Boję się, że nowa podstawa programowa zahamuje proces wykorzystywania historii jako narzędzia do nauki krytycznego myślenia u młodego pokolenia – mówi PAP dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò, dyrektor Instytutu Historycznego UW. Nowa podstawa uczy zapamiętywania faktów, ale ich oceniania już nie – dodaje.
PAP: Jakie są największe zmiany w podstawie programowej dotyczącej nauczania historii? Na czym polegają?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Podstawa programowa do szkoły podstawowej zmienia przede wszystkim sposób myślenia o nauczaniu historii. Historii można uczyć na różne sposoby; to przedmiot, który może być bardzo ciekawy lub bardzo nudny.
To, co zaproponowano w nowej podstawie, jest zespołem faktów z historii narodowej, które znać należy. To taki sposób uczenia, w którym myśli się o uczniach jako o grupie, którą należy wychować na Polaków, nie mogących nie znać takich faktów z historii własnego narodu jak bitwa pod Cedynią czy bitwa pod Grunwaldem. Inny sposób, którego ta podstawa niestety nie promuje, choć sugerowała ją poprzednia, kładzie większy nacisk na zrozumienie przez uczniów procesów dziejowych. Ten sposób zakłada, że uczniowie potrafią dostrzegać związek między wydarzeniami oraz wiedzą, że niektóre z nich mogą być oceniane zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Podejście to wynika z przekonania, że uczniowie powinni mieć pełny obraz danej postaci historycznej, ucząc się nie tylko o jej zasługach, ale również o większych lub mniejszych grzeszkach, lub prawdziwych draństwach. Ten drugi sposób uczy przede wszystkim samodzielnego myślenia.
Nowa podstawa uczy zapamiętywania faktów, ale ich oceniania już nie.
PAP: Jakie są zalety nowej podstawy?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Próbowałem znaleźć zalety nowego myślenia o nauczaniu historii, ale ich nie znalazłem. Może gdybym był sentymentalnie przywiązany do szkoły z czasów Polski Ludowej, to odnalazłbym w niej scenariusze lekcji o tym, jak to Niemcy uciskali Polaków przez całe tysiąc lat i że istnienie państwa polskiego tak naprawdę jest formą ustawicznej konfrontacji z najeźdźcą niemieckim. Dla mnie ten sposób nauczania historii nie stanowi jednak żadnej wartości. To forma upraszczająca rozumienie faktów, dzieląca bohaterów na dobrych i złych. Cała sztuka w nauczaniu historii, która ma być dla uczniów ciekawa, polega na tym, żeby sami podejmowali się oceny działań bohaterów.
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: To, co zaproponowano w nowej podstawie, jest zespołem faktów z historii narodowej, które znać należy. To taki sposób uczenia, w którym myśli się o uczniach jako o grupie, którą należy wychować na Polaków nie mogących nie znać faktów z historii własnego narodu. Inny sposób, którego ta podstawa niestety nie promuje, kładzie większy nacisk na zrozumienie przez uczniów procesów dziejowych.
PAP: Jeden z zapisów podstawy programowej dla szkoły podstawowej definiuje tę metodę nauczania historii jako „spojrzenie na przeszłość przez pryzmat postaci o doniosłym znaczeniu dla kształtowania polskiej tożsamości; postaci, które w sposób znamienity określiły nasze dzieje”. Co zatem z postaciami czy zdarzeniami kontrowersyjnymi, których osąd w historii nie jest jednoznaczny?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Realizacja podstawy programowej zależy w dużej mierze od nauczycieli, od tego, na ile są kreatywni, a na ile odtwórczy. Jednak w samej podstawie nie ma miejsca na wydarzenia historyczne, które budzą kontrowersje. Stara się kłaść nacisk na bohaterów jednoznacznie pozytywnych, którym nie można zarzucić żadnych znacznych słabości, na tych, z których cieszymy się, że mamy ich wśród rodaków.
Pominięcie osób, które mogą być kontrowersyjne, może doprowadzić do tego, że nauczyciele będą bardzo upraszczać wywód. Otóż łatwo powiedzieć, że Tadeusz Kościuszko był wielkim Polakiem, patriotą, ale żeby wprowadzić wątek o bohaterach takich jak Romuald Traugutt, który zanim podjął działalność powstańczą był lojalnym oficerem w armii carskiej, trzeba odejść od schematu nieskazitelnego bohatera. A takich w rzeczywistości nie ma. Jeśli nauczyciele będą niewolniczo podążać za nową podstawą, pojawi się niebezpieczeństwo, że te problemowe kwestie zostaną pominięte. Jednak jeśli nauczyciele potraktują nową podstawę jako ramę, która wyznacza kierunek, a oni sami będą autorami treści prezentowanych na lekcji, tak się nie stanie. Wielka nadzieja w roztropności naszych nauczycieli.
