Prawo wyboru rodziców, w jakim wieku ich dzieci pójdą do szkoły, stopniowy powrót do 8-letniej szkoły podstawowej i 4-letniego liceum, likwidacja tzw. godzin karcianych – to niektóre zmiany, jakie zapowiedziała w środę w expose premier Beata Szydło.
Beata Szydło zapowiedziała, że w ciągu pierwszych 100 dni rządu zostanie przeprowadzona zmiana dotycząca obowiązku szkolnego sześciolatków. "Polscy rodzice będą mieli prawo wyboru, bo lepiej znają swoje dzieci. To rodzice będą decydowali, czy ich dzieci pójdą do szkoły w wieku lat sześciu czy siedmiu" - mówiła w Sejmie.
Dyskusja na temat obniżenia wieku obowiązku szkolnego trwa od 2009 r., kiedy w polskim systemie edukacji rozpoczęto stopniowe obniżanie wieku obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat. Przez pięć lat - do września 2013 r. - decyzję o tym, czy dziecko rozpocznie naukę w wieku sześciu czy siedmiu lat, podejmowali rodzice. 1 września tego roku po raz pierwszy do I klasy szkoły podstawowej poszedł obowiązkowo cały rocznik dzieci sześcioletnich, czyli urodzonych w 2009 r. Rok wcześniej - we wrześniu zeszłego roku - obok siedmiolatków do pierwszych klas obowiązkowo poszła połowa rocznika sześciolatków.
W ubiegłym tygodniu MEN, powołując się na dane zebrane ze szkół podało, że w tym roku w klasach pierwszych naukę rozpoczęło 79 proc. sześciolatków. Pozostałym dzieciom z rocznika odroczono obowiązek szkolny na podstawie opinii poradni psychologiczno-pedagogicznych.
"Odnalezienie się w życiu wymaga realnej wiedzy oraz właściwej postawy. I właśnie wiedzę i postawę powinna kształtować szkoła. Elementem tej postawy powinno być silne poczucie tożsamości narodowej i patriotyzm. Wysokie wymagania merytoryczne, wysokie wymagania wychowawcze i mocne kształtowanie świadomości to droga do sukcesu. Zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i narodowym" - podkreśliła premier. "Trzeba wrócić do pełnego nauczania historii i do klasycznego kanonu lektur" - mówiła. Słowa te spotkały się z długimi brawami.
We wrześniu tego roku przy okazji dyskusji publicznej na temat rozszerzenia pytań w referendum ogólnopolskim o pytanie dotyczące wieku obowiązkowego rozpoczynania nauki w szkołach, poprzedni resort edukacji argumentował, że powrót do rozpoczynania obowiązkowej nauki w szkołach w wieku siedmiu lat wywołałby ogromne perturbacje organizacyjne w systemie oświaty: w jednym roku nie byłoby w ogóle klasy pierwszej w szkole podstawowej, gimnazjum, ponadgimnazjalnej, na studiach. MEN podał wówczas, że wraz ze zmianą pracę straciłoby co najmniej kilkanaście tysięcy nauczycieli. Spowodowałoby to też duże trudności ze znalezieniem miejsc w przedszkolach dla dzieci młodszych: trzy- i czterolatków, które musiałby odstąpić miejsca dzieciom starszym.
Od samego początku dyskusji nad wprowadzeniem obowiązku szkolnego dla sześciolatków towarzyszyły protesty części rodziców niegodzących się na tę zmianę, m.in. skupionych w ruchu "Ratuj Maluchy!" i Stowarzyszeniu Rzecznik Praw Rodziców. Powrotu do rozpoczynania obowiązkowej nauki w wieku siedmiu lat dotyczyły dwa projekty obywatelskie odrzucone przez Sejm. Kwestii tej dotyczyło także jedno z pytań w odrzuconym dwa lata temu przez Sejm obywatelskim wniosku o ogólnopolskie referendum edukacyjne.
W expose premier Szydło zapowiedziała także stopniowy powrót do ośmioletniej szkoły podstawowej i czteroletniego liceum. Mówiąc o tym zwróciła się do nauczycieli: "Proszę się nie obawiać". "Naszym nadrzędnym celem będzie wykorzystanie państwa doświadczenia. Te zmiany będą miały charakter ewolucyjny" - zapewniła. Premier zapowiedziała, że ta zmiana wprowadzana będzie w uzgodnieniu z nauczycielami "tak, by zawód nauczyciela zyskał należną mu pozycję i godność, by polskie dzieci były jak najlepiej kształcone i wychowywane przez polską szkołę i by wreszcie rodzice byli partnerami w procesie kształcenia swoich dzieci".
Gimnazja w polskim systemie oświaty ponownie pojawiły się 1 września 1999 r., jako główny element reformy edukacji wprowadzanej przez rząd Jerzego Buzka. Jako świetnie wyposażone szkoły z bardzo dobrze przygotowanymi nauczycielami miały służyć wyrównywaniu szans edukacyjnych uczniów, szczególnie ze wsi i małych miejscowości. Wprowadzając 3-letnie gimnazja, jednocześnie zlikwidowano 8-letnie szkoły podstawowe i 4-letnie licea ogólnokształcące, w ich miejsce wprowadzono 6-letnie podstawówki i 3-letnie licea.
