest masę aresztowań ludzi – mówimy prosto – z KOR-u (oklaski), ale ci ludzie nie są nic winni. Oni nam pomagali, ale nie byli z nami. Nic nie zrobili. Dlatego naprawdę my do nich zaapelujemy, żeby oni nie robili złej roboty, bo my się dogadujemy. Nie będą robili. Ale prosiłbym, żeby ich nie aresztować, żeby ich wypuścić”.
Poparła go pielęgniarka Alina Pieńkowska z prezydium MKS: „Ci ludzie aresztowani obecnie w 1976 pomagali rodzinom robotników zwolnionych ze Stoczni”. Gdy wicepremier Mieczysław Jagielski próbował zbyć żądania stoczniowców, ostro wystąpił Andrzej Gwiazda: „Aresztowania trwają nadal, mamy w tej chwili doniesienia o nowych nazwiskach”.
Chociaż uwięzienie opozycjonistów podgrzewało emocje społeczne, które władze właśnie usilnie starały się studzić, w ostatecznym rozrachunku nie można odmówić kierownictwu PZPR pragmatyzmu. Mało kto w równym stopniu przyczynił się do rozprzestrzeniania się robotniczego buntu, co działacze KOR.
Sierpień ’80, widziany w szerokim planie, stanowił dopełnienie Marca. Dla studentów protestujących w 1968 r. największym dramatem była obojętność robotników, którzy nie ogłosili solidarnościowych strajków i nie poparli buntu na uniwersytetach. To doświadczenie, na równi z brutalnością władzy i kłamstwami propagandy, ukształtowało świadomość marcowego pokolenia.
Piotr Osęka: Sierpień ’80, widziany w szerokim planie, stanowił dopełnienie Marca. Dla studentów protestujących w 1968 r. największym dramatem była obojętność robotników, którzy nie ogłosili solidarnościowych strajków i nie poparli buntu na uniwersytetach. To doświadczenie, na równi z brutalnością władzy i kłamstwami propagandy, ukształtowało świadomość marcowego pokolenia.
Z kolei osłabiona represjami i psychicznie poraniona inteligencja nie zdoła w zorganizowany sposób wesprzeć strajków na Wybrzeżu w 1970 r. Klęska grudniowego protestu była później przedmiotem wielu dyskusji w kręgach formującej się opozycji, głównie wśród pokolenia marcowego. Gdy w czerwcu 1976 r. znów doszło do robotniczych wystąpień – przede wszystkim w Radomiu i Ursusie – a następnie gwałtownych represji ze strony władz, stało się jasne, że tym razem nie wolno zostawić robotników na pastwę losu.
„Myśmy mieli kaca pogrudniowego – wspominał Jacek Kuroń - Skoro był ruch robotniczy należało natychmiast rozpocząć rewindykację inteligencką, bez której nie ma mowy o procesie demokratyzacji. Tymczasem proces demokratyzacji się załamał, bo inteligencja milczała. Myśleliśmy więc, że tym razem przy pierwszym wybuchu robotniczym trzeba dać głos. […] Bardzo ostro mówiłem, że zaczęły się represje, choć nie miałem jeszcze pojęcia, jaki mają zasięg. I że trzeba w tej sprawie zrobić piekło. I że musi to zrobić inteligencja”.
Kuroń nie był w swoich odczuciach odosobniony. Podobnie wspominał tamten czas w 1981 r. Antoni Macierewicz: „Miałem taką generalną myśl, która była wtedy istotnym motorem mojego postępowania: że oto mieliśmy Marzec i Grudzień jako dwa wydarzenia, osobne wystąpienia poszczególnych grup społecznych, które przegrały ze względu na brak synchronizacji i że teraz ta synchronizacja musi nastąpić”.
Konsekwencją było zorganizowanie akcji pomocowej dla prześladowanych i ich rodzin – działalności, w którą włączyły się różne kręgi i środowiska, i która sformalizowana została przez utworzenie 23 września 1976 r. Komitetu Obrony Robotników.
Organizacja szybko się rozrastała, poszerzając zarówno krąg członków oraz współpracowników, jak i zakres działalności. Od wsparcia prawnego i finansowego udzielanego prześladowanym opozycja ewoluowała w stronę budowy niezależnych instytucji społecznych. Komitet Samoobrony Społecznej „KOR”, utworzony w 1977 r., zajmował się zarówno zbieraniem szczegółowych informacji o przypadkach nadużycia władzy i łamania praw pracowniczych, jak i budowania podziemnego ruchu wydawniczego.
Comiesięczne „Komunikaty KSS KOR” prezentowały bieżące dane dotyczące represji wobec robotników, ewidencjonowane przez Biuro Interwencyjne, którym kierowali Zofia i Zbigniew Romaszewscy. Kolejne numery „Robotnika”, pod koniec lat 70 szeroko kolportowane w stoczniach, kopalniach i fabrykach, podpowiadały metody walki o prawa pracownicze, teoretycznie zagwarantowane w prawodawstwie PRL. Opublikowana latem 1979 r. Karta Praw Pracowniczych szczegółowo wyjaśniała robotnikom, jakie żądania mogą wysuwać pod adresem dyrekcji zakładów i rad pracowniczych. Dopełnieniem tej działalności było też utworzenie w Gdańsku, pod auspicjami KOR, Wolnych Związków Zawodowych – które po części zainicjowały wybuch historycznego strajku w Stoczni.