PAP: Na ile uczeń może sam dokonywać oceny postaci?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Podstawa programowa nie jest w stanie zdefiniować tego, w jakim stopniu uczeń ma dokonywać samodzielnej oceny postaci i wydarzeń historycznych. Nie należy tej podstawy demonizować. Jest tylko dokumentem, który wyznacza kierunki, w jakich ma przebiegać edukacja. Podstawa będzie najbardziej wiążąca dla egzaminatorów, którzy w oparciu o nią będą musieli układać test egzaminacyjny. Z kolei autorzy podręczników i sami nauczyciele mają tutaj więcej wolności. Mam nadzieję, że istota tego przedmiotu, czyli historia jako nauczycielka oceniania przeszłości, zostanie w nauczaniu zachowana, i myślę, że liczba godzin lekcyjnych na to pozwoli. Wierzę, że nauczyciele będą pamiętać o tym, iż najważniejsze jest to, żeby uczeń na koniec szkoły miał własne zdanie i potrafił je uzasadnić, żeby świadomie oceniał rzeczywistość.
PAP: A jak odnieść się do zdania z podstawy: „W podręczniku muszą się znaleźć informacje, pozwalające uczniowi wyznaczyć kryteria oceny, a następnie sformułować sąd wartościujący”. Jakie miałyby to być kryteria?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Zastanówmy się na przykład nad postacią Stanisława Augusta Poniatowskiego. Autorzy podręczników mogą zaprezentować jego postać w ten sposób: Poniatowski zrobił bardzo dobrze, doprowadzając do uchwalenia konstytucji 3 Maja i zrobił bardzo źle, przystępując do Targowicy i przyczyniając się do upadku państwa polskiego. To będą wartościujące, jednoznaczne osądy.
Wolałbym, żeby w podręczniku znalazło się: przystąpienie do Targowicy przez króla było uwarunkowane sytuacją militarną, polityczną, międzynarodową i być może nie mógł postąpić inaczej, a nawet gdyby tak się stało, i tak mogłoby to nie uchronić przed upadkiem państwa. Chciałbym, żeby te fakty, które wymagają oceny – a właściwie wszystko w historii wymaga oceny – były potraktowane w podobny sposób, żeby znalazły się w takim podręczniku możliwe alternatywne waloryzacje, a nie jedna właściwa. Ta „jedna właściwa” była już w PRL.
PAP: Jakie miejsce według nowej podstawy zajmuje w nauczaniu historia społeczna?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Myślę, że bardzo duży nacisk w tej podstawie został położony na tzw. historię narodową, czyli zrywy patriotyczne, postawy Polaków wobec zaborców etc. Historia społeczna z kolei jest trudna, bo jest niejednoznaczna. Społeczeństwo, lub jego grupy, nie jest jednoznacznie pozytywne lub negatywne, lecz zniuansowane. Problemy społeczne nie znikają tak jak problem z Krzyżakami.
Jednak bardziej kłopotliwy jest inny rys tej podstawy. Powiedziałbym, że zakłada ona poznawanie historii Polski i Polaków, a nie Europy, Europejczyków i świata. Oczywiście powinniśmy uczyć o Polsce, ale oddzielanie historii Polski od historii świata, stawianie jej w kontrze do innych narodów, stwarza niepożądaną dychotomię. Powinniśmy dążyć do uczenia o Polsce jako o integralnym elemencie Europy. Oczywiście to, czy w ten sposób będzie się o Polsce mówiło, w dużej mierze leży w gestii samych nauczycieli.
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Emocje są bardzo dobrym sposobem przekazywania i utrwalania wiedzy, uczeń emocjonalnie związany z bohaterem lepiej go zapamięta. Jednak nie możemy tylko „kochać” bohaterów z przeszłości, mamy przede wszystkim ich rozumieć, a nie się z nimi utożsamiać.
