Doświadczenie Zagłady pokazało kruchość zdawałoby się elementarnych norm cywilizacyjnych. Że mogło nastąpić tak gwałtowne, radykalne i masowe zakwestionowanie nienaruszalnych zasad etyki i współżycia społecznego - mówi PAP autor książki "Filozofia wobec Zagłady" dr Piotr Kendziorek.
Polska Agencja Prasowa: Skąd zainteresowanie tym właśnie tematem?
Piotr Kendziorek: Ogólnymi wykładniami dotyczącymi przyczyn zagłady Żydów i specyfiki niemieckiego systemu nazistowskiego interesowałem się od czasów doktoratu, a więc już od ponad 20 lat. W pewnej mierze to także związane jest z moją pracą w Żydowskim Instytucie Historycznym. Zawsze też mnie pociągało wyjście poza szczegółowe analizy historyczne ku szerszym wykładniom i temu, co się nazywa w Polsce historią idei czy też historią intelektualną, historią sposobów pojmowania pewnych pojęć czy wyobrażeń społecznych.
I pomyślałem w pewnym momencie, że byłoby ciekawie zająć się właśnie kwestią obecności tematyki Zagłady czy Holokaustu w filozofii w takim szerszym kontekście intelektualnym i z perspektywy nie stricte wewnątrzfilozoficznej, ale uwzględniając też szersze uwarunkowania polityczne i historyczne, cały kontekst, w którym tego typu refleksja funkcjonuje. W każdym z rozdziałów książki staram się więc analizować wybrane, z mojego punktu widzenia najważniejsze publikacje, i ukazywać kontekst, w którym powstały.
PAP: Jaki okres przybliżany jest w publikacji "Filozofia wobec Zagłady. Koncepcje teorii krytycznej, Martina Heideggera i poststrukturalizmu"?
P.K.: Głównym punktem odniesienia jest tematyka zagłady Żydów, ale sytuuję ją w szerszym kontekście w ogóle nazistowskich praktyk eksterminacji, które nie obejmowały w końcu tylko Żydów, i w ogóle samej natury systemu nazistowskiego, tej specyficznej formy faszyzmu, którą przyjął on w Niemczech. I te pierwsze wykładnie, które w tym kontekście są dla mnie interesujące, pojawiają się już w latach trzydziestych XX w., tuż po zdobyciu władzy przez nazistów. Wtedy jeszcze mało kto miał świadomość, że polityka nazistowska, otwarcie rasistowska i antysemicka, może mieć konsekwencje ludobójcze. Wówczas wobec Żydów wydaje się ona bowiem skoncentrowana na ich wypędzeniu z Niemiec.
Sięgam więc po teksty jeszcze z lat trzydziestych, potem staram się pokazać, jak często ci sami autorzy w latach czterdziestych, kiedy byli z reguły na emigracji, najczęściej w Stanach Zjednoczonych, kiedy dochodziły pierwsze informacje, że w Europie dokonuje się totalna zagłada Żydów, podejmują taką pogłębioną refleksję, korzystając z instrumentów myśli filozoficznej, mając też zwykle wiedzę związaną z naukami społecznymi, socjologią czy psychologią społeczną. Tak że w latach czterdziestych pojawiają się pierwsze ciekawe próby interpretacji tego, co się działo.
Później, w okresie powojennym, powstają klasyczne już dziś prace takich filozofów jak Theodor Adorno, Max Horkheimer czy Hannah Arendt, ale też np. Jean-Paul Sartre, który bezpośrednio nie zajmował się Zagładą, ale pod wpływem informacji o tym, co się stało, napisał bardzo ciekawą rozprawę o antysemityzmie. Był to więc pewien bardzo ważny nurt myślę refleksji nad i antysemityzmem, i Zagładą, który jednak często powstawał poza głównym nurtem życia intelektualnego i akademickiego.
