Wielkanocne kolędowanie miało zapewnić powodzenie oraz przyspieszyć wiosnę i odrodzenie przyrody. Młodzi chłopcy chodzili od domu, śpiewając pieśni religijne i składając życzenia – powiedziała PAP dr hab. Mariola Tymochowicz, prof. UMCS z Instytutu Nauk o Kulturze i etnograf z Muzeum Narodowego w Lublinie.
W rozmowie z PAP etnograf wyjaśniła, że wielkanocne kolędowanie na Lubelszczyźnie rozpoczynało się rankiem w Wielki Poniedziałek, kiedy młodzi chłopcy chodzili od domu do domu z dobrą nowiną, że Chrystus zmartwychwstał. „Śpiewali pieśni religijne związane z tematyką wielkanocną, składając przy tym życzenia domownikom. Niektórzy też wygłaszali wierszyki. W zamian gospodarze wręczali im słodycze, jajka, pisanki” – powiedziała prof. Tymochowicz.
Podkreśliła, że zwyczaj miał wymiar magiczny, bo dawniej wierzono, że wypowiadane w tym czasie słowa mają jeszcze większą moc. „Dlatego wszyscy oczekiwali na te życzenia, które miały zagwarantować im zdrowie, urodzaj i ochronę od nieszczęść przez cały rok” – wyjaśniła etnograf.
Dodała, że wielkanocne kolędowanie miało zapewnić powodzenie oraz przyspieszyć wiosnę i odrodzenie przyrody. „Wtedy zimy były bardziej uciążliwe i ludzie z utęsknieniem czekali na wszelkie oznaki wiosny” – zaznaczyła.
Kolędowanie wiosenne na pograniczu Lubelszczyzny i Podlasia nazywane były racyjką, a koło Garbowa – chodzeniem z pasyjką. Dziewczęta chodziły po wsi natomiast z gaikiem, czyli młodą brzozą lub jodełką, która przyozdobiona była kolorowymi wstążkami i świętym obrazkiem, np. Matki Boskiej.
Prof. Tymochowicz zwróciła uwagę, że równie popularne w okresie wielkanocnym były zabawy, które nabierały intensywności po zimie i okresie postu. Na wschodnich terenach Lubelszczyzny młodzi ludzie bawili się w „żurawia”. „Spotykali się pod jednym z domów przy drodze i naśladowali głos żurawia, chwytając się jedną ręką pod bokiem, a drugą trzymając swojego towarzysza. Podążając jeden za drugim musieli pilnować, żeby nikt się nie przewrócił” – opisała etnograf.
Zauważyła, że był to też bardzo radosny czas spędzany w gronie rówieśników czy wszystkich mieszkańców. Między innymi w świąteczne dni młodzież chodziła po wsi i śpiewała tzw. pieśni „zalimanowane” o tematyce miłosnej i zalotnej. Podobny charakter miała zabawa zwana „chachułki”, znana w okolicach Bełżca. A na wschodnich terenach zbierano się koło cerkwi i wspólnie śpiewano pieśni ruskie i polskie. Zwyczaj ten nazywano „taratony”.
Odnosząc się do wielkanocnego kolędowania profesor wyjaśniła, że zwyczaj praktykowany był na Lubelszczyźnie jeszcze w latach 60-70. XX wieku. „Później życie na wsi znacząco zaczęło się zmieniać i upodabniać do życia miejskiego. Sama praca na roli nie byłą już tak wymagająca, bo pojawiły się sprzęty ułatwiające uprawianie pola. Zmiany cywilizacyjne i edukacja sprawiły, że rolnicy – już nie chłopi – zaczęli mieć zupełnie inne podejście do praktyk i wierzeń, które miały zapewnić im przyjazny los. To sprawiło, że podobne zwyczaje zaczęły zanikać i kolejne pokolenia ich nie kontynuowały” – wyjaśniła prof. Tymochowicz.(PAP)
autorka: Gabriela Bogaczyk
gab/ aszw/