PAP: W komentarzu do podstawy programowej nauczania historii w szkole podstawowej w uzasadnieniu zmian zapisano, że „emocjonalny stosunek do dziejów ojczystych powinien się tworzyć już w trakcie pierwszych lekcji historii w klasie IV”. W podstawie dla gimnazjum i liceum znajduje się zdanie, że celem zajęć historii „jest utrwalenie pozytywnej postawy wobec przeszłości – gotowości do podjęcia dziedzictwa”. W obu przypadkach mowa o emocjach. Jak należy je rozumieć?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Rozumiem, że emocje te mają być pozytywne. Ten zapis sprawia wrażenie, że emocje rozumiemy wyłącznie jako coś afirmującego – jednym słowem – uczeń ma się z poznawanymi treściami utożsamiać. Pamiętajmy, że mowa tu o klasie czwartej. Ten czwartoklasowy panteon jest pomyślany jako pochwała – mamy się utożsamiać z naszymi wielkimi bohaterami i to jest emocja wyłącznie pozytywna, bardzo spłaszczająca obraz historii. O ile w przypadku czwartoklasisty takie stwierdzenie nie niepokoi, o tyle od starszego ucznia oczekiwalibyśmy już większego krytycyzmu. On już musi wiedzieć, że świat jest pełen szarości. Oczywiście emocje są bardzo dobrym sposobem przekazywania i utrwalania wiedzy, uczeń emocjonalnie związany z bohaterem lepiej go zapamięta. Jednak nie możemy tylko „kochać” bohaterów z przeszłości, mamy przede wszystkim ich rozumieć, a nie się z nimi utożsamiać.
PAP: Jak po reformie może wyglądać lekcja na temat Józefa Piłsudskiego? Co z kontrowersyjnymi wydarzeniami w jego biografii, takimi jak zamach majowy czy uwięzienie przeciwników w Berezie Kartuskiej?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Myślę, że kłopotliwy jest nawet sam zamach działaczy PPS na pociąg w celu zdobycia pieniędzy, tzw. akcja pod Rogowem – pytanie, czy tego rodzaju działanie jest usprawiedliwione, jeżeli było prowadzone w słusznej sprawie. Akurat kwestia Berezy Kartuskiej jest oczywista, rozumiemy ją jako sytuację, w której sanacja posługiwała się metodami nietolerowanymi w państwie demokratycznym. Podstawa programowa o tym milczy. W związku z tym to jest problem nauczyciela, czy ograniczy się do takiego epickiego opowiedzenia, tak jak było w latach 30., że to Marszałek dał nam niepodległość, więc jest wielkim bohaterem, czy też wprowadzi jakieś wątki kontrowersyjne, które pokażą słabości i dylematy tej postaci, żeby uczynić Piłsudskiego prawdziwym, takim, jakim był.
PAP: Czy na lekcjach historii znajdzie się miejsce na dyskusję nt. decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego? W podstawie brak zapisu na temat oceny powstania.
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Dyskusja wokół słuszności Powstania Warszawskiego to spór, który cały czas nie jest jeszcze skończony. Wielki sukces Muzeum Powstania Warszawskiego pokazuje, że scenariusz powstańczy zyskuje duże poparcie. Młodzi zwiedzający, gdy wychodzą z muzeum, mówią niekiedy, że wygraliśmy to powstanie, bo mieliśmy fantastycznych bohaterów. Fakt, że w rzeczywistości zostało przegrane, że setki tysięcy ludzi zginęło, a miasto zostało doszczętnie zniszczone, jest przecież nierozerwalną częścią opowieści o powstaniu. Jest niebezpieczeństwo, że będziemy narażeni na taki jednostronny osąd powstania i innych podobnie kontrowersyjnych wydarzeń, zamiast podkreślania ich niejednoznaczności. W tym kierunku jednak ta podstawa prowadzi.
PAP: Po połączeniu historii i WOS-u w przedmiot „Historia i społeczeństwo” stosunek treści historycznych do społecznych ma wynosić 3:1. Jak odnosi się to do dawnego rozwiązania? Czy jest to pozytywna zmiana?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Problem polega na spojrzeniu na zależność między tymi dwoma przedmiotami. Dawna podstawa programowa wiedzy o społeczeństwie wychodziła od współczesności. Była analizą faktów, z których wynika nasza obecna sytuacja. W tej chwili mamy system odwrócony, to znaczy – żeby zrozumieć współczesność, trzeba najpierw poznać te najwcześniejsze okresy w historii. Rodzi się jednak pytanie, czy dzieci są w stanie zobaczyć współczesną sytuację Polski jako wynik istnienia państwa Piastów, Jagiellonów i Rzeczypospolitej Obojga Narodów? Ten związek nie będzie dla nich przyczynowy.
