„Król Lew” w nowej odsłonie zapowiada się na największy animowany przebój w historii wytwórni Disneya. Produkcja pobiła rekord otwarcia dla najlepiej zarabiającego filmu w kategorii bez ograniczeń wiekowych. Dwa tygodnie po premierze zarobiła już ponad 531 mln dol.
Światowa premiera filmu odbyła się 9 lipca w Los Angeles. 12 lipca film pojawił się w chińskich kinach. Wejście na tamtejszy rynek tydzień przed europejską premierą to konsekwencja niezwykłej popularności, jaką cieszyły się w Chinach poprzednie remaki disneyowskich hitów. Popularności przekładającej się oczywiście na ogromne zyski finansowe, które zapewnia gigantyczny chiński rynek.
W dniu otwarcia "Król Lew" zarobił w Państwie Środka 13,5 mln dol. W ciągu trzech dni zaś rekordowe 54 mln. Premierowy weekend w USA przyniósł 185 mln dol. zysku, ustanawiając tym samym nowy rekord otwarcia dla najlepiej zarabiającego filmu bez ograniczeń wiekowych i notując najlepszy wynik otwarcia lipca w historii kina. "Król Lew" jest też najlepiej sprzedającą się adaptacją Disneya w ciągu 24 godzin przedsprzedaży. Obecnie produkcja zarobiła przeszło 531 mln dol. Od 19 lipca film dostępny jest również w Polsce, gdzie w pierwszy weekend przyciągnął do kin ponad 500 tys. widzów.
Film Jona Favreau to remake produkcji studia Walta Disneya sprzed 25 lat. Scenariusz jest praktycznie kopią pierwowzoru, który okazał się wówczas wielkim hitem. Zdobył dwa Oscary – za najlepszą muzykę dla Hansa Zimmera i najlepszą piosenkę "Can You Feel the Love Tonight", wykonwaną m.in. przez Eltona Johna. Na koncie "Króla Lwa" znalazły się również trzy Złote Globy – najlepszy film animowany, najlepsza muzyka i najlepsza piosenka. Przy budżecie wynoszącym 45 mln dol. zarobił ich blisko miliard. Reżyserami byli Rob Minkoff i Roger Allers. W obsadzie znalazły się takie gwiazdy, jak Matthew Broderick – głos dorosłego Simby, James Earl Jones – głos Mufasy i Jeremy Irons – głos Skazy. W polskiej wersji dubbingowej swojego głosu użyczyli m.in. Wiktor Zborowski – Mufasa, Marek Barbasiewicz – Skaza, Krzysztof Tyniec – Timon czy Emilian Kamiński – Pumba.
"Król Lew" uchodzi za film przełomowy dla kina animowanego. Technicznie był wówczas szczytowym osiągnięciem wytwórni Disneya w dziedzinie odręcznej animacji. Postacie bowiem narysowano ręcznie, a efekty oświetlenia oraz te trójwymiarowe wygenerowano komputerowo, co także w owym czasie było nowością. Ciekawostką jest, że przy jego produkcji nie brali udziału najlepsi wówczas graficy amerykańskiego studia, ci pracowali nad "Pocahontas". "Króla Lwa" podjęła się ekipa mniej doświadczonych twórców. Efekt ich pracy przerósł jednak najśmielsze oczekiwania.
Siła tego filmu nie polega jedynie na nowatorskiej wówczas technice animacji. Jest on bowiem pomimo upływu lat uniwersalną opowieścią, opartą na szekspirowskim schemacie. W latach 90. film nazwano animowaną adaptacją "Hamleta".
"Król Lew" opowiada historię Lwiej Krainy rządzonej przez Mufasę, który niespodziewanie ginie na skutek podstępu swojego brata o wymownym imieniu Skaza. Był to bodaj pierwszy animowany film Disneya, w którym jeden z głównych bohaterów ginie na ekranie. Pod rządami królobójcy kończy się dotychczasowy dobrobyt i zwierzęta zaczynają cierpieć głód. Prawowity następca tronu - Simba, początkowo uznany za zmarłego, wraca i podejmuje walkę o swoją rodzinę i dziedzictwo. Przedtem jednak pozna smak miłości i przyjaźni, które pomogą mu przezwyciężyć traumę po śmierci ojca i związane z nią poczucie winy.