Potem nasilenie dyskusji o tej tematyce nastąpiło ponownie w latach sześćdziesiątych, a później osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Wiadomo, że okres, w którym autorzy pisali, determinował ich sposób myślenia w sensie faktograficznym, całego kontekstu, w którym funkcjonowali. Inaczej myślano i pisano o Zagładzie w okresie wojny, inaczej w latach sześćdziesiątych czy osiemdziesiątych. Te konteksty badawcze i intelektualne się zmieniały.
PAP: Na czym skupiały się teksty z lat trzydziestych?
P.K.: W tym okresie w kręgu ówczesnej pogłębionej refleksji zaczęto zastanawiać się nad nazizmem jako ruchem masowym, co było o tyle nieoczywiste, że takie ruchy plebejskie, masowe, zwykle miały wcześniej charakter lewicowy. Nazizm wszedł w obszar, w którym wcześniej funkcjonował ruch socjalistyczny, i okazało się, że jest w stanie zdobyć popularność w kręgach części spauperyzowanych tzw. klas ludowych, a więc robotników czy osób bezrobotnych, ale także drobnomieszczaństwa, czyli np. urzędników. Tym, co było również może nietypowe, był fakt, że pojawił się masowy ruch polityczny występujący z radykalnymi hasłami, a równocześnie jednoznacznie prawicowy i mający poparcie, też finansowe, pewnej części elit ekonomicznych.
U wielu z autorów, o których piszę, pojawiły się odniesienia do ówczesnej psychologii społecznej w wydaniu psychoanalitycznym, m.in. ku analizie różnych mechanizmów projekcji. Chodziło o to, że zdawałoby się, iż faszyzm wysuwa rozwiązania zupełnie demagogiczne i wyimaginowane, podczas gdy ruch robotniczy miał pewne realne postulaty klasowe, ekonomiczne i rozważano, jak to się dzieje, że w tej sytuacji masy ludzi kierują się ku temu, co wydaje być zupełnie irracjonalne i nie daje perspektywy realnej poprawy.
Ponadto zaczęto także w kręgu tych autorów, którzy zwykle należeli do intelektualnej lewicy, zastanawiać się też nad tradycyjną ideologią liberalną i lewicową, koncepcją ogólnego postępu związanego też z postępem technicznym, rozwojem gospodarki i demokracji parlamentarnej. Schemat takiego ewolucyjnego postępu, który zawsze był typowy dla lewicy, został też przez tych autorów sproblematyzowany.
To chyba były takie wątki najważniejsze w latach trzydziestych - społeczne zaplecze nazizmu, społeczno-psychologiczne przesłanki jego masowego poparcia, czego wcześniej w ogóle nie przewidywano, a także generalna koncepcja historii ludzkości, znacznie bardziej pesymistyczna niż wcześniej.
PAP: Jak przedstawiało się to podejście w latach czterdziestych?
P.K.: Pojawiła się wtedy chyba pierwsza interesująca próba wykładni i nazizmu, i zagłady Żydów, w szerokim kontekście kulturalno-filozoficznym, to znaczy "Dialektyka oświecenia" Adorno i Horkheimera, pisana przez nich jeszcze w ostatnich latach wojny. Tam ten wymiar bezpośredniej eksterminacji o skali, której wcześniej sobie nie wyobrażano, został podjęty w pogłębiony sposób. To bardzo ciekawa próba zastanowienia się, dlaczego właśnie Żydzi skupili na sobie furię nazistowską w takim stopniu. I prowadzono bardzo teoretyczną, filozoficzną analizę, której tłem były równocześnie pierwsze empiryczne badania socjologiczne nad antysemityzmem w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście kontekst amerykański był zupełnie inny, ale pewne mechanizmy były uniwersalne. Pojawił się tam ważny typ myślenia podejmujący zarówno problem antysemityzmu, jak i bardzo radykalnej wersji, jaką przyjął nazizm w okresie wojny, czego wyrazem było przejście w Niemczech państwowego antysemityzmu w stadium masowej, totalnej eksterminacji.
