W komnatach i apartamentach królewskich po raz pierwszy można oglądać całą kolekcję zakupionych przez Zygmunta Augusta przepięknych tkanin – mówi dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu prof. Andrzej Betlej.
Jak długo nie mogliśmy oglądać arrasów na Wawelu?
Prof. Andrzej Betlej: Tak naprawdę arrasy można było oglądać cały czas, choć prezentowana była tylko część kolekcji. Ze względów konserwatorskich były one pokazywane w wymienianych co parę lat zestawach. Od 18 marca do 31 października mamy szansę po raz pierwszy podziwiać całość zbioru na wystawie „Wszystkie arrasy króla. Powroty 2021–1961–1921”, co się nie zdarzyło nawet w XVI wieku, kiedy to Zygmunt August sprowadził te cenne tkaniny z Brukseli.
Czy ich zakup był tylko królewskim kaprysem czy może miał głębsze podłoże?
Praca konserwatora w przypadku arrasów nigdy się nie kończy. Na szczęście Zamek Królewski na Wawelu dysponuje bardzo rozbudowaną pracownią konserwacji tkanin. Pracujący tam zespół, pod kierownictwem Jerzego Holca, dokonuje cudów. Specjaliści tkają na nowo brakujące fragmenty.
Prof. Andrzej Betlej: To była bardzo przemyślana decyzja, w której istotną rolę odgrywały względy prestiżowe. To nie są obiekty, które miały służyć tylko dekoracji czy ociepleniu ścian. Posiadały one jasne przesłanie, charakter propagandowy, podkreślający potęgę władcy. Były, używając współczesnego języka, wielkim projektem PR-owym. Dlatego jedną z ważniejszych serii jest seria z monogramami i herbami Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Symboliczne znaczenie ma też wyobrażenie pierwszych rodziców czy historii ludzkości. Taka ikonografia była immanentnie wpisana w królewską narrację. Podkreślenie wymiaru religijnego było ważne, gdyż władca panował z namaszczenia Boga. Znaczenie też miała symbolika uniwersum, przedstawiona w werdiurach zwierzęcych. Widniejąca na tkaninach różnorodność i bogactwo świata zwierzęcego wiązało się z rosnącym w okresie renesansu zainteresowaniem przyrodą, w czym uczestniczył także światły król.
A co spowodowało, że Zygmunt August zdecydował się zamówić arrasy właśnie w Brukseli?
Prof. Andrzej Betlej: To był jeden z najważniejszych ośrodków tego typu tkactwa w ówczesnej Europie. Dość powiedzieć, że najwspanialsze kompozycje, nie tylko artystów flamandzkich, ale też włoskich, właśnie tam powstawały.
Choćby przez to nie były chyba tanie. Wiadomo ile kosztowały?
Prof. Andrzej Betlej: Nie jesteśmy w stanie do końcach tego stwierdzić. Przeznaczone na to finanse szły ze szkatuły królewskiej, a rachunki nie zachowały się do naszych czasów. Ale to musiał być znaczący wydatek dla Zygmunta Augusta. Fakt, że był on regulowany w ratach wskazuje na dość duże obciążenie prywatnego trzosa władcy. Jednak tego typu zakup mówią nam coś ważnego nie tylko o hojności króla, ale także o jego wyjątkowości. Możemy wyciągnąć z nich wniosek, że był on wytrawnym miłośnikiem sztuki. Gdy dodamy do tego informację o znajdujących się w jego kolekcji cennych przedmiotach jubilerskich i paradnych militariach, to widzimy, że mamy tu do czynienia z osobą, która ceniła sobie artyzm i luksus.
Co działo się z arrasami po śmierci Zygmunta Augusta?
Prof. Andrzej Betlej: Zostały zapisane siostrom króla i dopiero po ich śmierci trafiły do skarbca koronnego Rzeczypospolitej. Jednak następcy króla, wbrew jego woli, traktowali je jak swoją prywatną własność. Stanowiły one przedmiot zastawu, ratowano nimi skarb królewski, rozwiązywano spory z sejmem.
157 arrasów zostało zrabowanych przez Rosjan w 1795 r. Do Polski powróciły dopiero w 1921 r. w wyniku Traktatu ryskiego. Jego najbardziej wymiernymi skutkami było ustalenie granicy wschodniej oraz powrót skarbów Rzeczpospolitej.
