Z powodu pandemii nie można obejrzeć najnowszej, gotowej już wystawy stałej „Łódzkie mikrohistorie. Ludzkie mikrohistorie”, przygotowanej przez Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Stworzona wspólnie z łodzianami ekspozycja odtwarza realia życia w mieście od końca XIX w.
Trzy lata trwały prace nad wystawą "Łódzkie mikrohistorie. Ludzkie mikrohistorie", opowiadającą o życiu codziennym mieszkańców Łodzi od końca XIX wieku aż do 1985 roku w oparciu o prawdziwe historie rodzin. Zwiedzający mieli zobaczyć ją po raz pierwszy w te święta, jednak pandemia pokrzyżowała plany.
"Wystawa jest już gotowa, ale niestety nie wiemy, kiedy będziemy mogli udostępnić ją publiczności. Jej osią konstrukcyjną są mikrohistorie łodzian, które posłużyły nam do rekonstrukcji na terenie dawnego Skansenu Łódzkiej Architektury Drewnianej. Dawnego, bo wraz ze zmianami we wnętrzach domów, wprowadzamy jeszcze jedną nowość - skansen zmienia nazwę na Łódzki Park Kultury Miejskiej" - powiedziała PAP dyrektor Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi Aneta Dalbiak.
Zgodnie z definicją skansen to miejsce, gdzie są prezentowane zabytki budownictwa, sprzęty czy narzędzia z danego regionu. Nowa wystawa stała ma - w zamyśle jej autorów - tchnąć życie we wnętrza dawnych domów rzemieślników i robotników, stąd pomysł na nazwę, która będzie kierować uwagę na ludzi i ich prawdziwe historie.
Podróż do dawnej Łodzi rozpoczyna się od historii z 1895 roku i jej bohaterki Florentyny Bennich, matki znanego łódzkiego fabrykanta; będzie można zajrzeć do jej kuchni i pokoju, gdzie poznamy zwyczaje Bennichów. Tuż obok można złożyć wizytę trzem rodzinom mieszkającym pod jednym dachem - państwo Olszyccy, Piernikowie oraz Ganterowie przeniosą nas w czasy dwudziestolecia międzywojennego. Kolejne dwa domy to opowieść łodzian żyjących we wczesnym i późnym PRL-u zakończona w 1985 r. historią Haliny Klimy, emerytowanej nauczycielki rosyjskiego. W ostatnim budynku zrekonstruowano wnętrza zakładów rzemieślniczych – pracownię krawiecką pana Liberskiego, pracownię hafciarską państwa Potrzebowskich oraz magiel.
"Historie łodzian zbieraliśmy latami, m.in. rejestrując wywiady z osobami, które pamiętały, jak żyły ich rodziny mieszkające niegdyś w budynkach przeniesionych potem na teren Muzeum. Mamy też prywatne pamiętniki, które były niegdyś spisywane na potrzeby najbliższej rodziny, a teraz stały się świadectwem pokazującym realia życia w dawnej Łodzi" - wyjaśniła wicedyrektor Muzeum Włókiennictwa Magda Komarzeniec.
Jak dodała, szczególnie wzruszające były spotkania z dawnymi mieszkańcami. Niedawno do Muzeum dotarła Helena Mirewicz, która w latach 40. XX wieku mieszkała w budynku należącym do Bennichów i pracowała jako pomoc kuchenna w ich rodzinie.
"Zdzisław Kowalczyk, który mieszkał przy Mazowieckiej 61, nawet gdy wyprowadził się z rodziną na Piotrkowską, z sentymentem wracał do dawnego lokum; pewnego dnia odkrył, że drewniany dom zniknął. Po jakimś czasie dowiedział się, że przeniesiono go do skansenu - jak mówił, nie mógł spać całą noc i na zwiedzanie wyruszył już o godzinie piątej rano. Tę historię opowiedział swojemu wnukowi, który do szkoły przygotowywał projekt o +ożywianiu+ przedmiotów. I to właśnie Eryk przeprowadził rozmowę ze swoim dziadkiem i przekazał nam jego wspomnienia, które posłużyły do odtworzenia jednej z mikrohistorii" - zrelacjonowała Komarzeniec.
W opinii Anety Dalbiak każda z "małych" historii wpisuje się w tą "wielką", znaną z podręczników; dzięki temu, że została pieczołowicie odtworzona na bazie wspomnień prawdziwych osób, z którymi muzealnicy nawiązali niejednokrotnie bliski kontakt oraz z wykorzystaniem rodzinnych pamiątek, dokumentów i przedmiotów, jest nie tylko żywa, ale też silnie powiązana ze współczesnością.
"Obok rekonstrukcji wnętrz mieszkalnych czy zakładów rzemieślniczych w każdym z budynków znajdzie się +pokój kontekstów+, w którym poznamy społeczne i historyczne tło danego okresu" - dodała Komarzeniec.
Kuratorzy wystawy - Anna Dąbrowicz, Damian Langner, Zofia Snelewska-Stempień - nie polegali jedynie na relacjach łodzian, lecz przeprowadzili pracochłonną kwerendę w archiwach, gdzie zdobywali informacje o bohaterach ekspozycji; często były one odkryciami dla ich żyjących potomków.
"Wzruszające było to, że na wieść o powstającej wystawie spontanicznie zgłaszali się do nas łodzianie, oferując swoje pamiątki o dużej wartości sentymentalnej, a czasem i materialnej. Niedawno pewien pan przekazał piękne meble z okresu 20-lecia międzywojennego wyprodukowane w łódzkiej fabryce Salomona Salamonowicza. Mówił, że są w jego rodzinie od pokoleń i bardzo chciałby, by stały się częścią ekspozycji. Tak też się stało – są teraz wyposażeniem mieszkania państwa Ganterów" - opowiedziała Komarzeniec.
Przy okazji przygotowań do wystawy okazało się, jak wielka jest w łódzkiej społeczności potrzeba prezentowania i poznawania historii "zwykłych" mieszkańców.
"Turyści oglądają miasto raczej z perspektywy przemysłowców, odwiedzając pałace Poznańskiego czy Herbstów. Nie było do tej pory wystawy o życiu codziennym, o kulturze robotniczej, która wokół tego wielkiego przemysłu powstawała w Łodzi. Ta wystawa otworzyła nowa furtkę, zachęciła łodzian do przekazywania swoich cennych pamiątek. Śmiało można powiedzieć, że tę wystawę współtworzyliśmy z mieszkańcami Łodzi" - zaznaczyła Dalbiak.
Wystawa "Łódzkie mikrohistorie. Ludzkie mikrohistorie" została zrealizowana dzięki dofinansowaniu ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z programu "Wspieranie działań muzealnych" oraz dzięki dotacji z budżetu Miasta Łodzi.(PAP)
autorka: Agnieszka Grzelak-Michałowska
agm/ pad/