Heroiczna postawa abp. Baraniaka czyni go postacią symboliczną w kontekście stosunku władz PRL do Kościoła i religii. Warte upamiętnienia jest jednak całe jego życie – mówi dr hab. Konrad Białecki, profesor na Wydziale Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Poznaniu.
Muzeum Historii Polski: Antoni Baraniak związał się ze zgromadzeniem salezjanów jeszcze jako uczeń. W wieku 13 lat trafił do gimnazjum salezjańskiego w Oświęcimiu, a kilka lat później wstąpił na drogę zakonną. W jaki sposób ta wspólnota uformowała przyszłego arcybiskupa Poznania?
Prof. Konrad Białecki: Zgromadzenie salezjańskie odegrało bardzo istotną rolę w życiu Antoniego Baraniaka. W oświęcimskim gimnazjum narodziło się powołanie zakonne, umocnione kolejnymi latami formacji w: nowicjacie (w Kleczy Dolnej), studentacie (w Krakowie) oraz asystencji (w Kleczy Dolnej, Czerwińsku i Warszawie). W latach 1927–1933 studiował też w Rzymie, wieńcząc ten okres dwoma doktoratami: z teologii i z filozofii. Święcenia kapłańskie przyjął 3 sierpnia 1930 roku w Krakowie, z rąk arcybiskupa Adama Sapiehy.
Formacja salezjańska przykłada dużą wagę nie tylko do rozwoju duchowego, ale także do aktywnej działalności w otaczającej rzeczywistości. Antoni Baraniak mógł poznać tę drogę jeszcze przed ślubami zakonnymi. Choćby podczas nowicjatu nowicjusze poza nauką wykonywali prace fizyczne, np. w gospodarstwie. To budowało poczucie wartości pracy na rzecz wspólnoty, zdolności do poświęceń i koleżeńskości. Wychowawcy salezjańscy kształcili swoich podopiecznych zarówno w duchu religijności, jak i patriotyzmu, w atmosferze radości z odzyskiwanej przez Polskę niepodległości. Nie ma wątpliwości, że przełożyło się to późniejszą postawę biskupa Baraniaka zarówno w okresie II wojny światowej, jak i w PRL.
MHP: Czy wiadomo, w jaki sposób młody salezjanin był oceniany przez swoich nauczycieli i przełożonych?
Prof. Konrad Białecki: Jeszcze w czasie nowicjatu dostrzeżono u Antoniego Baraniaka ponadprzeciętne zdolności intelektualne, w tym talent do nauki języków obcych, połączone z dużą pracowitością. Między innymi dlatego trzeci rok asystencji w formacji salezjańskiej dokończył w Warszawie. Tam zetknął się z wieloma ważnymi postaciami Kościoła katolickiego w Polsce, m.in. prymasem Augustem Hlondem. Dodam, że nie było to ich pierwsze spotkanie, ponieważ prymas Hlond także wywodził się ze zgromadzenia salezjanów. Miał on doskonałe rozeznanie, kim jest Antoni Baraniak i jakie ma przymioty. Historycy i świadkowie historii zgodnie podkreślają jego pracowitość, dokładność w wykonywaniu poleceń, inteligencję, ale także, co niezwykle istotne, dyskrecję. Baraniak szybko nauczył się także zasad funkcjonowania świata medialnego, wiedział, w jaki sposób rozmawiać z prasą. W dużej mierze te właśnie cechy zadecydowały o tym, że, w 1933 r. kard. Hlond powierzył mu rolę sekretarza prymasa Polski.
MHP: Jakie zadania ks. Baraniak sprawował na tej funkcji?
Prof. Konrad Białecki: Zakres jego obowiązków był bardzo szeroki. Przede wszystkim ks. Baraniak koordynował sprawy dotyczące prymasowskiej korespondencji. Do tej roli niewątpliwie przydawała się znajomość języków obcych, potrafił on bowiem biegle czytać i pisać po łacinie, włosku oraz francusku. Baraniak był „prawą ręką” prymasa Hlonda – prowadził jego kalendarz, przepisywał teksty, uzgadniał odpowiedzi na zaproszenia czy przekazywał wezwania na audiencję. Niejednokrotnie prymas powierzał swojemu sekretarzowi poufne misje. Baraniak w jego imieniu odbywał dyskretne rozmowy z innymi biskupami lub urzędnikami państwowymi. W przypadku takich misji dyskrecja salezjanina była na „wagę złota”.
