Na warszawskim Pomniku Tysiąclecia Jazdy Polskiej wymieniono czterdzieści trzy bitwy, w których walczyła polska jazda na przestrzeni niemal dziesięciu stuleci. Dla wielu zaskoczeniem jest ostatnia z nich, dziś zupełnie zapomniana: Borujsko 1945. Dokładnie siedemdziesiąt lat temu jeźdźcy z orzełkami na czapkach po raz ostatni ruszyli do szarży.
Dzieje polskiej jazdy stanowią jedną z najpiękniejszych kart polskiej historii. W ciągu całej historii państwa polskiego jeźdźcy stanowili elitę polskiej armii, przesądzającą o wyniku dziesiątek bitew i mniejszych potyczek. Formacja ta stała się elementem polskiej tożsamości i mitologii narodowej. Z jej losami nierozerwalnie związane było powodzenie państwa i społeczeństwa. Polska jazda stanowiła cudowną broń armii Rzeczpospolitej w okresie wojen XVII w. przesądzającą o losach większości starć. Upadek husarii na początku XVIII w. zwiastował zmierzch potęgi I Rzeczpospolitej. Powstanie Kawalerii Narodowej w okresie stanisławowskim było jednym z symboli modernizacji To kawalerzyści generała Madalińskiego dali sygnał do wybuchu powstania kościuszkowskiego.
Epopeja napoleońska nie zaistniałaby w polskiej świadomości bez szarży pod Somosierrą i tragicznej bitwy pod Lipskiem. Nawet w okresie powstania styczniowego niektóre oddziały przywoływały pamięć polskich tradycji kawaleryjskich. Pierwszy patrol Legionów Polskich Piłsudskiego pod dowództwem legendarnego Władysława Beliny-Prażmowskiego w sierpniu 1914 r. stanowił zaczątek polskiej kawalerii, odrodzonej po ponad 80 latach. Swój największy triumf kawaleria święciła w trakcie wojny bolszewickiej skutecznie niszcząc potężne armie konne przeciwnika. W trakcie II wojny światowej na kawalerzystach spoczął największy ciężar zadania niemożliwego do wykonania: obrony polskiej wolności. Likwidacja wszelkich tradycji polskiej jazdy po 1945 r. była celem szerszego planu zmiany polskiej świadomości narodowej w duchu komunistycznego totalitaryzmu. Jej odrodzenie po 1989 r. wyrażało pragnienie powrotu do wartości ważnych dla polskiej świadomości.
Mit klęski
Druga wojna światowa, szczególnie w jej ostatniej fazie kojarzy nam się głównie z bitwami potężnych formacji pancernych wspieranych przez lotnictwo. Prawda jest jednak znacznie bardziej skomplikowania. Niemal wszystkie strony (włącznie z USA) używały w jej trakcie formacji konnych. Od pierwszego do niemal ostatniego dnia jej trwania na polach bitew pojawiali się jeźdźcy odnosząc zaskakujące sukcesy. Wbrew temu po 1945 r. w PRL kultywowano czarną, nieprawdziwą legendę rzekomo przestarzałej kawalerii. Rzeczywiście w okresie międzywojennym wiele dyskutowano nad miejscem kawalerii na polach bitew. Nikt jednak nie podważał celowości istnienia szybkiej, mobilnej formacji mogącej przechylać szalę zwycięstwa niczym siły specjalne w XXI wieku.
Polscy stratedzy lat trzydziestych zdawali sobie również sprawę z legendy kawalerii i jej znaczenia dla polskiego patriotyzmu. Stąd wszystkie budowane wówczas oddziały pancerne i zmotoryzowane odwoływały się do tradycji kawaleryjskich. Rewolucja technologiczna dokonująca się w Wojsku Polskim w drugiej połowie lat trzydziestych pozostawiła ślad w pułkowych żurawiejkach (przyśpiewkach kawaleryjskich). Ułani 24. Pułku Ułanów z Kraśnika śpiewali:
„Piją wódkę, grają w karty
To jest pułk dwudziesty czwarty
Już nie konny. Motorowy.
Zawsze dzielny i morowy”
Jeden z największych polskich dowódców II wojny światowej Stanisław Maczek pisał: „szybszy od konia jest motor, gdy stanie się sprzętem terenowym – to równie giętki, a pancerz i silna broń ogniowa predestynują te nowe związki operacyjne do zastąpienia kawalerii konnej”. Wybuch wojny przekreślił plany pełnej modernizacji polskiej kawalerii. Mimo to między bajki należy jednak włożyć opowieści o polskich ułanach atakujących niemieckie czołgi. Ten absurdalny obraz pojawił się po raz pierwszy w propagandowych wspomnieniach niemieckiego dowódcy wojsk pancernych gen. Heinza Guderiana. W kolejnych miesiącach obraz ten został utrwalony w niemieckiej propagandzie, a nawet na zachodzie, gdzie do kompromitującej klęski Francji krytykowano Polaków za przegraną we wrześniu 1939. Po wojnie obraz został utrwalony w propagandzie PRL mającej na celu zniszczenie obrazu II RP.