I w tych wszystkich ujęciach rozwijanych w okresie wojny w kręgu części lewicowej emigracji i później, zaraz po wojnie, pojawia się refleksja, że i antysemityzm nazistowski, i potem sama eksterminacja Żydów, i cały kontekst, w którym się to dokonuje, spotykał się w większości społeczeństw europejskich z obojętnością jako taką dominującą postawą. To wszystko powodowało, że ci autorzy nie traktowali nazizmu jako fenomenu, który by dotyczył tylko Niemiec. Traktowano te zjawiska jako symptomatyczne bardziej dla pewnych ogólnych problemów kulturowych, społecznych, jako formę destrukcyjnej, ukrytej wcześniej twarzy cywilizacji nowoczesnej, pewien destrukcyjny potencjał występujący w życiu społecznym, ideologiach, polityce XX w.
PAP: A jak to przebiegało w kolejnych dekadach?
P.K.: W pierwszych dziesięcioleciach po wojnie właściwie wydaje się, że zagłada Żydów nie była uznawana za zjawisko wyjątkowe. Wiedziano, że Żydzi, i nie tylko oni, byli podczas wojny masowo eksterminowani, ale niespecjalnie podejmowano kwestię specyfiki i antysemityzmu, i polityki nazistowskiej wobec Żydów na tle innych grup ofiar. Szczególnie było to wyraźne w krajach komunistycznych, ale to była szersza tendencja. Także np. przez długi czas słabo w ogóle dostrzegano różnicę między obozami koncentracyjnymi a obozami zagłady.
Zatem po wojnie, chociaż niby była świadomość tego, co się stało, w końcu żyli świadkowie, ofiary, które ocalały, publikowano wiele wspomnień obozowych, ale w sferze szerszej refleksji to poczucie wyjątkowości Zagłady i samego nazizmu nie było powszechne i oczywiste, nie było jakimś istotnym elementem badań historycznych, socjologicznych, psychologicznych. Myślę, że dopiero tak od lat sześćdziesiątych, a potem osiemdziesiątych nasiliła się szersza refleksja w krajach zachodnich, stymulowana przez procesy zbrodniarzy nazistowskich, szczególnie proces Adolfa Eichmanna w Izraelu i książkę Arendt o tym procesie, która wywołała żywy odzew i debatę.
Ważnym punktem był też tzw. proces oświęcimski kilkudziesięciu zbrodniarzy z obozu w Auschwitz, szeroko komentowany w prasie. To były wydarzenia, które powodowały, że w opinii publicznej ożył temat sprawców i doświadczenia ofiar. I niewątpliwie w tym okresie także praca "Korzenie totalitaryzmu" Arendt, która była filozofką, uczennicą Martina Heideggera, była bardzo istotna dla tej debaty. Powstało wówczas kilka istotnych tekstów, które potem przez wiele lat były takim punktem odniesienia i debaty. Tak że lata sześćdziesiąte to taki pierwszy etap, kiedy ta debata osiąga szerszy medialny charakter.
Później nasila się ona w latach osiemdziesiątych w kontekście ożywienia zainteresowania tematyką Zagłady wywołanego przez monumentalny dokument Claude'a Lanzmanna "Shoah". Po 40 latach te wydarzenia ciągle nie były tak bardzo odległe, a równocześnie był już pewien dystans, łatwiej było o nich mówić niż bezpośrednio po wojnie. W kontekście filozoficznym występował powracający temat, który był dyskutowany wówczas ze szczególną intensywnością we Francji – a mianowicie zaangażowania w nazizm Heideggera, który był chyba najbardziej wpływową postacią dla całej filozofii XX-wiecznej. I to powodowało, że kiedy w latach osiemdziesiątych pojawiły się nowe informacje obciążające go, wskazujące na to, że jego współpraca z nazizmem była znacznie bardziej długa i poważna, niż wcześniej sądzono, to wywołało to debatę, w której podejmowano też kwestię dość obojętnego stosunku Heideggera wobec Zagłady.