MHP: Ksiądz Baraniak pozostawał sekretarzem prymasa Hlonda także podczas II wojny światowej. W jaki sposób jego obowiązki zmieniły się w tym okresie?
Prof. Konrad Białecki: Prymas wraz z sekretarzem wyjechali z Polski we wrześniu 1939 roku. Udali się do Rzymu, gdzie Hlond zabiegał u papieża Piusa XII, by ten wsparł walczącą Polskę. Uzyskał zresztą konkretne efekty swoich starań. Na krótko przed przyłączeniem się Włoch do wojny Baraniak i Hlond udali się francuskiego Lourdes. Tam zamieszkali, wraz z kapelanem prymasa, ks. Bolesławem Filipiakiem, w domu udostępnionym przez miejscowego biskupa. W trakcie pobytu we Francji Prymas Polski otrzymał kilkanaście tysięcy listów – pisali do niego m.in. rodacy, którzy znaleźli się na emigracji, ale także przedstawiciele Rządu na Uchodźstwie. Przy takiej liczbie korespondencji sekretarz prymasa musiał umiejętnie prowadzić kancelarię.
Ksiądz Baraniak dodatkowo angażował się w akcje pomocowe (np. wysyłanie paczek) kierowane do polskich jeńców wojennych i więźniów obozów koncentracyjnych. Służył też posługą duszpasterską Polakom przebywającym w południowej Francji. W 1945 r., przez Paryż i Rzym Prymas i jego sekretarz wrócili do Polski, gdzie przyszło im się zmierzyć z nową, komunistyczną władzą. Przez krótki okres, tuż przed śmiercią prymasa Hlonda, w latach 1947–1948, ks. Baraniak dodatkowo pełnił funkcję osobistego kapelana prymasa Polski.
MHP: W 1948 roku prymas August Hlond zmarł, a jego następcą został arcybiskup Stefan Wyszyński. To czas intensywnej stalinizacji Polski oraz narastających represji wobec obywateli, a także wobec Kościoła. Jaką rolę w tej sytuacji odgrywał ks. Antoni Baraniak?
Prof. Konrad Białecki: Niedługo przed śmiercią prymas Hlond poprosił księdza Baraniaka, by ten przekazał różnymi kanałami do Watykanu ważną wiadomość. Chciał on, by jego następcą na funkcji prymasa Polski został abp Stefan Wyszyński. Ksiądz Baraniak wywiązał się z tego zadania. Co ciekawe, sam Wyszyński dowiedział się o misji sekretarza dopiero w 1957 roku. To kolejny przykład dyskrecji salezjanina.
W 1951 r. został mianowany biskupem pomocniczym diecezji gnieźnieńskiej, jednak nadal jego podstawową rolą w Kościele była funkcja sekretarza prymasa Polski. Wywyższając Baraniaka do godności biskupa, prawdopodobnie prymas Wyszyński chciał podkreślić jego znaczenie. Mogło się to przydać, np. w kontaktach ze światem zewnętrznym. Antoni Baraniak nie był typem karierowicza, swoją działalność traktował jako posługę wobec Kościoła. Nie wysuwał swojej osoby ani na pierwszy, ani nawet na drugi plan.
MHP: Jaki był jego stosunek do powojennej rzeczywistości politycznej?
Prof. Konrad Białecki: Z całą pewnością nie był zwolennikiem nowej, komunistycznej władzy. Jednocześnie w pełni popierał linię prymasa Wyszyńskiego, który starał się nie wchodzić w otwartą krytykę rządu i partii. Kierownictwo Kościoła w Polsce akcentowało znaczenie wiary, wartości chrześcijańskich, ale nie mieszało się do spraw typowo politycznych. Dlatego w tym okresie nie znajdziemy wypowiedzi biskupa Baraniaka, w których otwarcie krytykowałby on władze partyjne czy państwowe.
MHP: 25 września 1953 r. funkcjonariusze MBP zatrzymali prymasa Wyszyńskiego. Kilka godzin później aresztowano także biskupa Baraniaka. Sekretarzowi prymasa zarzucano kontakty z podziemiem, a także przekazywanie informacji o sytuacji w Polsce do Watykanu. Czy taki był rzeczywisty cel aresztowania biskupa Baraniaka?
