W nocy z 17 na 18 września 1939 r., po sowieckiej agresji na Polskę, prezydent RP Ignacy Mościcki, członkowie rządu z premierem Felicjanem Sławojem-Składkowskim oraz Naczelny Wódz gen. Edward Rydz-Śmigły przekroczyli granicę z Rumunią, gdzie następnie zostali internowani. Ciągłość istnienia najwyższych władz państwa polskiego została realnie zagrożona.
Nieznany obiekt
17 września w wyniku napaści ZSRS, będącej pogwałceniem obowiązującego polsko-sowieckiego układu o nieagresji, Armia Czerwona zaatakowała Polskę od wschodu. Agresja była realizacją postanowień paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r., który przewidywał dokonanie przez III Rzeszę i Związek Sowiecki rozbioru Polski.
Internowanie władz RP
Postępy wojsk niemieckich na froncie oraz niespodziewana napaść sowiecka przesądziły o ewakuacji najwyższych władz polskich. Aby uniknąć niewoli, w nocy z 17 na 18 września, prezydent RP Ignacy Mościcki, premier Felicjan Sławoj-Składkowski i towarzyszący im ministrowie przekroczyli w Kutach nad Czeremoszem granicę polsko-rumuńską. Pogrążony w wojnie kraj opuścił także Naczelny Wódz marszałek Edward Rydz-Śmigły, nakazując walczącym oddziałom Wojska Polskiego wycofywanie się w kierunku Rumunii i Węgier.
Pomimo układu sojuszniczego między Polską a Rumunią (zawartego w 1921 r.), rząd rumuński internował władze RP, które po przekroczeniu granicy zamierzały przedostać się do Francji. Odmowę prawa przejazdu (fr. droit de passage) przez terytorium swego kraju Bukareszt uzasadniał niemieckimi groźbami wypowiedzenia Rumunii wojny, która oficjalnie zachowywała status państwa neutralnego.
19 września decyzję o internowaniu przekazał polskiemu ambasadorowi w Bukareszcie Rogerowi Raczyńskiego (rodzony brat ambasadora RP w Wielkiej Brytanii – Edwarda Raczyńskiego) rumuński minister spraw zagranicznych Grigore Gadencu. "Nie szukając żadnych uzasadnień prawnych oświadczył mi z całą szczerością, że znajduje się w niesłychanie ciężkim położeniu. Jest mu niezmiernie ciężko i przykro, że musi na razie zatrzymać Pana Prezydenta RP i Rząd Polski w Rumunii, nie mogąc narazić swój kraj na nierówną wojnę z Niemcami, która musiałaby się skończyć równie katastrofalnymi rezultatami, jak w Polsce" – wspominał R. Raczyński.
Rozmowy w Bicaz
W związku z umieszczeniem najważniejszych osób w państwie polskim w przygotowanych zawczasu ośrodkach odosobnienia, najważniejszym problemem stało się zapewnienie ciągłości legalnych i suwerennych władz RP.
Art. 24 konstytucji kwietniowej stwierdzał, że "w razie wojny okres urzędowania Prezydenta Rzeczypospolitej przedłuża się do upływu trzech miesięcy od zawarcia pokoju; Prezydent Rzeczypospolitej osobnym akrem, ogłoszonym w gazecie rządowej, wyznaczy wówczas swego następcę na wypadek opróżnienia się urzędu przed zawarciem pokoju".
Po napaści Niemiec na Polskę 1 września – zgodnie z konstytucją - prezydent Mościcki desygnował na swego następcę Naczelnego Wodza. Wobec faktu, że został on internowany na terytorium Rumunii po 17 września, zaszła konieczność odwołania jego nominacji oraz wysunięcia nowej kandydatury na głowę państwa.
Po napaści Niemiec na Polskę 1 września – zgodnie z konstytucją - prezydent Mościcki desygnował na swego następcę Naczelnego Wodza. Wobec faktu, że został on internowany na terytorium Rumunii po 17 września, zaszła konieczność odwołania jego nominacji oraz wysunięcia nowej kandydatury na głowę państwa.
Rozmowę na ten temat z Mościckim, osadzonym w królewskim pałacyku myśliwskim w Bicaz, prowadził ambasador R. Raczyński 20 września. Zamierzał on zasugerować prezydentowi konieczność jak najszybszego złożenia urzędu i wyznaczenia swego następcy – który gotów byłby „harmonijnie” współpracować z rządami państw alianckich.