W tym kontekście zaczęto też zajmować się kwestią postaw elit intelektualnych w Niemczech wobec nazizmu, szeregiem problemów etycznych i tym, co filozofia może mieć tu istotnego do powiedzenia. Zaczęto także rozważać to, na czym polega specyfika nazizmu i Zagłady, co z tego wynika dla humanistyki, dla filozofii. Więc lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte to był bardzo płodny okres, jeżeli chodzi o te zagadnienia. W latach dziewięćdziesiątych pracom towarzyszył gwałtowny rozwój badań historycznych nad nazizmem i Zagładą.
PAP: Czy kwestie związane z Zagładą jakoś znacząco zmieniły filozofię w przybliżanym okresie?
P.K.: Prace, w których była poruszana ta tematyka, weszły do kanonu, ale większość filozofów abstrahowała od tej tematyki w swoich analizach problematyki społecznej, politycznej czy etycznej. Zwykle osoby, które o tym pisały, same były Żydami i przeżyły okres nazizmu poza Europą, czasem - jak Jacques Derrida – były wówczas dziećmi, ale ta tematyka miała dla nich bardzo silne osobiste znaczenie. Dla późniejszych pokoleń Zagłada była już oczywiście czymś znacznie bardziej abstrakcyjnym i odległym.
Zagłada na pewno zmieniła filozofię o tyle, że do kanonu tekstów filozoficznych weszły prace, w których te wątki są obecne, a problematyka związana z Zagładą jest uznawana za istotny obszar badawczy. Dla wielu filozofów to ważny temat, ponieważ nazizm w tak radykalny sposób zakwestionował tak wiele zdawałoby się wcześniej nienaruszalnych norm społecznych. Ta ekstremalność odwrócenia wartości, znaczeń, destrukcji wszelkich form człowieczeństwa jest czymś ciągle wyjątkowym w historii, dla wielu myślicieli zjawiskiem frapującym, domagającym się pogłębionej refleksji, w którą być może filozofia może wnieść swój wkład.
PAP: Jaki obraz Zagłady wyłania się z tych pism filozoficznych?
P.K.: Myślę, że na pewno obraz zagłady Żydów i ludobójstwa nazistowskiego, które ma silne związki z pewnymi mechanizmami politycznymi, technicznymi życia ludzi w epoce nowoczesnej. Doświadczenie Zagłady pokazało, że relatywnie szybko przy pewnym zaangażowaniu instytucji państwowych można dokonać zmiany zdawałoby się elementarnych norm cywilizacyjnych i skłonić ludzi do działań, które wcześniej wydawały się zupełnie niewyobrażalne. Ci wszyscy masowi mordercy gdyby nie ten system, byliby zapewne jakimiś drobnymi urzędnikami, bynajmniej nie zbrodniarzami, prowadziliby szare, zwykłe życie. Tymczasem w odpowiednich sytuacjach okazali się bardzo zaangażowanymi uczestnikami machiny ludobójczej, przywódcy nazistowscy zdobywali przy tym poparcie mas ludzi, którzy nieoczekiwanie szybko adaptowali się do tej sytuacji i zaczynali ją traktować jako coś niemalże normalnego. I dotyczy to także części podbitych przez nich społeczeństw.
Zatem myślę, że to kwestia doświadczenia kruchości pewnego porządku cywilizacyjnego. To, że mogło nastąpić tak gwałtowne, radykalne i masowe zakwestionowanie elementarnych zasad etyki i norm współżycia społecznego. To, że właściwie wszystkie zasady, które są wpajane ludziom w procesie socjalizacji, mogły ulec zakwestionowaniu na taką skalę i z takim radykalizmem, to doświadczenie, które przyniósł ze sobą nazizm i które filozofia w tych nurtach, o których piszę, mocno uwypukliła. To nie było i nadal nie jest oczywiste dla wszystkich, ale właśnie ci filozofowie wskazywali, że tutaj stało się coś zupełnie niebywałego i wyjątkowego, bez porównania z czymkolwiek innym. Niezależnie od wszystkich szczegółowych analiz wszyscy autorzy, o których piszę, mieli świadomość absolutnej wyjątkowości tego, co się wydarzyło.(PAP)
Rozmawiała Anna Kondek-Dyoniziak
Autorka: Anna Kondek-Dyoniziak
akn/ skp/