Kozackie szable
Dowodem trwałości kawaleryjskiego etosu jest odradzanie się przedwojennych pułków ułanów w niemal wszystkich polskich silach zbrojnych II wojny światowej: we Francji, na Bliskim Wschodzie, w Armii Krajowej i Narodowych Siłach Zbrojnych, Armii Berlinga oraz walczących z komunistami oddziałach podziemia niepodległościowego. Chyba najbardziej zaskakująca w tym zestawieniu jest obecność tworzonego z inspiracji Stalina kolaboranckiego tzw. Ludowego Wojska Polskiego pod dowództwem ppłk. Zygmunta Berlinga. Celem tej formacji było stworzenie mitu wyzwolenia ze wschodu oraz zakwestionowanie legalności polskiego rządu w Londynie. Tym samym ideowym przesłaniem było zerwanie z dziedzictwem przeszłości i tradycjami polskiej armii. Mimo to komuniści pragnęli zadbać o pozory patriotyzmu tej formacji. Dlatego postanowili zachować większość symboli polskiej armii takich jak: czapki rogatywki, zbliżony do przedwojennego krój mundurów, stopnie wojskowe czy obieranie za patronów polskich bohaterów narodowych (Tadeusza Kościuszki, Romualda Traugutta, Bohaterów Westerplatte).
Wiosną 1944 r. w ośrodku Armii Czerwonej w Sumach na Ukrainie rozpoczęło się tworzenie 1 Brygady Kawalerii. Niewielką część kadr dowódczych stanowili niżsi oficerowie i podoficerowie przedwojennej polskiej kawalerii. Wśród zwykłych żołnierzy dominowali ci, którzy nie zdążyli zaciągnąć się do armii generała Andersa ewakuowanej z ZSRS na Bliski Wschód. Większość z nich pochodziła z kresowych pułków podolskich i wołyńskich wziętych do niewoli przez Sowietów pod koniec września 1939 r. Wśród nich byli też weterani wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. Niewielką część stanowili wzięci do niewoli przymusowo wcieleni do Wehrmachtu Polacy.
Z powodu braków kadrowych większość dowódców stanowili, podobnie jak w pozostałych jednostkach Armii Berlinga, oficerowie sowieccy, legitymujący się polskim pochodzeniem. Wśród nich był dowódca tworzonej brygady płk. Włodzimierz (Władimir) Radziwanowicz, postać o niezwykle ciekawym, jak na sowieckiego oficera życiorysie. Pochodził z polskiej rodziny z Petersburga. W 1918 r. w wieku zaledwie 15 lat wstąpił do tworzącej się Armii Czerwonej. W kolejnych latach walczył w wojnie domowej. W wieku 19 lat został zastępcą szefa jednej ze szkół kawalerii. W kolejnych latach służył w Wojskach Ochrony Pogranicza z których został wyrzucony w 1937 r. w ramach czystek stalinowskich obejmujących między innymi oficerów polskiego pochodzenia. Co ciekawe w kolejnych latach studiował języki obce w Moskwie. Stał się poliglotą. Biegle władał między innymi szwedzkim, tureckim, angielskim i hiszpańskim. W 1941 r. został zmobilizowany. Brał między innymi w bitwie stalingradzkiej. W 1943 r. został przeniesiony do tworzącej się 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki a następnie brygady kawalerii.
Pomimo propagandowego wydźwięku tworzenia się brygady jej dowództwo miało ogromne problemy z wyposażeniem jednostki. Brakowało koni, mundurów, broni, a nawet papieru do sporządzania rozkazów. Za wszelką cenę dbano jednak o pozory nawiązywania do polskich tradycji, choć nie zawsze z najlepszym skutkiem. W armii sowieckiej nie znano eleganckich, lśniących oficerek wyróżniających przedwojennych kawalerzystów. Zastąpiono je topornymi sowieckimi kamaszami noszonymi również przez wszystkie pozostałe oddziały berlingowców. Na kamasze polscy kawalerzyści zakładali zdobyczne niemieckie ostrogi. Dziwaczny wygląd „ludowej kawalerii” uzupełniały ciężkie kozackie szable w drewnianych pochwach, nieprzypominające ułańskich szabel z lat trzydziestych.