Prof. Konrad Białecki: Formalnie postawiono mu zarzuty prowadzenia działalności antypaństwowej, zmierzającej do obalenia władz. Za takie czyny można było zostać skazanym nawet na karę śmierci. Wydaje mi się, że funkcjonariusze MBP aresztowali bp. Baraniaka po to, aby uczynić z niego „świadka koronnego” w przyszłym procesie pokazowym prymasa Wyszyńskiego. Aby przeprowadzić taki proces, komuniści potrzebowali świadka, który byłby wiarygodny dla opinii publicznej, najlepiej funkcjonującego w otoczeniu hierarchii kościelnej. Idealnym kandydatem do takiej roli był sekretarz obu prymasów, czyli biskup Baraniak.
Funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego musieli jedynie nakłonić go złożenia zeznań przeciw swoim przełożonym. To był jednak słaby punkt tego planu. Mimo około 150 przesłuchań, podczas których przesłuchujący stosowali brutalne metody, bp Baraniak nie powiedział niczego, co pozwoliłoby śledczym na skonstruowanie przekonującego aktu oskarżenia prymasa Wyszyńskiego. Nota bene, aby zrozumieć w pełni kontekst wydarzeń z 1953 roku, musimy pamiętać, że w Czechosłowacji i na Węgrzech tamtejsi prymasi, Josef Beran i József Mindszenty, już wcześniej boleśnie doświadczyli brutalności władz komunistycznych.
MHP: Jakimi metodami próbowano nakłonić biskupa Baraniaka do złożenia zeznań?
Prof. Konrad Białecki: Niestety, niewiele wiemy na temat stosowanych metod śledczych, rzecz jasna nie były one wpisywane do protokołów przesłuchań. Sam Antoni Baraniak niechętnie wracał do tamtych wydarzeń. Jednym z nielicznych momentów, podczas których się otworzył, było spotkanie z polskimi księżmi w Rzymie w 1957 roku. Ksiądz Marian Banaszak, który rozmawiał z jednym z uczestników tamtego zebrania, poczynił notatki. Z nich możemy się dowiedzieć, że, gdy bezpieka nie mogła nakłonić biskupa Baraniaka do złożenia obciążających zeznań, to zastosowano „ciemnicę”. To metoda polegająca na zamknięciu nagiego człowieka w wilgotnej piwnicy, w której nie ma okna, a więzień jest pozbawiony jedzenia.
Znamy także świadectwo Milady Tycowej, lekarki arcybiskupa Baraniaka, która zauważyła na jego ciele duże blizny. Sam kapłan przyznał, że była to „pamiątka po więzieniu”. Warunki na Rakowieckiej nie sprzyjały też leczeniu jego dolegliwości, wśród których były m.in.: nieżyt żołądka, przewlekłe zapalenie wyrostka robaczkowego oraz zapalenie dróg żółciowych. Od sierpnia 1954 roku do maja 1955 roku przebywał w więziennym szpitalu. Można naocznie przekonać się, jak ciężkim doświadczeniem dla organizmu Antoniego Baraniaka był pobyt w warunkach więziennych. Wystarczy porównać dwie fotografie – tę sprzed uwięzienia i drugą, wykonaną w 1956 roku.
MHP: Antoni Baraniak opuścił więzienie w grudniu 1955 roku. Półtora roku później, w maju 1957 r., został mianowany arcybiskupem diecezji poznańskiej. Czym charakteryzowała się jego działalność jako metropolity Poznania?
Prof. Konrad Białecki: Objęcie urzędu biskupa przez abp. Baraniaka było wielkim wydarzeniem w Poznaniu. W stolicy Wielkopolski witano go jako męczennika i obrońcę Kościoła. Wiedza poznaniaków o jego heroicznej postawie była rozpowszechniana poza oficjalnym obiegiem. Cenzura dbała o to, by wiadomości o metodach śledczych stosowanych wobec kapłana nie przedostały się do informacji publicznej.
Nie sposób wymienić wszystkich zasług arcybiskupa Baraniaka w okresie jego poznańskiej posługi. Erygował ponad 30 parafii, odbył 126 wizytacji duszpasterskich, wyświęcił 632 księży (w tym 462 dla archidiecezji poznańskiej, pozostałych dla kilku zgromadzeń zakonnych), koronował sześć obrazów Matki Bożej w wielkopolskich sanktuariach. W 1968 roku przeprowadził, pierwszy od 230 lat, Synod Archidiecezjalny, a w 1974 doprowadził do utworzenia w Poznaniu Papieskiego Wydziału Teologicznego. Odegrał też bardzo istotną rolę w rozwoju różnego rodzaju duszpasterstw. W okresie jego rządów w archidiecezji wybudowano osiem nowych kościołów. Oczywiście nie możemy też zapominać o przeprowadzeniu archidiecezji przez czas Wielkiej Nowenny i obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski.
