Przyjęcie „Czterdziestolatka” przez społeczeństwo było wręcz entuzjastyczne, ale część branży filmowej zarzucała serialowi, że fabuła jest miałka, banalna, i wpisuje się w gierkowską "propagandę sukcesu" - mówi PAP Izabela Wyciszkiewicz z Filmoteki Narodowej. 40 lat temu TVP zaczęła nadawanie „Czterdziestolatka” Jerzego Gruzy.
PAP: W jakich okolicznościach powstał serial?
Izabela Wyciszkiewicz: Początkowo reżyser i scenarzysta Jerzy Gruza oraz felietonista Krzysztof Teodor Toeplitz nie myśleli o serialu telewizyjnym, bo Gruza miał złe wspomnienia związane z komedią „Dzięcioł”. „Czterdziestolatek” narodził się jako pomysł na kabaret, którego kluczowym elementem była dyskusja osób, które właśnie ukończyły 40. rok życia. Pomysł ewoluował, trafił do telewizji i został zatwierdzony do realizacji jako serial. Gruza wymyślał gagi, puenty i poszczególne sceny od strony filmowej. Toeplitz zajął się słowem pisanym i dialogami.
Pierwszą serię nakręcono w latach 1974-75. Miała ona premierę w maju 1975 roku. Kolejne dwie powstały w latach 1976-77.
Izabela Wyciszkiewicz: Przyjęcie „Czterdziestolatka” przez społeczeństwo było pozytywne, wręcz entuzjastyczne. Po zakończeniu emisji pierwszej serii do Radiokomitetu przyszło tysiące listów z prośbą o kontynuację przygód Karwowskiego. W historii PRL był to drugi taki przypadek, po „Stawce większej niż życie”.
PAP: Była to połowa gierkowskiej dekady, czas propagandy sukcesu. Czy serial wpisywał się w nią?
Izabela Wyciszkiewicz: Zdecydowanie tak. Główny bohater, inżynier Stefan Karwowski, pracował przecież na sztandarowych inwestycjach epoki Gierka, budował Trasę Łazienkowską, Dworzec Centralny i osiedle Ursynów w Warszawie. Według mnie „Czterdziestolatek” stał się częścią tej propagandy, jednak nie jest apoteozą systemu, ani głównego bohatera, bo przecież śmiejemy się niego i z otaczającego go świata.
PAP: Jak telewidzowie przyjęli serial w maju 1975 roku i jak przyjmują go dziś?
Izabela Wyciszkiewicz: Przyjęcie „Czterdziestolatka” przez społeczeństwo było pozytywne, wręcz entuzjastyczne. Po zakończeniu emisji pierwszej serii do Radiokomitetu przyszło tysiące listów z prośbą o kontynuację przygód Karwowskiego. W historii PRL był to drugi taki przypadek, po „Stawce większej niż życie”. Gruza zrealizował drugą i trzecią serię. W tej ostatniej Karwowski wskoczył na kolejny szczebel drabiny społecznej, komputer wylosował go na dyrektora przedsiębiorstwa.
Krytycy i część branży filmowej przyjęła „Czterdziestolatka” sceptycznie, wręcz negatywnie. Zarzucano, że fabuła jest miałka, banalna, opiera się na stereotypach. Niektórzy krytykowali, że serial nie ukazuje realnej, mniej zabawnej strony życia w PRL, że wpisuje się w oficjalną narrację gierkowskiej propagandy.
Po 40 latach widzowie nadal darzą „Czterdziestolatka” dużą sympatią, jest określany jest mianem „kultowego”, a przecież nie każdy peerelowski serial na nie zasłużył. Obronił się i jest nadal chętnie oglądany, choć już z innej perspektywy.
PAP: Czy twórcy mieli tego świadomość?