Wobec braku informacji na temat miejsca pobytu gen. Kazimierza Sosnkowskiego (nie przebywał ani na Węgrzech, ani w Rumunii), najpoważniejszymi kandydatami do prezydentury stali się: były minister spraw zagranicznych August Zaleski, prymas August Hlond, dyplomata i światowej sławy pianista Ignacy Jan Paderewski oraz były minister spraw wewnętrznych i marszałek Senatu, wojewoda pomorski Władysław Raczkiewicz.
"Jeśli chodzi o Ignacego Paderewskiego, którego uważał (prezydent Mościcki – W. K.) za najbardziej odpowiedniego kandydata, to zaznaczył, że ze względu na bardzo podeszły wiek i zły stan jego zdrowia nie będzie go można obarczyć tak ciężką misją. O kardynale Hlondzie powiedział natomiast, że chociaż historia przyznaje specjalną rolę polskim prymasom, to ze względu na purpurę kardynalską wyniknąć by mogły bardzo znaczne trudności i skrępowania. Co do dwóch następnych nazwisk wypowiedział się niejasno wskazując, jak trudną jest decyzja jego i jak wielkiego wymaga zastanowienia" – tłumaczył we wspomnieniach R. Raczyński.
Zagadka rodziny Koneckich
Ostatecznie Mościcki zdecydował samodzielnie – jego wybór padł na ambasadora RP w Rzymie gen. Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego. Nominacja ta nie była zaskoczeniem, zważywszy na afiliacje polityczne Mościckiego i gen. Wieniawy-Długoszowskiego (reprezentowali obóz sanacyjny) oraz sympatię, jaką obaj się darzyli.
"Prezydent wręczył mi bez dalszych wyjaśnień dużą zapieczętowaną kopertę i polecił wysłać ją najpewniejszą drogą i możliwie szybko do Ambasadora Łukasiewicza w Paryżu. Prezydent dodał, że gdy otrzymam od p. Łukasiewicza jakiekolwiek wiadomości o +rodzinie Koneckich+, bym je natychmiast przetelefonował do Bicazu, gdyż są to umówione zdania" – wspominał rozmowę z Mościckim polski ambasador. Na prośbę prezydenta dyplomata miał zachować tajemnicę; zawartość koperty była mu jednak nieznana.
Jak się okazało, obok prezydenckiej nominacji w kopercie znajdował się list adresowany do gen. Wieniawy-Długoszowskiego. Mościcki informował w nim ambasadora w Rzymie o swym zarządzeniu oraz przekazywał instrukcje dotyczące dalszego postępowania w celu zażegnania kryzysu. "Ogłosi Pan to zarządzenie po zaistnieniu następujących dwóch warunków: 1). Gdy otrzyma Pan depeszę, żeby się Pan zajął „rodziną Koneckich”. Będzie to oznaczało, iż wkrótce po ogłoszeniu przez Pana załączonego zarządzenia zamierzam zrezygnować. O ogłoszeniu zarządzenia powiadomi mnie Pan depeszą adresowaną do ambasadora R.P. w Bukareszcie, że +Koneckiego rodzina w porządku+. O rezygnacji powiadomiłbym Pana potem słowami: +Dziękuję za zajęcie się Koneckimi+. 2). Warunek drugi: gdy po otrzymaniu ode mnie (ewentualnie bez podpisu i przez ambasadę w Bukareszcie) pierwszej z wymienionych przyszłych depesz stwierdzi Pan, że Marszałek Śmigły znajduje się w warunkach uniemożliwiających mu objęcie i wykonywanie urzędu prezydenta R.P. O otrzymaniu niniejszego pisma wraz z załącznikami proszę mnie powiadomić telegramem, adresowanym do ambasadora R.P. w Bukareszcie (oczywiście bez wymienienia mojej osoby i nadanym z Paryża za podpisem ambasadora Łukasiewicza) – +wszyscy zdrowi+".
W przypadku pomyślnego obrotu spraw Mościcki planował poinformować listownie o swoim wyborze króla Rumunii Karola II.