PAP: Czy narracja, która tak duży nacisk kładzie na dzieje narodu, nie tworzy złudzenia, że świadomość narodowa była od początku?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: W czasach piastowskich nie było jeszcze Polaków, bo był to dopiero czas kształtowania się wspólnot politycznych. Potem pojawił się naród rozumiany jako wspólnota stanu szlacheckiego, tych, którzy mają prawa polityczne. To są terminy bardzo zmieniające się w czasie. Myślę jednak, że nauczyciele będą w stanie wytłumaczyć, że naród polski z XXI wieku i Polanie z czasów wczesnopiastowskich to nie to samo.
Zauważam inny problem. Historia narodowa, tak jak się ją opisywało zwłaszcza w XIX wieku, wtedy, kiedy nie mieliśmy państwa, utrwala uproszczoną wizję świata – że narody zawsze będą ze sobą wzajemnie rywalizować. Dbając o zachowanie tożsamości, na co nacisk kładzie nowa podstawa, podkreślamy różnice, a nie podobieństwa. Nie mówimy o tych elementach kultury środkowo - czy wschodnioeuropejskiej, które są zbieżne dla wielu różnych narodów, tylko o tym, co nas różni. To jest realizacja jednej z wizji świata, którą niektórzy Polacy uważają za właściwą. Niestety historia jest takim przedmiotem, którym łatwo manipulować. Boję się, że ta podstawa zahamuje proces wykorzystywania historii jako narzędzia do nauki krytycznego myślenia u młodego pokolenia.
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Podręcznikowa historia, która jest faktograficzna, gdzie wszystko jest jednoznaczne, bohaterowie są dobrzy lub źli, nie będzie ciekawa. Boję się, że to uczniów zrazi do nauki historii. A historia jest fascynująca, bo stawia wiele znaków zapytania.
PAP: Jaki wobec tego wpływ na świadomość młodego Polaka będzie miało takie uczenie historii?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Będzie skutkować przeświadczeniem, że historia jest nudna. Jeśli nauczyciele będą oczekiwać wyłącznie wiedzy pamięciowej, a sprawdzian będzie polegał tylko na wymienieniu dat, nazwisk czy bitew, to uczniowie nie będą lubili historii. A historia jest fascynująca, bo stawia wiele znaków zapytania. Podręcznikowa historia, która jest faktograficzna, gdzie wszystko jest jednoznaczne, bohaterowie są dobrzy lub źli, nie będzie ciekawa. Boję się, że to uczniów zrazi do nauki historii. Zatem spowoduje odwrotny skutek od zamierzonego przez autorów nowej podstawy – nie utrwali tożsamości narodowej młodego pokolenia, bo młodzi odwrócą się od naszej przeszłości.
PAP: Czy nowe rozwiązanie, które zostało zaproponowane w liceum dla klas bez rozszerzenia historii, polegające na wyborze przez nauczyciela spośród tematów takich jak np. nauka, gospodarka czy rodzina i przeanalizowaniu ich na przykładzie określonych epok, jest dobrym pomysłem?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Pytanie, do czego historia w liceum ma służyć dla tych uczniów, którzy nie będą mieli rozszerzenia z historii, czyli przedmiotu w pełnym wymiarze godzin. Historia może być jednym z przedmiotów, które kształtują umiejętności i wówczas na podstawie jakiego materiału to będzie, to jest mniej ważne. Może to być materiał o starożytności bądź przekrój przez epoki, ale celem jest kształtowanie umiejętności myślenia, na przykład krytycznego patrzenia na tekst źródłowy. Jednak to wymaga bardzo dużej samodzielności i inwencji ze strony nauczycieli.
Drugi sposób w nauczaniu historii w tej sytuacji, który moim zdaniem będzie dominował, będzie wynikał z przekonania, że ktoś, kto ma zdawać maturę w państwowej szkole, nie może nie znać pewnych faktów z historii. Zatem może zdarzyć się tak, że w liceum klasy, które nie zdają historii na maturze, będą poddawane takiemu mikropowtórzeniu historii faktograficznej. Myślę jednak, że lepiej, aby obywatel rozumiał programy współczesnych partii politycznych, niż żeby wiedział, w którym roku była na przykład bitwa pod Płowcami.