Wobec narastającego kryzysu gospodarczego pod koniec dekady Gierka stało się jasne, że kolejny wielki protest robotniczy jest tylko kwestią czasu. Członkowie i współpracownicy KOR starali się jak najlepiej przygotować na jego nadejście – tak, aby tego buntu partia nie zdołała już spacyfikować.
1 lipca 1980 r. władze ogłosiły podwyżkę cen na mięso i wędliny. Natychmiast wybuchły pierwsze strajki, na razie jeszcze izolowane, m.in. w Ursusie, Mielcu, Świdniku. Następnego dnia KSS KOR wydał oświadczenie, masowo kolportowane, w którym wzywał robotników, by organizowali protest w obrębie swoich zakładów pracy (manifestację uliczną łatwiej było rozbić, a jej uczestników oskarżyć o chuligaństwo i wandalizm). Strajkami kierować miały niezależne, demokratycznie wybrane przedstawicielstwa pracownicze. Jednocześnie autorzy oświadczenia pisali: „Załogi muszą mieć świadomość, że tylko solidarne działanie może przynieść jakiekolwiek dodatnie skutki”.
Lato 1980 r. to dla KOR okres wielkiej próby. Wypracowana w poprzednich latach umiejętność gromadzenia informacji za pośrednictwem rozbudowanej sieci współpracowników teraz okazała się na wagę złota. Telefon w mieszkaniu Jacka Kuronia dzwonił niemal bez przerwy – tutaj spływały doniesienia o proklamowaniu kolejnych strajków, przekazywane z kolei zachodnim mediom.
Żeby uniknąć dekonspiracji, często korzystano z budek telefonicznych. SB podsłuchiwał linię i jeśli w rozmowie padało słowo strajk, natychmiast zrywała połączenie. W tej sytuacji przekazanie kompletnej informacji wymagało wielokrotnego powtarzania telefonów, biegania od budki do budki, z czasem do sieci łączności zdecydowano się też włączyć pozostałych członków KOR.
Piotr Osęka: Lato 1980 r. to dla KOR okres wielkiej próby. Wypracowana w poprzednich latach umiejętność gromadzenia informacji za pośrednictwem rozbudowanej sieci współpracowników teraz okazała się na wagę złota. Telefon w mieszkaniu Jacka Kuronia dzwonił niemal bez przerwy – tutaj spływały doniesienia o proklamowaniu kolejnych strajków, przekazywane z kolei zachodnim mediom.
„Ten znakomity przepływ informacji w lipcu i sierpniu to jeden z największych sukcesów w całej historii KOR-u. – opowiadał później Jan Józef Lipski - A wiadomości spływały nie tylko z miejsc, gdzie mieliśmy współpracowników. Przypadkowi ludzie, którzy gdzieś kiedyś pozapisywali telefony KOR-owskie, jeżeli coś się działo w ich okolicy – strajkował ich zakład albo zakład w ich mieście – zawiadamiali nas o tym. Każdą wiadomość weryfikowaliśmy, wysyłaliśmy w tym celu ludzi w Polskę. I bardzo niewiele strajków umknęło naszej uwadze.”
KOR-owskie kontakty były przydatne także przy relacjonowaniu przebiegu negocjacji w Stoczni Gdańskiej – przez długi czas łączność telefoniczna była odcięta i jedyną drogą kontaktu z resztą kraju byli emisariusze, dzwoniący spoza stoczni. Te doniesienia trafiały następnie do zachodnich dziennikarzy – a stoczniowcy słuchający Wolnej Europy wiedzieli, że świat mówi o ich proteście.
Nie mniej istotne okazały się umiejętności organizowania podziemnego ruchu wydawniczego. W czwartym dniu strajku czworo członków i współpracowników KSS KOR – Ewa Milewicz, Konrad Bieliński, Mariusz Wilk i Krzysztof Wyszkowski – uruchomiło na terenie Stoczni drukarnię i przystąpiło do wydawania „Strajkowego Biuletynu Informacyjnego »Solidarność«”. Po kilku dniach nakład każdego Biuletynu przekraczał już 30 tys. egzemplarzy. Dla strajkujących było to podstawowe źródło informacji.
Milewicz pisała wówczas: „Kolejne numery »Solidarności«, ukazującej się dwa razy dziennie, były dosłownie rozchwytywane. Jeżeli gdzieś na terenie stoczni dostrzegłam zbity i wrzeszczący tłum, wiedziałam: albo rozdają medaliki i święte obrazki od miejscowego biskupa, albo człowiek Konrada dowiózł wózkiem akumulatorowym kolejny numer »Solidarności« ze stoczniowej drukarni”.
Warto pamiętać, że droga do zwycięstwa, jakim było podpisanie Porozumień Sierpniowych, rozpoczęła się niespełna cztery lata wcześniej: 23 września 1976 r.
dr Piotr Osęka
źródło: MHP