Veto francuskie na Bolcia
25 września z ambasady w Paryżu nadszedł do Bukaresztu tajny meldunek: "Proszę zakomunikować natychmiast p. Prezydentowi RP +rodzina Koneckich w porządku+. Odpowiedzi Pana Prezydenta RP będę oczekiwać dzisiejszej nocy" – depeszował ambasador RP w stolicy Francji Juliusz Łukasiewicz. Odpowiedź z Bicaz, przesłana następnie do stolicy Francji, brzmiała: "Proszę poprosić Wieniawę ażeby się zajął rodziną Koneckich".
Rząd francuski, a w ślad za nim także brytyjski, nie wyraziły zgody na nominację gen. Wieniawy-Długoszowskiego. Nie bez wpływu na ich decyzję miało stanowisko wpływowych nad Sekwaną polskich polityków nurtu antysanacyjnego z gen. Władysławem Sikorskim (przyszłym premierem emigracyjnego rządu RP) na czele.
Misja dyplomatyczna, w którą z ramienia ustępującego prezydenta zaangażowali zostali ambasadorowie R. Raczyński oraz Łukasiewicz, nie osiągnęła jednak zamierzonego celu. Rząd francuski, a w ślad za nim także brytyjski, nie wyraziły zgody na nominację gen. Wieniawy-Długoszowskiego. Nie bez wpływu na ich decyzję miało stanowisko wpływowych nad Sekwaną polskich polityków nurtu antysanacyjnego z gen. Władysławem Sikorskim (przyszłym premierem emigracyjnego rządu RP) na czele.
26 września stanowisko francuskiego rządu przedstawił R. Raczyńskiemu ambasador Francji w Bukareszcie Adrien Thierry: "Rząd francuski został poinformowany przez ambasadora RP w Paryżu, że prezydent RP desygnował swego ambasadora w Rzymie jako ewentualnego swego następcę. Proszę natychmiast zakomunikować ustnie panu Mościckiemu, że rząd francuski, nie mając zaufania do wyznaczonej osoby, nie widzi ku żywemu swemu żalowi możliwości uznania jakiegokolwiek rządu powołanego przez gen. Wieniawę".
Tego samego dnia premier Francji Edouard Daladier napisał w depeszy do francuskiego ambasadora w Londynie Charlesa Corbina: "Oto informacje, jakie posiada wydział dyplomacji o osobie generała Wieniawy. Był on dawniej oficerem marszałka Piłsudskiego, którego zabawiał dowcipami i różnymi facecjami. Zachował (…) pewną fantazję w obejściu, która pod pozorem wielostronnej kultury zdradza rozwiązłość tak duchową, jak i obyczajową. Ten beztroski kawalerzysta jest w Polsce bardzo popularny, słynie z niepowściągliwych obyczajów i niewybrednego słownictwa. Pięć dni temu, wsiadając w Mediolanie do Sud-Express, by udać się do Paryża, był kompletnie pijany. Przychylności pana Becka, z którym jest w zażyłych stosunkach, zawdzięcza, że osiemnaście miesięcy temu otrzymał ku ogólnemu zdumieniu nominację na ambasadora w Rzymie. Kredytu zaufania u swoich rodaków nominacją tą nie zwiększył. (…) Należy on do owego klanu piłsudczyków, na który stale musimy narzekać. Ponadto osobistości polskie znajdujące się we Francji, pan Zaleski i generał Sikorski w pierwszym rzędzie, podkreślili w sposób bardzo kategoryczny, że nie mogliby z nim współpracować".
W tej sytuacji R. Raczyński postanowił jak najszybciej poinformować Mościckiego o stanowisku mocarstw. "Połączyłem się możliwie jak najprędzej telefonicznie z Bicazem, zapowiedziałem swój przyjazd, podałem do wiadomości p. Prezydenta ostatnią komunikację paryską oraz dodałem +że nastąpiło veto francuskie na Bolcia+" – relacjonował dyplomata.
W międzyczasie do Mościckiego dotarł list gen. Wieniawy-Długoszowskiego (z datą 27 września), który – dziękując prezydentowi za okazanie zaufanie – zrzekł się godności jego następcy.