W filmie można znaleźć odwołania do chrześcijańskiej i buddyjskiej koncepcji przemijania, jak również starotestamentowych motywów Józefa i Mojżesza. Dość wymowna jest także scena przemarszu hien przed Skazą, podczas wykonywania piosenki "Przyjdzie czas". Była inspirowana nazistowskimi przemarszami przed przemawiającym Adolfem Hitlerem. Bliznę Skazy wzorowano na tej, stanowiącej znak szczególny Tony'ego Montany z filmu "Człowiek z blizną" z Alem Pacino w roli głównej. Warto też wspomnieć, że "hakuna matata", czyli piosenka i filmowe powiedzenie Timona i Pumby, pochodzi z języka suahili, oznacza dosłownie brak zmartwień, a po premierze weszło do codziennego języka wielu nastolatków.
"Król Lew" stał się popkulturowym symbolem. Film na kasetach VHS sprzedał się w ponad 55 mln egzemplarzy, co jest wynikiem rekordowym. W Polsce do kin trafiło jedynie 50 kopii, a mimo to jego oglądalność sięgnęła ponad 2,7 mln widzów. Dla porównania gorszy wynik miały takie produkcje, jak "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia", "Harry Potter i Kamień Filozoficzny", "Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi", "Gladiator" albo "Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i stara szafa".
Opowieść o Lwiej Krainie dała również początek serii bardzo udanych i kasowych filmów animowanych Disneya z lat 90., jak m.in. "Toy Story" (1995), "Pocahontas" (1995), "Dzwonnik z Notre Dame" (1996), "Hercules" (1997), "Mulan" (1998) oraz "Dawno temu w trawie" (1998). Nastała wówczas moda na tego typu produkcje. Sam "Król Lew" doczekał się kolejnych części i tak w 1998 r. powstał "Król Lew II: Czas Simby", zaś w 2004 "Król Lew III: Hakuna Matata". Obie nie powtórzyły jednak sukcesu oryginału. W latach 1995-2002 powstawał serial animowany zatytułowany "Timon i Pumba", będący spin-offem, czyli produktem ubocznym prezentującym przygody drugoplanowych bohaterów pierwotnej serii.
Nowy "Król Lew" nazywany przez producentów aktorską live-action, zrealizowany został techniką motion-capture, czyli przechwytywania trójwymiarowego ruchu aktora. Polega ona na założeniu przez aktora odpowiedniego kostiumu, do którego zamocowane są specjalne czujniki. Podczas ruchu aktora przekazują one jego ścieżkę do komputera, gdzie zostaje ona poddana dalszej obróbce. Technologiczny postęp 25-lecia dzielącego oba filmy jest bardzo widoczny. Klasyczna animacja została zastąpiona przez grafikę komputerową. Zwierzęta w tej wersji są na tyle realistyczne, że obraz niekiedy przypomina film przyrodniczy.
Z ekranu ponownie usłyszymy głos Jamesa Earla Jonesa, czyli Mufasę, oprócz którego w rolach głównych wystąpili Donald Glover - Simba, Beyonce - Nala i Chiwetel Ejiofor – Skaza. Podobnie jak w wersji anglojęzycznej w polskim dubbingu w Mufasę wcieli się ten sam aktor, co przed laty, czyli Wiktor Zborowski. W pozostałych rolach polskiego dubbingu m. in. Artur Żmijewski – Skaza, Jerzy Stuhr – Rafiki, Maciej Stuhr - Timon, Piotr Polk - Zazu i Danuta Stenka – Sarabi. Budżet filmu wynosi 250 mln. dol., jest więc ponad 5,5 raza większy niż oryginału. Muzykę ponownie skomponował Hans Zimmer. Nową wersją nagrano w języku angielskim, pierwotna była bogatsza o suahili, xhosa i zulu.
W jednym z wywiadów krytyk filmowy Kamil Śmiałkowski zauważył, że "nowy +Król Lew+ jest skazany na sukces. Pokolenia wychowały się na starym filmie, na tych piosenkach, a teraz przecież tak naprawdę dostajemy tylko lekki +upgrade+. Starsi pójdą z nostalgii i zabiorą dzieci. Murowany hit".
Recenzje światowej prasy nie są jednak zbyt przychylne. Na łamach amerykańskiego dziennika "Washington Post" Dan Hassler-Forest wytyka filmowi treści o białej supremacji i faszyzmie, dalej zarzucając, że "+Król Lew+ oferuje nam faszystowską ideologię pisaną na dużą skalę". Swoją opinię opiera jednak jedynie na 93 sekundowym trailerze. W nieco odmiennym tonie wypowiada się na łamach dziennika "USA Today" Brian Truitt, według którego obraz Jona Favreau jest "wizualnie zachwycający" oraz "oszałamia zmysły fotorealistycznymi zwierzętami i wciągającym afrykańskim krajobrazem". Recenzent zwraca również uwagę, iż całość "wygląda jak dobrze zrealizowany dokument przyrodniczy", a "oszałamiające wizualizacje, które Favreau użył trzy lata temu w +Księdze dżungli+ wydają się przestarzałe w porównaniu z tym, co uwalnia tutaj".
Amerykański krytyk filmowy Kenneth Turan z dziennika "Los Angeles Times" odnosi się do filmu pozytywnie, zaznaczając przy tym, że jego pochwały dotyczą bardziej wizualnej strony dzieła niż jego potencjału emocjonalnego i dramatycznego. Todd McCarthy z "Hollywood Reporter" również chwali technologię, ale chciałby zobaczyć coś więcej. "Po początkowej fascynacji i momentach zachwytu przy obserwowaniu niezwykle realistycznych zwierząt rozmawiających i odnoszących się do siebie nawzajem, tak jak robią to ludzie, przyzwyczajacie się do tego w takim stopniu, że przestaje to być zaskakujące" – zauważa amerykański krytyk, dodając, że "w ciągu dwóch godzin seansu nie ma żadnej niespodzianki".
Na łamach brytyjskiego "The Guardian" Peter Bradshaw recenzuje film słowami: "Nowy +Król Lew+ trzyma się bardzo ściśle oryginalnej wersji i w tym sensie jest oczywiście oglądalny i przyjemny. Ale tęskniłem za prostotą i wyrazistością oryginalnych ręcznie rysowanych obrazów".
W podobnym tonie wypowiada się Samuel Spencer z "Daily Express", tytułując swoją recenzję "Wizualnie majestatyczny, ale brak mu magii Disneya". Analizując film Spencer dochodzi do wniosku, że największa siła "Króla Lwa" jest jednocześnie jego największą słabością, gdyż "próbując odtworzyć sawannę tak wiernie, jak to możliwe, film Disneya wydaje się zapominać, za co kochamy oryginał z 1994 roku".
Na tle powyższych recenzji równie ciekawa, jak i odosobniona, jest opinia zamieszczona w brytyjskim "The Times". Kevin Maher stwierdza, że nowy film jest "lepszy niż oryginał", chwaląc jednocześnie Chiwetela Ejiofora, którego Skaza według niego przewyższa bohatera wykreowanego przez Jeremy'ego Ironsa, choćby dlatego, że jest "bardziej złowrogi".
Kasowe wyniki filmu potwierdzają jednak, ze magia "Króla Lwa" z 1994 roku wciąż działa na widzów. Mimo nieprzychylnych głosów krytyków, producenci licząc zyski, śmiało mogą zacytować filmowe "hakuna matata". (PAP)
autor: Mateusz Wyderka
mwd/ wj/