Spanie na słomie w Boże Narodzenie i obrzucanie się święconym owsem czy żytem w drugi dzień świąt, czyli w dniu św. Szczepana na pamiątkę jego ukamieniowania, to niegdyś, bardzo popularne i powszechnie praktykowane w tradycji ludowej Podkarpacia, a obecnie zupełnie zapomniane zwyczaje związane ze świętami Bożego Narodzenia.
Etnografowie nie wiedzą dokładnie, skąd wziął się zwyczaj spania na słomie w Boże Narodzenie. Czy było to zaklinanie urodzaju plonów w następnym roku, czy też nawiązaniem do żłóbka, w którym urodził się Chrystus – nie wiadomo.
Najbardziej jednak prawdopodobnym - ich zdaniem - wyjaśnieniem jest to, że w ten sposób odstępowano na tę jedyną noc wygodne spanie w ciepłym łóżku duszom zmarłych, które – jak wierzono – właśnie w tym czasie przychodziły do swoich domów.
„Dziś taki zwyczaj wydaje się zabawny, a na pewno jest niezrozumiały dla większości. Warto jednak pamiętać, że kiedyś, dawno temu miał swoje uzasadnienie i pełnił określoną funkcję” – zwracają uwagę etnografowie.
Jak opowiadał PAP przed kilkoma laty, obecnie nieżyjący już szef Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie Krzysztof Ruszel, słomę rozkładano na podłodze wieczorem w Boże Narodzenie, sprzątano ją dopiero następnego dnia, w dniu św. Szczepana, gdy spodziewano się odwiedzin. Bowiem dawniej Boże Narodzenie obchodzono w ciszy, z powagą i we własnym domu, zagrodzie, wśród najbliższej rodziny, zaś dzień św. Szczepana był czasem zabaw, gwaru i spotkań towarzyskich.
A odwiedziny zaczynały się już bardzo wcześnie rano, gdy to chłopcy, zwani śmieciarzami, rozpoczynali odwiedzanie domów, w których mieszkały panny na wydaniu.
„Starali się przyjść jak najwcześniej rano, gdy jeszcze nie uprzątnięto ułożonej na podłodze w Boże Narodzenie słomy. Dlatego też dziewczęta, aby uniknąć wstydu, wstawały zaraz po północy i sprzątały swoje posłanie” – opowiadał etnograf.
„Ale jeżeli dziewczyna jednak nie zdążyła i chłopcy zastali ją w izbie, w której na podłodze leżała jeszcze słoma, to panna musiała się wykupić, najczęściej wódką. A sprytniejsi kawalerowie często nawet wymuszali okup” – dodał.
I wyjaśnił, że kawalerowie specjalnie w celu wymuszenia okupu przemycali w kieszeniach odrobinę sieczki i dyskretnie rozsypywali ją po podłodze, a następnie miotłą starali się ją uprzątnąć. I właśnie za tę pracę żądali następnie okupu.
Inny rzeszowski etnograf Andrzej Karczmarzewski zwrócił uwagę, że takie zachowanie kawalera zapowiadało szybkie następne jego odwiedziny, ale już jako konkurenta do ręki panny.
Z kolei drugiego dnia świąt, w dniu św. Szczepana, bardzo popularnym zwyczajem, praktykowanym na pamiątkę ukamieniowania tego świętego, było obrzucanie się nawzajem święconym ziarnem. Wierni przynosili ze sobą na mszę świętą nie tylko ziarno owsa czy żyta, ale także inne sypkie produkty, takie jak np. groch czy bób.
Jak wyjaśnił Karczmarzewski, obrzucanie się tymi produktami z jednej strony nawiązywało do ukamieniowania św. Szczepana, ale z drugiej strony wynikało z wiary, że kontakt z owsem, żytem, grochem zapewni urodzaj w nadchodzącym roku. Obrzucanie miało zatem charakter magiczny.
„Najczęściej obrzucane były młode panny, a robili to głównie kawalerowie. Wtedy traktowane było to jako pewna forma zalotów”- wyjaśnił.
Jednak niekiedy takim obrzucaniem się, zwłaszcza większymi produktami, jak bób czy groch, można było komuś zadać ból, jeżeli uderzyło się celnie.
Rzucanie rozpoczynało się już kościele, ale księża nie bronili, a nawet patrzyli na to przychylnie. Zdaniem Krzysztofa Ruszla, było to bowiem pewną formą pozyskania sporej ilości ziarna, które zmiatano po wyjściu wiernych z kościoła.
Mocne przekonanie ówczesnych ludzi w sprawczy charakter zapewnienia obfitości plonów w nowym roku poprzez obsypywanie się po sumie poświęconym ziarnem sprawiało, że gospodarze obsiewali też nieurodzajne zagony, żeby ziemia dobrze plonowała.
„Po tak obfitującym w magiczne czynności dniu nadchodził wieczór, a wraz z nim czas wzajemnych odwiedzin w domach oraz przyjmowanie kolędników. Ich wizyta także miała przynieść domownikom pomyślność – wyjaśnił Karczmarzewski.
Dlatego należało odwiedzić każdy dom, każdą zagrodę. Kolędnicy mieli w repertuarze odpowiednie kolędy dla panny, gospodyni i gospodarza i każdemu z nich śpiewali osobno.
W zamian za życzenia, które kolędnicy przynosili jako dary, otrzymywali zboże, wędliny, specjalnie na ten cel wypiekane pieczywo. Według etnografa, dla wielu spośród kolędników był to jedyny sposób gromadzenia zapasów pożywienia na zimę. (PAP)
Autorka: Agnieszka Pipała
api/ pat/