Od początku istnienia gimnazja spotykały się z krytyką. Zarzucano, że często są molochami (bywa, że w jednym roczniku w szkole jest nawet sześć klas równoległych) oraz, że trafiają tam uczniowie wtedy, gdy są w najtrudniejszym rozwojowo i wychowawczo okresie życia. Krytycy gimnazjów uważali, że lepiej by było dla uczniów, aby w tym wieku nadal byli pod opieką nauczycieli, którzy znają ich od kilku lat, oraz uczyli się w mniejszych szkołach, gdzie trudniej o anonimowość. Takie argumenty przedstawiał także PiS podczas kampanii wyborczej.
Zwolennicy utrzymania gimnazjów podkreślają zaś, że dzięki nim uczniowie o rok dłużej uczą się według tej samej podstawy programowej, a to ma wpływ na wyższy poziom wiedzy ogólnej całej populacji. Różnice zaczynają się szkołach ponadgimnazjalnych, które mogą mieć różny profil i poziom. Na argument o trudnym wychowawczo okresie w nowej szkole odpowiadają, że trzeba wzmocnić w gimnazjach rolę pedagogów i psychologów, by pomóc w rozwiązywaniu problemów. Przeprowadzone w ubiegłym roku przed Instytut Badań Edukacyjnych badanie dotyczące przemocy w szkołach pokazało, że agresywne zachowania mają miejsce głównie w klasach IV-VI szkoły podstawowej.
Związek Nauczycielstwa Polskiego ostrzega, że likwidacja gimnazjów oznacza utratę pracy przez nauczycieli w nich pracujących. Nowa minister edukacji Anna Zalewska w ubiegłym tygodniu jeszcze jako kandydatka na to stanowisko tłumaczyła dziennikarzom, że nie będzie likwidacji gimnazjów, tylko ich wygaszanie. "Nie będzie to rewolucja, dzieci i młodzież tego nie zauważą, będą w tych samych środowiskach, w tych samych budynkach, z tymi samymi nauczycielami. Żaden nauczyciel nie zostanie zwolniony, a szkoły nie zostaną zamknięte" - zadeklarowała. Zgodnie z terminologią używaną w edukacji wygaszanie szkoły oznacza brak naboru do klas pierwszych.
W expose Szydło zapowiedziała też, że jedną z pierwszych decyzji minister edukacji w jej rządzie będzie zlikwidowanie tzw. godzin karcianych. Chodzi o dwie godziny w tygodniu, które każdy nauczyciel, niezależnie od swojego pensum dydaktycznego, czyli obowiązkowego wymiaru lekcji, musi przepracować z uczniami, np. prowadząc zajęcia wyrównawcze. Godziny karciane, od samego ich wprowadzenia za rządu Leszka Millera, były krytykowane przez wszystkie związki zawodowe zrzeszające nauczycieli.
Premier Szydło zadeklarowała we wtorek w expose: "odbiurokratyzujemy polską szkołę". "Polska szkoła ma uczyć i wychowywać, a polscy nauczyciele muszą mieć godne warunki, aby kształcić młode pokolenia Polaków" – powiedziała. Dodała, że chce ponadto odbudować szkolnictwo zawodowe i dostosować je "do rzeczywistych potrzeb rynku pracy i gospodarki".
"Kolejna kwestia, która jest bardzo często podnoszona kiedy mówi się o oświacie, to tzw. system testowy" - zauważyła premier. "Życie to nie test" - stwierdziła. "Odnalezienie się w życiu wymaga realnej wiedzy oraz właściwej postawy. I właśnie wiedzę i postawę powinna kształtować szkoła. Elementem tej postawy powinno być silne poczucie tożsamości narodowej i patriotyzm. Wysokie wymagania merytoryczne, wysokie wymagania wychowawcze i mocne kształtowanie świadomości to droga do sukcesu. Zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i narodowym" - podkreśliła. "Trzeba wrócić do pełnego nauczania historii i do klasycznego kanonu lektur" - powiedziała Szydło. Słowa te spotkały się z długimi brawami.
Premier obiecała ponadto kontynuację rozbudowy sieci przedszkoli, które mają być bezpłatne co najmniej dla osób mało zarabiających. W szkołach mają znów pojawić się gabinety stomatologiczne i lekarskie. Mówiła też, że nowy rząd ma być "przeciwko zwijaniu się państwa" z małych i średnich miejscowości. W tym kontekście wspomniała m.in. o zamykaniu szkół. Zapowiedziała, że proces zwijania musi być zatrzymany, a w wielu wypadkach odwrócony. "Nie nastąpi to oczywiście z dnia na dzień. Zostanie przeprowadzony powrót państwa na wieś i do mniejszych miejscowości" - stwierdziła Szydło.
Komentując dla PAP expose prezes ZNP Sławomir Broniarz ocenił, że zabrakło w nim konkretu ekonomicznego. "ZNP od wielu miesięcy domaga się zwiększenia nakładów na edukację, w tym na płace nauczycieli. Jeżeli chcemy mówić o wzroście prestiżu nauczycieli, to nie zrobimy tego samą ideologią i zmianą kanonu lektur" - powiedział Broniarz.
Sekcja Krajowa Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" stanowisko wobec expose ma wystosować w środę. (PAP)
dsr/ ura/ je/