Szlak bojowy
15 sierpnia w rocznicę Bitwy Warszawskiej 1920 r., obchodzonego wzorem II RP jako Dzień Żołnierza kawalerzyści wzięli udział w odbywającej się w Lublinie defiladzie. Oddziały przemaszerowały przed trybuną z której pozdrawiał je Bolesław Bierut, przewodniczący Krajowej Rady Narodowej. Paradoksalność tej sytuacji chyba najlepiej ilustruje stosunek narzuconych przez ZSRS władz nowej Polski do tradycji polskiej armii. Wkrótce potem brygada ruszyła na front.
Kilkanaście dni później polscy kawalerzyści znaleźli się w pobliżu najcięższych walk o przyczółek warecko-magnuszewski w widłach Wisły i Pilicy. W okolicach Garwolina po raz pierwszy zetknęli się z miejscową ludnością. Jak przyznawali w swoich wspomnieniach żołnierze brygady większość była nastawiona nieufnie do przybywającego wraz z wojskami sowieckimi wojska polskiego. Wielu wprost deklarowało przywiązanie wierność rządowi Polskiemu w Londynie.
Prawdziwym chrztem bojowym były dla ułanów walki o warszawską Pragę i po lewej stronie Wisły. Najbardziej znanym epizodem z dziejów Armii Berlinga w trakcie powstania warszawskiego była próba zdobycia tak zwanego przyczółku czerniakowskiego między 16 a 23 września 1944 r. Jednak niemal zupełnie nieznana jest próba opanowania przez berlingowców brzegu Wisły w okolicach Mostu Kierbedzia (obecnie Śląsko-Dąbrowskiego). Dowództwo armii zgodziło się początkowo na przeprawienie zaledwie około 40 żołnierzy z 3. Dywizji Piechoty. Po dwóch dniach walk, 17 września zostali wsparci przez żołnierzy kawalerii. Cała akcja była przygotowana równie nieudolnie jak na innych warszawskich przyczółkach. Żołnierzom brakowało tratw, amunicji, rozpoznania oraz przede wszystkim wsparcia sowieckiej i polskiej artylerii. Co gorsza, jak nie ukrywają w swoich wspomnieniach żołnierze brygady, ich dowództwo wprowadzało ich w błąd. Otrzymali oni informację o opanowaniu Krakowskiego Przedmieścia przez powstańców, podczas gdy cały rejon już od kilkunastu dni był kontrolowany przez Niemców. Nieznany był również cel całej operacji. Biorący w niej udział żołnierze uważali, że ich zadaniem jest odepchnięcie Niemców od Wisły i stworzenie w ten sposób warunków do przeprawy większych sił. Dla dowództwa celem walk wokół Mostu Kierbedzia miało być odciągnięcie uwagi nieprzyjaciela od lądowania na Czerniakowie i Żoliborzu. Niekompetencja dowódców brygady kosztowała życie 35 kawalerzystów, 31 znalazło się w niewoli, zaledwie garstka wróciła 19 września na praski brzeg Wisły. Konsekwencją krwawych walk wokół mostu było obciążenie za ich niepowodzenie niższych oficerów, między innymi dowódcy obrony przyczółku ppor. Władysław Koryckiego, który został przeniesiony do karnej kompanii.
17 stycznia wraz z innymi oddziałami Armii Berlinga brygada wkroczyła do niemal opuszczonych przez Niemców ruin Warszawy. Jeden z ułanów wspominał: „Warszawa była nie do opisania. Jak okiem sięgnąć, jedno wielkie cmentarzysko. Ludzi jednak nic nie hamowało, płynęli niepowstrzymaną falą niosąc na plecach swój skromny dobytek. [...] Ludzie dzielili się ostatnim kawałkiem chleba i wręczali ułanom drobne upominki”.
W lutym 1945 r. 1. Brygada Kawalerii wzięła udział w tak zwanej operacji pomorskiej. Jej końcowym epizodem była historyczna szarża pod Borujskiem. Położona niedaleko Drawska wieś była częścią umocnień niemieckiego Wału Pomorskiego mającego zatrzymać sowiecki marsz w kierunku Odry. W podmokłym terenie, gdy zawiodły natarcia czołgów podjęto decyzję o użyciu 1. Brygady Kawalerii. W większości swoich wcześniejszych bitew jej żołnierze walczyli tak jak piechota, jedynie przemieszczając się konno. Tym razem mieli wziąć udział w prawdziwej szarży.