Izabela Wyciszkiewicz: Wydaje się, że tak. Widać to zwłaszcza w trzeciej serii, która ukazuje słabość i śmieszność władzy. Widać, że krajem rządzą ludzie o niskich lub nieodpowiednich kwalifikacjach, że „góra” jest uwikłana w układy. Widać, że pod fasadą sukcesu rozwój jednostki i społeczeństwa jest utrudniony.
PAP: W czasie, gdy powstawał „Czterdziestolatek” Stanisław Bareja zrealizował „Bruneta wieczorową porą” i „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”. Pokazano te same miejsca: Dworzec Centralny, Ursynów. Zagrało wielu tych samych aktorów, a mimo to są to komedie całkiem różne...
Izabela Wyciszkiewicz: Stanisław Bareja wykazał się większą odwagą, portretował rzeczywistość w sposób bardziej ironiczny, ale i bardziej brutalnie, dobitnie i antysystemowo. Gruza skupił się na innych problemach. Inna jest specyfika serialu, inna – filmów kinowych, jakie wówczas realizował Bareja.
Każdy z odcinków „Czterdziestolatka” dotyczy innego problemu – rzucenie palenia, kryzys wieku średniego. U Gruzy bohaterowie wzbudzają sympatię. Karwowski jest może mało błyskotliwy, ale uczciwy, wzbudza sympatię, da się lubić. Jest tu wiele obserwacji socjologicznych i psychologicznych. Główny bohater poszukuje swojego przodka, bo to było wówczas modne, przerabia mieszkanie, wykuwając modny łuk nad drzwiami. Awansuje, wspina się w hierarchii, ale nie przestaje być śmieszny.
Izabela Wyciszkiewicz: Połowa lat 70. to czas, gdy część społeczeństwa wierzyła w sukcesy gospodarcze ekipy Gierka, czas i wielkich inwestycji budowlanych i pełnych półek w sklepach. Serial jest dość udanym portretem zbiorowym społeczeństwa tamtej epoki.
PAP: Co zdecydowało o sukcesie "Czterdziestolatka"?
Izabela Wyciszkiewicz: To przede wszystkim znakomita obsada aktorów. Znakomicie zagrali Andrzej Kopiczyński i Anna Seniuk – odtwórcy głównych ról. Wybitną kreację „kobiety pracującej” stworzyła Irena Kwiatkowska. Według mnie jej postać wzbiła się nawet ponad serial, a powiedzenie „ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję”, weszło do potocznego języka. Dodam, że Kwiatkowska stroniła od ról telewizyjnych, grała w nich bardzo rzadko.
Nawet role drugoplanowe, epizodyczne są tu świetne. Gruza powierzył je najlepszym aktorom. Po roli Janka Kosa w „Czterech pancernych” Janusz Gajos nie miał wielu ofert. Gruza dał mu szansę i Gajos stworzył świetną rolę szwagra Karwowskiego, który dorobił się na majątku na hodowli królików i kur.
Aktorzy wspominają, że na planie „Czterdziestolatka” reżyser dał im dużo swobody, możliwość własnej interpretacji roli. Nieco inaczej aktorzy wspominają teksty dialogów, uznając je za nieco oderwane od rzeczywistości, czasem mało autentyczne, zbyt felietonowe. Mocną stroną jest różnorodność bohaterów. Ta galeria postaci świetnie obrazuje ówczesne społeczeństwo, a przynajmniej jego fragment, grupę, którą dziś nazywamy klasą średnią.
PAP: „Czterdziestolatek” jest komedią. Czy jest także dokumentem epoki?
Izabela Wyciszkiewicz: W pewnym stopniu tak, choć przecież nie każdy inżynier w PRL mieszkał w M-4 i jeździł nowym „maluchem”. Połowa lat 70. to czas, gdy część społeczeństwa wierzyła w sukcesy gospodarcze ekipy Gierka, czas i wielkich inwestycji budowlanych i pełnych półek w sklepach. Serial jest dość udanym portretem zbiorowym społeczeństwa tamtej epoki.
Rozmawiał Maciej Replewicz (PAP)
rep/ ls/