Ponad 70 pojazdów wojskowych – w tym kilkanaście pojazdów pancernych i dwa czołgi - spotkało się podczas weekendu na 1. Międzynarodowym Zlocie Pojazdów Układu Warszawskiego "Tarcza 2011" na poligonie w Winowie pod Opolem.
Nazwa zlotu nawiązuje do wspólnych ćwiczeń wojsk "bratnich krajów demokracji ludowej", jakie odbywały się na poligonach Europy Wschodniej do 1988 roku. Podczas zakrojonych na olbrzymią skalę manewrów wojska krajów socjalistycznych broniły się przed agresją "kapitalistycznego wroga".
W opolskim zlocie uczestniczyły pojazdy, które były na wyposażeniu wojsk bloku wschodniego i brały dział w prawdziwych manewrach Układu Warszawskiego. Na poligonie w podopolskim Winowie pojawiły się czołgi T-34 - czyli "Rudy", i T-55, transportery opancerzone BWP, BRDM, MT-LB i wóz dowodzenia MTLBU, samochody wojskowe – GAZ-y i UAZ-y - oraz motocykle.
"Te wszystkie pojazdy – a szczególnie czołgi - czują się tutaj +jak w domu+, poligon w Winowie był areną niejednych manewrów i codziennych ćwiczeń, w których brały udział wojska pancerne i zmechanizowane" - powiedział PAP Adam Górski ze Stowarzyszenia 10. Sudeckiej Dywizji Zmechanizowanej – organizatora imprezy.
Czołgi i pojazdy opancerzone wyglądały tak, jakby dopiero co wyjechały z wojskowych garaży. "Zamontowane na nich uzbrojenie jest jak najbardziej prawdziwe, tyle tylko, że jest przerobione tak, żeby nie można było z niego strzelać" – zaznaczył Górski.
Pasjonaci militariów prezentowali możliwości swoich maszyn w dynamicznych pokazach – m.in. przejazdach przez głębokie błotniste jeziorko i pościgu za samochodem osobowym, który na koniec został dogoniony i doszczętnie rozjechany przez czołg i transporter gąsienicowy.
W Winowie nie brakło też pokazu pirotechnicznego – po wystrzale z czołgowego działa w powietrze wyleciał Fiat 126p. Po wybuchu szczątki poczciwego "malucha" uniosły się na kilkanaście metrów w powietrze. "Pokaz pirotechniczny przygotowała dla nas specjalistyczna firma z odpowiednimi uprawnieniami. Maluch został zaminowany materiałami wybuchowymi i wysadzony w powietrze" – wyjaśnił Górski.
W zlocie wzięło udział ok. 200 osób – pasjonatów militariów z całej Polski, a także Czech i Niemiec. Goście zagraniczni występowali w mundurach wojsk czechosłowackich, i Niemieckiej Republiki Demokratycznej, polskie grupy rekonstrukcyjne były umundurowane w większości w uniformy Ludowego Wojska Polskiego i wojsk radzieckich - z charakterystycznymi pasiastymi podkoszulkami, a także czapkami z olbrzymim denkiem zwanymi "lotniskowcami".
Miłość do militariów – zwłaszcza do ciężkiej wojskowej motoryzacji - to kosztowne hobby. "Sprzedażą takich sprzętów zajmują się firmy, które mają bardzo trudną do zdobycia koncesję na handel bronią. Czołg z wojskowego demobilu u takiego pośrednika kosztuje ok. 150 tys. zł, gdy w jednostce można go kupić za jedną trzecią tej ceny" – ocenił Górski.(PAP)
jsz/ jbr/