Po 72 latach trudno się spodziewać, że dowiemy się czegoś nowego o Powstaniu Warszawskim. Z opóźnieniem, ale w końcu opisano je i upamiętniono na wszelkie możliwe sposoby, zadano wszystkie pytania, zbudowano muzeum. Niektóre pytania, w tym te najważniejsze: o sens, powody i skutki pozostaną bez jednoznacznych odpowiedzi. Oprócz pytań i odpowiedzi są jeszcze świadectwa. Dziś nowych jest już bardzo niewiele.
Pamięć ich wiekowych autorów (często zresztą imponującą) otacza smuga cienia, która często wspomnienia zniekształca: jedne wyostrza, inne wypiera. Mają one jednak swoją szczególną wartość. Wspomnienia świadków i uczestników wydarzeń tak wiele mówią o pojedynczym człowieku w historii, i tak wiele uczą o niej. Bohaterki książki „Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego” zdają relację z wojennych losów i bohaterstwa, do którego nikt ich nie przygotowywał.
Wspomnienia łączniczek wydane zebrane przez Marię Fredro Boniecką i Wiktora Krajewskiego, wydane przez WAB mają pewną szczególną cechę. Ich bohaterki i autorki w momencie wybuchu wojny miały lat kilkanaście, chodziły najczęściej do szkoły podstawowej zwanej wówczas powszechną. Pochodziły z dostatnich, szczęśliwych rodzin i z życiem innym niż idylla nie miały żadnego kontaktu. Największą przygodą mogło być kupno za dużego płaszcza. Z tej krainy szczęśliwości brutalnie wpadają we wrzesień 1939. To szok tak wielki, że niektóre z nich wspominając czasy przedwojenne same wątpią, że rzeczywiście one istniały. Wysiedlone, rozdzielone z rodziną, pozbawione dotychczasowego statusu, mieszkania, stylu życia, ojców z bólem i trudem ale odnajdują sposób na życie. Pomagają rodzicom, szmuglują, uczą się na kompletach a przede wszystkim pchają się z całych sił do konspiracji. Trochę jak nierozważne nastolatki na skraj dachu a trochę jak nieodrodne córki patriotycznego, międzywojennego społeczeństwa. Jedna z bohaterek – autorek wspomnień Zofia Słojkowska zachowała pamiątkę z lat wojny dziewczęcy pamiętnik. Na pożółkłych stronach koleżanki z tajnych kompletów pisały „Wiara i Ojczyzna, to wielki Ołtarz, a człowiek to źdźbło miry, którego przeznaczeniem spalić się na chwałę Ołtarza”, a nauczycielki dodawały „Czyny ludzi przynoszą blask Ojczyźnie”. Nic dziwnego, że dorastające i uformowane w takich warunkach nie miały żadnych wątpliwości, że bardziej niż o siebie samą trzeba dbać o Ojczyznę i troszczyć się o rodzinę.
Nastoletnie autorki wspomnień przed i podczas powstania najczęściej były łączniczkami. Poza jedną Maria Stypułkowską - Chojecką z Parasola nie brały udziału w spektakularnych akcjach zbrojnych ryzykowały jednak nie mniej niż inni, a może i bardziej, bo bez broni, i ryzykowały wszystko: swoje życie.
Nastoletnie autorki wspomnień przed i podczas powstania najczęściej były łączniczkami. Poza jedną Maria Stypułkowską - Chojecką z Parasola nie brały udziału w spektakularnych akcjach zbrojnych ryzykowały jednak nie mniej niż inni, a może i bardziej, bo bez broni, i ryzykowały wszystko: swoje życie. Tak jak wszyscy podziemni żołnierze były spragnione posiadania broni i gdy ta im się trafiała cieszyły się jak szalone. Tak jak Wanda Traczyk-Stawska „Pączek”, która miała własny pistolet maszynowy Błyskawica i tak bardzo była do niego przywiązana do niego, że kiedy po kapitulacji musiała złożyć broń koledzy dali jej na pocieszenie maskotkę – małpkę o imieniu Peemek.
Losy dziewięciu kobiet, bohaterek książki „Łączniczki” łączy droga tego warszawskiego pokolenia: lęk, bieda, bunt, walka, cierpienie. Każda z nich ma jednak swoją indywidualną opowieść, oszczędną i stonowaną, bo to przecież „panienki z dobrych domów”. Nie epatują horrorem, ale ujmują wrażliwością. Lepiej niż autorzy wspomnień o walce widzą męczeństwo i odwagę sanitariuszek, zagubienie i dzielność dzieci, rozpacz rozdzielonych rodzin.
Musiały być poważnymi dziewczynkami, bo rzadko wspominają chwile zabawne czy romantyczne. Czasami tylko jak „Doskonała strateg” Balbina Szymańska - Ignaczewska dyskretnie wspomną: 18 sierpnia „lubiłam ppor Romana. Podobał mi się. Czułam, że ma do mnie zaufanie. To mi pochlebiało”, aby 1 września dodać „Podbiegliśmy do fortu. +Roman+ leżał tam nieżywy, a jego zegarek na ręku wciąż tykał. Zdążyliśmy się ze sobą zżyć. To był dla mnie najboleśniejszy dzień”. Po 70 latach są nadal dyskretne jak Barbara Wilczyńska- Sekulska, która wspomina swojego „adoratora” „Spotykaliśmy się rano w sobotę na mszy w kościele Zbawiciela. Zawsze przynosił mi jakiś kwiatek, który wpinałam we włosy i szliśmy na spacer do Łazienek. Miałam wtedy 14, 15 lat”. I dodaje: „Wiem, że on tez brał udział w powstaniu. Został ranny i trafił do szpitala na Sadybie, a szpital został spalony przez Ukraińców. W każdym razie nie znaleziono jego ciała, do dziś nie ma grobu”. A my, czytelnicy, wiemy o nim tylko, że był kolegą kuzyna-Janka i był z Żoliborza.
Nie kreują się na bohaterki, choć potrafią być dumne z tego co robiły i nie wstydzą się przyznać do słabości: „mnie, Zochę i Irkę uratował pewien kolejarz. Widząc młode, zapłakane dziewczyny postanowił się chyba zlitować i ukrył nas w wagonie towarowym”. Nie tracą zimnej krwi i czasami nie wahają się skorzystać z chwilowej przychylności losu jak „Honorowa marzycielka” Krystyna Królikiewicz-Harasimowicz, która uratowana z rąk własowców przez niemieckiego oficera rusza dalej do Zieleniaka na Ochocie i pyta wybawcę „czy pan może mi towarzyszyć? ”aby później odwdzięczyć mu się flakonikiem wody Soir de Paris, którą ten wypija na jej oczach.
Bohaterki tej niepozbawionej swoistego młodzieńczego patosu książki dożyły sędziwego wieku. Zbudowały całkiem nowe życie, choć na wieść, że wkraczają Rosjanie jedna z nich zapisała „ O Boże, znowu się zaczyna” i nie zapomniały ani o idylli czasów utraconego dzieciństwa ani o powstańczych współtowarzyszach. Nie oceniają ani rozkazów ani postaw. Wspominają ludzi. I nawet jeśli tego nie mówią wprost, to można przypuszczać, że mogłyby podpisać się pod poglądem „Kamy” Marii Stypułkowskiej – Chojeckiej: „Nienawidzę wojny… Nie lubię kiedy zabijają ludzi… Ale to moje <nie lubię> wtedy nic nie znaczyło. I dalej nic nie znaczy”.
„Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego”, Maria Fredro-Boniecka, Wiktor Krajewski, wydawnictwo WAB
Źródło: Muzeum Historii Polski