W 20. rocznicę śmierci Jerzego Kosińskiego wydawnictwo Czerwone i Czarne wznowiło „Czarnego ptasiora” Joanny Siedleckiej. Książka demistyfikuje okupacyjne losy autora „Malowanego ptaka”.
Jerzy Kosiński w swej najbardziej znanej książce "Malowany ptak", która przyniosła mu sławę i pieniądze, opisuje dramat chłopca, umieszczonego przez rodziców w odległej od cywilizacji wsi, czekającego w nadziei na ratunek przed nadchodzącą Zagładą. Chłopcu o śniadej cerze, kruczych włosach, haczykowatym nosie i „urocznych” oczach udaje się przeżyć; doznaje jednak wielu upokorzeń i prześladowań ze strony miejscowych. Jest topiony w kloace i przerębli, wieszany za ręce i szczuty psem, prowadzony na rozstrzelanie i bity. Jest też świadkiem niezwykłych okrucieństw i nieprawości, jakich dopuszczali się mieszkańcy wsi - wydłubujący oczy łyżką, mordujący swych współplemieńców, współżyjący z kozami, wreszcie oczekujący przy torach kolejowych transportów Żydów, aby pomachać maszyniście.
Ten obraz polskiej wsi czasu okupacji utrwalony przez Jerzego Kosińskiego stał się na lata jednym z najbardziej wymownych świadectw Holokaustu, i prawdą epoki.
„Malowany ptak” – po książce Siedleckiej i biografii Kosińskiego Sloana - nie jest już dziś traktowany jako dokument Zagłady. Nie jest wstrząsającą powieścią z elementami autobiografii, ani nawet „autofikcją”. Zderzony przez Siedlecką z relacjami świadków stał się przede wszystkim przykładem literackiej mistyfikacji, jak daleko można się posunąć w kreowaniu własnej biografii.
Joanna Siedlecka pojechała do Dąbrowy Rzeczyckiej nad Sanem w pobliżu Stalowej Woli, w której rozpoznała wieś z okupacyjnych lat małego Jurka. Jednak, wbrew opisom w „Malowanym ptaku”, nie spotkała tam sadystów i morderców. Znalazła ludzi, którzy pomogli rodzinie - jak mówili - „Kusińskich” przeżyć: ks. Eugeniusz Okoń wskazał mieszkanie w baraku, gospodarz Andrzej Warchoł wynajął je tylko za „lokatorne”, inni wciągnęli ojca Jurka, czyli „profesora Kusińskiego”, do pracy w punkcie skupu, ostrzegali przed nadchodzącymi niebezpieczeństwami, zaś wszyscy ukrywali prawdę o pochodzeniu przybyszy, którą dobrze znali.
Autorka pisze, że w „Malowanym ptaku” są sceny, „które faktycznie miały miejsce, ale Kosiński podmalował je na czarno, wzbogacił o okrucieństwo, którego nie było”. Jurek rzeczywiście upuścił mszał podczas nabożeństwa, ale nie spotkał się z tego powodu z nienawistną reakcją chłopów, a na pewno nie był topiony w kloace w wyniku czego stracił głos. Rzeczywiście – pisze autorka - miejscowi chłopcy kilka razy dopadli Jurka, „próbowali zdjąć mu spodnie, zobaczyć ptaka, ale wyłącznie z ciekawości. Nigdy jednak do tego nie doszło, zawsze jakoś uciekł”. A sami sprawcy dostali lanie od rodziców.
Były tam też rzeczywiście opisane w książce bagna, betonowe bunkry, most na Sanie pilnowany przez Niemców, zabawy z trotylem, własnoręcznie robione łyżwy i własowcy. Przede wszystkim był tam ptasznik – Lech, sąsiad Kosińskich, który zastawiał sidła, łapał ptaki potem je uwalniał, czasami też malował wapnem i wypuszczał, aby obserwować jak są atakowane przez inne ptaki.
Jerzy Kosiński nigdy nie przyznał publicznie, że jako chłopiec nie błąkał się po polskich wsiach, przeciwnie – przetrwał szczęśliwie wraz z rodzicami dzięki odważnym mieszkańcom wsi Dąbrowa Rzeczycka i okolicznych wiosek. „Mieszkali wprawdzie w Dąbrowie, ale chodzili do kościoła do Woli. Kępa ich żywiła. Rzeczyca Okrągła przechowywała podczas akcji i obław. Rzeczyca Długa milczała jak wszyscy” – pisze Siedlecka.
Podczas pobytu w 1989 r. w Warszawie Kosiński podpisywał swą książkę w Czytelniku, przed którym od bladego świtu setki osób czekało na autora „Malowanego ptaka”, aby zamienić z nim kilka zdań albo zdobyć autograf. Wśród oczekujących był także Edward Warchoł, syn gospodarza, u którego mieszkał wraz z rodzicami. Pisarz zbył swego kolegę z lat dziecinnych, poprosił o adres, ale nigdy się nie odezwał.
Jak pisze biograf Kosińskiego James Parc Sloan: "spotkanie w Czytelniku stanowiło konkretne urzeczywistnienie najgorszego koszmaru Kosińskiego. (…) Przyznać się do Warchoła oznaczało przyznać się otwarcie do prawdy o swoim dzieciństwie”. Sam Kosiński pytany kiedyś, czy „Malowany ptak” to autobiografia odpowiedział tylko, że to „autofikcja”. Nigdy też nie odwiedził Dąbrowy Rzeczyckiej.
Mieszkańcy Dąbrowy próbowali zmierzyć się z czarną legendą swej wsi. Andrzej Migdałek, syn miejscowego nauczyciela, opublikował nawet w prasie list, w którym starał się opisać zgodnie ze swą wiedzą okupacyjne losy Jurka. „Wieś ukrywała Kosińskich i pomagała, ile była w stanie – mam na to wielu świadków. Zasłużyła na medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Uchroniła bowiem przed niechybną śmiercią pisarza Jerzego Kosińskiego” – pisał do „Polityki” w 1993 roku, w niecałe dwa lata po jego tragicznej śmierci.
Wieś medalu nie dostała, ale „Malowany ptak” – po książce Siedleckiej i biografii Kosińskiego Sloana - nie jest już dziś traktowany jako dokument Zagłady. Nie jest wstrząsającą powieścią z elementami autobiografii, ani nawet „autofikcją”. Zderzony przez Siedlecką z relacjami świadków stał się przede wszystkim przykładem literackiej mistyfikacji, jak daleko można się posunąć w kreowaniu własnej biografii. A „+Czarny ptasior+” – jak pisał przy okazji pierwszego wydania Jacek Leociak – to rzecz o granicach moralnej odpowiedzialności w kreowaniu własnej biografii”. (PAP)
ls/ mlu/