Wybór Władysława Raczkiewicza
Prezydent, z którym 27 września spotkał się R. Raczyński (razem z Jerzym Giedroyciem), nie krył zaskoczenia sprzeciwem aliantów na nominację gen. Wieniawy-Długoszowskiego, ingerujących w ten sposób w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej. Mościcki tłumaczył, że wybór ambasadora RP w Rzymie miał być w myśl jego słów jedynie posunięciem przejściowym. Wskazanie najwłaściwszego kandydata na prezydenta miało nastąpić po zażegnaniu kryzysu.
Podczas spotkania R. Raczyński przedstawił prezydentowi nowe okoliczności – należało jak najszybciej podjąć decyzję o wyborze głowy państwa ze względu na przewidywaną kapitulację Warszawy i pozostającą w związku z tym "groźbę stworzenia jakiegoś faktu dokonanego ze strony Niemców". Aby działać możliwie jak najszybciej, alianci zobowiązali się przesłać do Bukaresztu noty z listą kandydatów, które skłonne byłyby zaakceptować.
29 września do ambasady RP w stolicy Rumunii wpłynęło pismo z podpisami ambasadorów E. Raczyńskiego i Łukasiewicza, gen. Wieniawy-Długoszowskiego oraz szefa Kancelarii Cywilnej Prezydenta RP, ministra Stanisława Łepkowskiego. Wszyscy poparli kandydaturę Raczkiewicza (wybierali także spośród kard. Hlonda i Zaleskiego), pełniącego funkcję prezesa Związku Polaków Zagranicą. "Ma on największe szanse penetracji opinii polskiej. Nie uważamy za możliwe uprzednie oficjalne uzgadnianie kandydatów z rządem francuskim i angielskim i sądzimy, że trzeba ponieść pewne ryzyko" – uzasadniali dyplomaci.
Tymczasem francuski ambasador Thierry w imieniu Daladiera nalegał na powzięcie szybkiej decyzji w obliczu m.in. zawarcia przez Niemcy i Związek Sowiecki nowego traktatu o granicach i przyjaźni (28 września), grożącego nowymi komplikacjami sprawy polskiej. Jednocześnie francuski szef rządu aprobował kandydaturę Raczkiewicza stwierdzając, że Francja powita jego wybór „z całą życzliwością”.
Wobec naglącej konieczności podjęcia decyzji najwyższej wagi państwowej, 29 września wieczorem Mościcki pisemnie zrzekł się prezydentury. Rezygnację Mościckiego, zaadresowaną do nowej głowy państwa, R. Raczyński wysłał 2 października kurierem do Paryża. Pismo nosiło datę 30 września - dzień ten oficjalnie rozpoczynał urzędowanie Raczkiewicza jako pierwszego prezydenta RP na emigracji.
Wobec naglącej konieczności podjęcia decyzji najwyższej wagi państwowej, 29 września wieczorem Mościcki pisemnie zrzekł się prezydentury. Rezygnację Mościckiego, zaadresowaną do nowej głowy państwa, R. Raczyński wysłał 2 października kurierem do Paryża. Pismo nosiło datę 30 września - dzień ten oficjalnie rozpoczynał urzędowanie Raczkiewicza jako pierwszego prezydenta RP na emigracji.
Nominację prezydencką dla Raczkiewicza antydatowano na 17 września. "Na podstawie art. 24 ust. 1 Ustawy Konstytucyjnej wyznaczam p. Władysława Raczkiewicza b. Marszałka Senatu na następcę Prezydenta Rzeczypospolitej na wypadek opróżnienia się urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej przed zawarciem pokoju. Z chwilą ogłoszenia niniejszego zarządzenia – zarządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dn. 17 września 1939 r. o wyznaczeniu generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego na następcę Prezydenta Rzeczypospolitej traci moc obowiązującą" – głosiło zarządzenie Mościckiego, wydrukowane w Dzienniku Urzędowym RP „Monitorze Polskim”.
***
Kryzys prezydencki został zażegnany w momencie, gdy trwały jeszcze walki zdziesiątkowanych oddziałów Wojska Polskiego z agresorami niemieckim i sowieckim. W grudniu 1939 r. ostatni prezydent II RP wyjechał do Szwajcarii. Tam też, w Versoix pod Genewą, zmarł 2 października 1946 r.
Waldemar Kowalski
Źródło: Muzeum Historii Polski