MHP: Zapewne pobyt w areszcie na Rakowieckiej jeszcze bardziej umocnił niechęć abp. Baraniaka do władz PRL. Mimo to jako metropolita Poznania musiał jakoś ułożyć sobie relacje z władzą. Jak wyglądały te stosunki po 1957 roku?
Prof. Konrad Białecki: Arcybiskup poznański konsekwentnie nie ufał komunistom, nie wierzył także w różne zapowiedzi liberalizacji. Zdecydowanie bardziej niż w okresie stalinowskim dawał wyraz swojej antykomunistycznej postawie, choćby podczas obrad Konferencji Episkopatu Polski. O dystansie wobec dygnitarzy PRL może świadczyć to, że tylko raz spotkał się z przedstawicielami Wojewódzkiej Rady Narodowej. Bardzo znamienna jest rozmowa, którą abp Baraniak odbył z delegacją poznańskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Swoją ostrożność wobec tej nowej inicjatywy świeckich uzasadniał przekonaniem, że albo zostaną podporządkowani przez władzy, albo komuniści ich zniszczą.
MHP: A w jaki sposób przedstawiciele władzy PRL odnosili się do arcybiskupa Baraniaka?
Prof. Konrad Białecki: Jak już wcześniej wspomniałem, Antoni Baraniak wyszedł z Rakowieckiej w bardzo złym stanie zdrowia. Na podstawie zachowanych dokumentów można zaryzykować tezę, że komuniści liczyli się z tym, iż nie będzie on zbyt długo pełnił urzędu arcybiskupa poznańskiego. Jednak po raz kolejny abp Baraniak zawiódł nadzieje działaczy partyjnych i funkcjonariuszy SB, pełnił bowiem posługę jeszcze przez dwadzieścia lat – do 1977 roku.
Od samego początku pobytu w Poznaniu stosowali pełen wachlarz metod inwigilacyjnych. Śledzili jego korespondencję, a także nagrywali i analizowali wszystkie publiczne wystąpienia. Próbowali także skłócić arcybiskupa z innymi duchownymi, choćby z Franciszkiem Jedwabskim, biskupem pomocniczym diecezji poznańskiej. Funkcjonariusze dążyli ponadto do poróżnień Antoniego Baraniaka z grupami katolików świeckich. Przykładem tego typu działań „dezintegracyjnych” może być jeden z anonimów. W liście „życzliwa”, choć anonimowa członkini poznańskiego KIK-u, relacjonowała rzekome żarty z arcybiskupa, których mieli dopuszczać się członkowie klubu w Poznaniu.
Dzisiaj wiemy, że ten dokument został wytworzony przez Służbę Bezpieczeństwa. Jeszcze śmielsze plany miało kierownictwo SB w Warszawie. Według koncepcji jednego z szefów Departamentu IV MSW w środowisku abp. Baraniaka miał pojawić się lekarz, który umacniałby w duchownym „psychozę raka”. Liczono, że dzięki temu duchowny będzie bardziej przejmował się swoim zdrowiem niż posługą duszpasterską. Choć ostatecznie do realizacji tego planu nie doszło, to ta historia obrazuje nam stopień perfidii ówczesnych organów bezpieczeństwa.
MHP: 1 stycznia 2024 r. obchodzimy 120. rocznicę urodzin abpa Baraniaka. Z tej okazji Sejm RP ustanowił rok 2024 Rokiem Arcybiskupa Antoniego Baraniaka. Dlaczego Pańskim zdaniem jest to postać warta upamiętnienia?
Prof. Konrad Białecki: Najczęściej przypominając abp. Baraniaka wspomina się o jego pobycie w mokotowskim więzieniu. Ta heroiczna postawa istotnie czyni go symboliczną postacią w kontekście stosunku władz PRL do Kościoła i religii. Jednak uważam, że warte upamiętnienia jest całe życie Antoniego Baraniaka. Przez całą swoją posługę wypełniał to, czego od swoich uczniów oczekiwał św. Jan Bosko, założyciel zgromadzenia salezjanów – wierności ewangelii połączonej z zaangażowaniem na rzecz innych ludzi. Nie chciał uciekać od świata, ale próbował zmieniać go na lepszy.
Rozmawiał Piotr Juchowski
Źródło: MHP