We wspomnieniach z tego dnia bitwa przypominała romantyczne wizje dawnych potyczek. Jej uczestnicy zdawali sobie sprawę, że w kontekście coraz wyraźniejszej klęski Niemiec jest to być może ostatnia prawdziwie kawaleryjska szarża w historii polskiej armii: „około 15.45 trębacze grupy konnej odegrali hasło przejścia do natarcia. Ten zapomniany już przez wszystkich sygnał jakże często stosowany we wszystkich bitwach kampanii wrześniowej [...] . W jazgocie broni maszynowej i gwiździe kul szwadrony rozsypane w tyralierę szarżowały w kierunku Borujska, a za nimi szły czołgi i działa pancerne”. Dowódca szarży, podporucznik Zbigniew Starak wspominał w 1987 r.: „szarża przedstawiała się malowniczo. Ostrym galopem doszliśmy do toru kolejowego, wyminęliśmy gniazda rannych i przeskoczyliśmy przezeń. Wymijaliśmy zdziwionych żołnierzy 2 dywizji piechoty i prawie bez strat zaatakowaliśmy okopy przeciwnika, z których pryskali jak myszy spod miotły wystraszeni żołnierze niemieccy porzucając broń. Cięliśmy ich i dalej”.
Z odległości kilkuset metrów szarżę obserwował oficer polityczny brygady major Stanisław Arkuszewski. Towarzyszył mu sowiecki generał Stanisław Popławski, nowy dowódca I Armii WP po zdymisjonowaniu Zygmunta Berlinga, znany później z dowodzenia oddziałami tłumiącymi poznański czerwiec w 1956 r. Początkowo nic nie wskazywało na sukces polskiej kawalerii: „widziałem zdenerwowanie na twarzy obserwującego walkę, zwykle spokojnego generała Stanisława Popławskiego. Zanosiło się, że armia nie wykona zadania. [...] Najpierw ruszyły czołgi, ale w żółwim tempie. Po 15 minutach ruszyli ułani – cóż to był za widok. Szli jak burza. Wyminęli czołgi i pomknęli na Borujsko”.
W bitwie o Borujsko zginęło 8 ułanów, a 10 zostało rannych. Były to niewielkie straty w porównaniu do innych oddziałów, które w trwających niemal dwa tygodnie walkach straciły nawet 40 proc. żołnierzy.
Polscy kawalerzyści w ostatnich tygodniach wojny walczyli nad Odrą. Ich przedstawiciele wzięli udział w uroczystych ponownych zaślubinach Polski z morzem w Mrzeżynie. W kwietniu 1945 roku walczyli w Brandenburgii docierając 23 kwietnia do przedmieść Berlina. Na początku maja kawalerzyści znaleźli się nad Łabą kończąc dziewięciomiesięczne walki. W ich trakcie zginęło 255 ułanów, ponad 1000 zostało rannych.
***
Tuż po zakończeniu wojny 1. Brygada Kawalerii została przekształcona w 1. Warszawską Dywizję Kawalerii. Została ona ostatecznie rozwiązana 27 stycznia 1947 r. Wydzielono z niej stuosobowy szwadron reprezentacyjny stacjonujący w warszawskiej Cytadeli. Jednak już w połowie 1948 r. ten ostatni w PRL oddział kawalerii został rozwiązany.
Kres kawalerii w Ludowym Wojsku Polskim zbiegł się z wyjazdem do ZSRS pierwszego dowódcy brygady gen. Władimira Radziwanowicza. Na wojskowej emeryturze został szefem katedry języków obcych jednej z moskiewskich szkół wojskowych. Dwa lata po śmierci Radziwanowicza, w 1959 r. wydano jego wojenne wspomnienia „Pod polskim orłem”.
Borujsko było ostatnią bitwą klasycznej polskiej kawalerii. Tradycja tej legendarnej polskiej formacji odrodziła się jednak po raz kolejny po 1989 r. Wiele nowoczesnych jednostek desantowych i szturmowych postanowiło kontynuować historię najbardziej legendarnej polskiej formacji. Przykładem są brygady kawalerii powietrznej i pancernej nawiązujące do tradycji wojska II RP oraz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W 2000 r. staraniem miłośników polskiej jazdy powołano Szwadron Kawalerii Wojska Polskiego. Jego zadaniem jest kultywowanie tradycji polskiej jazdy. Bez wątpienia więc historia polskiej kawalerii przetrwała okres zapomnienia po 1948 r. i wciąż może być doskonałym wzorem funkcjonowania nowoczesnej i skutecznej formacji wojskowej zakorzenionej w trwającej przeszło tysiąc lat historii.
***
W pracy nad artykułem korzystałem z następujących monografii:
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski „Hej, hej ułani... Z dziejów 1 warszawskiej brygady (dywizji) kawalerii”, Warszawa 1996.
B. Królikowski „Kres ułańskiej epopei”, Lublin 2007.
P. Jaźwiński „Oficerowie i dżentelmeni. Życie prywatne i służbowe kawalerzystów Drugiej Rzeczpospolitej”, Warszawa 2011.
Michał Szukała