W 1795 roku 157 arrasów zniknęło.
Prof. Andrzej Betlej: Mówiąc wprost – zostały zrabowane przez Rosjan. Do Polski powróciły dopiero w 1921 roku w wyniku Traktatu ryskiego. Jego najbardziej wymiernymi skutkami było ustalenie granicy wschodniej oraz powrót skarbów Rzeczpospolitej.
W jakich warunkach były one przechowywane w Rosji?
Prof. Andrzej Betlej: Na pewno bez należytego pietyzmu. Na przykład pełniły funkcję obić mebli i dotyczyło to nie tylko tkanin, które miały specjalny, obiciowy charakter. Na przykład werdiury zwierzęce były przycinane i dostosowywane do architektury rezydencji carskiej w Gatczynie pod Petersburgiem. Na wystawie pokazujemy te zniszczenia. Znajdują się na niej arrasy, będące obecnie czymś w rodzaju patchworków, które zostały złożone z zachowanych fragmentów tkanin.
Czyli po powrocie musiano poddać je konserwacji.
Prof. Andrzej Betlej: Tak, i była to niewiarygodnie skomplikowana konserwacja, niekiedy zahaczająca o rekonstrukcję. Myśmy na wystawie pokusili się o pokazanie takich tapiserii, które uświadomią publiczności, ile pracy jest jeszcze przed konserwatorami.
Te delikatne tkaniny przeżyły epopeję wojenną. To co się z nimi działo na początku września 1939 r. i w kolejnych miesiącach mogłoby być kanwą scenariusza dobrego serialu sensacyjnego. Zostały one wywiezione do Kanady i wróciły dopiero po przemianach politycznych w Polsce w 1956 r.
Tym bardziej, że arrasy uległy zniszczeniom nie tylko podczas rabunku dokonanego przez Rosjan, ale też później, kiedy zostały wywiezione z Polski tuż przed wybuchem II wojny światowej.
Prof. Andrzej Betlej: Te delikatne tkaniny rzeczywiście przeżyły epopeję wojenną. To co się z nimi działo na początku września 1939 roku i w kolejnych miesiącach mogłoby być kanwą scenariusza dobrego serialu sensacyjnego. Zostały one wywiezione do Kanady i wróciły dopiero po przemianach politycznych w Polsce w 1956 roku.
I znowu trzeba było je konserwować?
Prof. Andrzej Betlej: Oczywiście, by móc je znowu pokazać w 1961 r. Zresztą praca konserwatora w przypadku arrasów nigdy się nie kończy. Na szczęście Zamek Królewski na Wawelu dysponuje bardzo rozbudowaną pracownią konserwacji tkanin. Pracujący tam zespół, pod kierownictwem Jerzego Holca, dokonuje cudów. Specjaliści tkają na nowo brakujące fragmenty.
Ile arrasów możemy zobaczyć na wystawie?
Prof. Andrzej Betlej: 137. Oprócz tych znajdujących się na wzgórzu wawelskim, prezentowane są tkaniny, które w latach 70. jako depozyt trafił do Zamku Królewskiego w Warszawie.
Czy to są już wszystkie arrasy?
Prof. Andrzej Betlej: Niestety, nie. Jeden z nich znajduje się w Rijksmuseum w Amsterdamie, gdzie znalazł się w latach 30., sprzedany przez Rosję sowiecką. To bardzo cenny, zachowany w całości arras nadokienny. Z powodów pandemicznych sprowadzenie go było jednak zbyt skomplikowane. Poza tym w Ermitażu są nadal przechowywane 34 arrasy. Mam nadzieje, że w przyszłości uda nam się pokazać i tę część kolekcji. Byłoby to wielkim wydarzeniem.
Wystawa będzie pokazywana do jesieni. Co później stanie się z cennymi tkaninami?
Prof. Andrzej Betlej: Tak jak poprzednio, najlepiej zachowane arrasy będą zdobiły komnaty i apartamenty królewskie, natomiast pozostała część trafi z powrotem do magazynów i na stoły konserwatorów.
Rozmawiała Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP