Franciszek Wysłouch (1896-1978), urodzony w Pirkowiczach na Polesiu, był zapalonym myśliwym i miłośnikiem przyrody. W dwudziestu czterech krótkich szkicach barwnie i emocjonalnie opisuje polowania, krajobraz ziemi rodzinnej oraz jej mieszkańców.
Swoją książkę pisał na emigracji, pełen tęsknoty do utraconego świata dzieciństwa i młodości. „Daleko jest mój kraj. Nie tylko przestrzeń go oddala. Burze wojenne oddzieliły nas od ostępów puszczańskich, przestrzennych łąk i mszarów. Tylko we wspomnieniach widzimy kępy czarnych olch na zapadniach, samotne stogi siana, pełne radości i życia wiatraki. W tęsknicy słyszymy śpiew żniwiarek wracających do wsi po znojnej pracy. Dlatego też niech te moje opowiadania będą błyskiem świata na naszym ciemnym horyzoncie”.
Kraj wiatraków i stogów siana
Polesie to kraj płaski, lecz, jak stwierdza Wysłouch, nie monotonny. Charakterystycznym cechami krajobrazu były wiatraki, stojące przez osiem miesięcy stogi siana oraz kępy drzew na cmentarzach zakładanych na niewielkich pagórkach. Autor pisze o szczególnej czci i szacunku, jakim Poleszucy otaczali „mogiłki”. Groby kobiet oznaczane były lnianymi fartuszkami zawieszonymi na krzyżu, groby mężczyzn przywalano dębowymi kłodami z konarem wzniesionym ku górze. „Mogiłki nie są u nas miejscem odstraszającym ludzi, jest wręcz przeciwnie, chodzi się często na miejsce spoczynku i przysiada na kłodach cmentarnych. Jakoś wyczuwa się bliskość z minionymi pokoleniami. Czuje się bezpośredniość kontaktu z nimi, obchodzi się tu przecie święta umarłych, ale również i wiele uroczystości rodzinnych”.
Poleszucy
Na Polesiu żyło się w leśnych chutorach w izolacji od świata. „Prawa i zwyczaje wsi poleskiej nie zmieniały się do wieków.”. Obcych widywano tylko w miasteczkach i przy głównych traktach. A drogi poleskie prowadzące groblami przez bagna były ciężkie do przejechania, pełne wyrw, podmywane przez wodę. W zimie jeżdżono po lodzie, lecz „wieja i ćma” powodowały, że łatwo było się zgubić.
Jak zauważa Wysłouch, surowa i nieprzyjazna przyroda Polesia oraz życie w izolacji wykształciły specyficzny typ człowieka: nieufnego, ostrożnego, zamkniętego w sobie, nieskorego do zmiany.
Poleszuk nie lubił lasu zarastającego łąki uprawne i pola – był więc skazany na ciągłe karczowanie krzewów i drzew – i stanowiącego ostoję zwierzyny. „Trzeba było widzieć poletka prosa, owsa czy kartofli, które odwiedziły dziki. Niedźwiedzie niszczyły barcie, wilki porywały bydło i konie. Zimową porą wsie były jakby oblężone przez stada wilcze, na które nie było rady”.
Poleszuk nie lubił też bagien, bał się ich, twierdził, że „złe” wodzi i zaciąga na śmiertelne topiele.
Autor podkreśla instynkt orientacyjny Poleszuków, którzy nigdy nie zabłądzą, nawet na bagnach. „To instynkt pierwotny, właściwy dzieciom puszczy, pomaga im”.
Wysłouch opowiada wiele o polowaniach, między innymi na kaczki, cietrzewie, jarząbki – Polesie było królestwem ptaków - oraz o swoich myśliwskich spotkaniach z „leśnymi ludźmi”, samotnikami znającymi tajniki lasu i życie zwierząt.
Cyganie i Żydzi
Na ścieżkach Polesia spotykani byli Cyganie. Czekano na ich umiejętności pobielania i reperowana naczyń. Byli mistrzami w podkuwaniu koni i reperacji uprzęży, choć jednocześnie zajmowali się kradzieżą koni. „Na tle krajobrazy poleskiego stanowili oni barwny i egzotyczny element. Cyganki rwały oczy czerwienią spódnic, żółcią chustek, masą ozdób, paciorków,złotych zausznic, bransolet i pierścieni. Mężczyźni nosili granatowe kurty, barwne kamizele i pasy nabijane srebrem. Wszystko to grało kolorami na tle szarego i białego ubrania tubylców”.
Franciszek Wysłouch pisze z sympatia o poleskich Żydach. Kupców żydowskich uważano za lepszych i pewniejszych od innych sprzedawców. Niepisane prawo obowiązujące kupców i nabywców powodowało brak oszustw – były one dozwolone tylko w handlu końmi. Zaufanie powodowało, że nawet największe transakcje robiono „bez świadków, bez świstków papieru i bez weksli”. Nie do pomyślenia było, by któraś strona zawiodła.
Ogólnie lubianą postacią był żydowski faktor, pośredniczący przy transakcjach i pełniący funkcję informacyjne. „Trzeba było tylko zapytać go, kto jest, co sprzedaje, co kupuje lub co załatwia a sytuacja była jasna”. Za swojej usługi faktor pobierał dobrowolne datki pieniężne lub czasami zadowalał się szklanką wódki. Osobliwością były żydowskie kolonie rolnicze. „Ta grupa rolników całkowicie upodobnia się do kategorii producentów i zatraciła normalny charakter kupca żydowskiego. Nawet fizyczne różnili się od swoich pobratymców”.
Ostatni rozdział autor poświęcił domowi rodzinnemu. Był nim dwór w Pirkowiczach. Po I wojnie światowej miejscowi Poleszucy widzieli w nim - wobec zniszczenia własnych wsi - ostoję przyszłości i bezpieczeństwa. Franciszek Wysłouch pisze, że dwór dostarczał im nasiona, sprzęt a nawet konie. We wrześniu 1939 roku sowieccy żołnierze spalili wszystkie pamiątki i zbiory historyczne zgromadzone we dworze, a ojca autora wywieźli w głąb Rosji, gdzie umarł. Jednak miejscowi ludzie nie pozwolili spalić dworu ani wyrąbać drzew w parku.
Książkę „Na ścieżkach Polesia” opublikowało wydawnictwo LTW.
Tomasz Stańczyk (PAP)