PAP: Czy nauczyciel historii wobec obowiązku zrealizowania określonych tematów ma jakieś szanse na przedstawienie zagadnień, które sam zaproponuje?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Ta podstawa rzeczywiście zapowiada, że dużo informacji jest niezbędnych. Jednak to jest problem każdej podstawy programowej. Historia świata, Europy i Polski jest na tyle obszerna, że trudno jest wyodrębnić z niej to, co najważniejsze. Co prawda są kraje, które na poziomie kształcenia akademickiego uczenie historii rozpoczynają od epoki nowożytnej. Kursy z historii na uniwersytetach zaczynają się wraz z renesansem. O starożytności czy średniowieczu uczy się na innych przedmiotach. To jest swego rodzaju intelektualny wybór – skraca się historię po to, żeby móc o niej opowiedzieć w miarę szczegółowo. W Polsce od podjęcia takiej decyzji jesteśmy na razie dalecy. Może to dobrze. Niestety jednak takie przeładowanie materiału, jakie ma miejsce dzisiaj, będzie miało swoje skutki. Zamiast zapamiętać i dobrze zrozumieć kilka wydarzeń z historii, uczniowie zapomną kilkadziesiąt.
PAP: W uchwale Rady Naukowej Instytutu Historycznego UW, oceniającej nową podstawę do historii, zwrócono uwagę na błędy rzeczowe: Niemcy zamiast cesarstwo, islamska zamiast muzułmańska, Litwa zamiast Wielkie Księstwo Litewskie...
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Myślę, że błędy te świadczą o pośpiechu, o tym, że nie pisał jej zespół, a pojedyncze osoby, które nie weryfikowały tego rodzaju potknięć. One mają drugorzędne znaczenie, ale pokazują, że w dokumencie, który ma być normą dla egzaminatorów i autorów podręczników, znajdują się błędy rzeczowe, a to stanowi pewien problem, bo podważa zaufanie do całego dokumentu.
PAP: Czy słuszne są głosy, że podstawa została przygotowana za szybko?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Tak sądzę. Konsultacje były fasadowe, tzn. ministerstwo twierdzi, że je prowadziło, ale na głosy merytoryczne, na listy nie odpowiedziało. Podstawa weszła w życie niemalże w takiej formie jak na początku została zaprezentowana. Pokazuje to, że była duża determinacja ze strony ministerstwa, żeby wprowadzić konkretny dokument, a nie taki, który będzie najlepszy, nawet gdyby zachowywał tę linię, którą promuje obecna minister edukacji. Wolałbym jednak, żeby podstawa została w większym stopniu skonsultowana i dopasowana do merytorycznych, chyba zasadnych, głosów.
PAP: Czy nauczyciele są przygotowani do realizacji tej podstawy?
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò: Nauczyciele mają bardzo trudne zadanie, dlatego że historia jest przedmiotem, w którym bardzo łatwo pokazać swoje własne poglądy. Sami będą musieli zdecydować, czy jako urzędnicy państwowi w szkole publicznej są zobowiązani do realizacji ducha, który ta podstawa promuje.
W innym razie będą prowadzili wykład historii taki, jaki sami uważają za najlepszy dla ucznia, który – mam nadzieję – pokaże niejednoznaczność dziejów i atrakcyjność historii jako wykładu o przeszłości i ludziach, którzy pomimo upływu stuleci są podobni do nas i których oceniamy tak jak oceniamy ludzi nam współczesnych. Niestety ta podstawa tylko utrudnia nauczycielom to zadanie.
Rozmawiała Aleksandra Beczek (PAP)
aleb/mjs/ls
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò pracuje w Instytucie Historycznym UW, w którym od 2016 roku pełni funkcję dyrektora. Zajmuje się historią starożytną, ze szczególnym uwzględnieniem historii starożytnej Palestyny. Opublikował m.in.: "Dziedzictwo Goliata. Filistyni i Hebrajczycy w czasach biblijnych" (Toruń 2012: Monografie FNP). Był profesorem wizytującym m.in. na University of Notre Dame (USA) i Johannes Gutenberg-Universität Mainz (Niemcy). Jest jednym z inicjatorów ruchu społecznego „Obywatele Nauki”.