To chyba najbardziej stabuizowana grupa ofiar II wojny – usłyszała autorka od archiwistki, z którą rozmawiała na początku pracy nad książką. W swojej najnowszej książce Kalina Błażejowska opisuje polskie ofiary nazistowskiego programu „eutanazji”.
Autorka zaznacza, że trudno wskazać moment początku takiego podejścia do osób chorych i niepełnosprawnych. „Na pewno w uznawaniu ludzi niepełnosprawnych i chorych za zbędnych naziści nie byli ani pierwsi, ani ostatni. Nie wymyślili eugeniki, a jedynie popsuli jej reputację” – czytamy.
Cytowany przez Kalinę Błażejowską Leon Wernic, lider polskiego ruchu eugenicznego, we wrześniu 1933 r. napisał: „Przygotowany przez naukowych eugenistów (…) grunt w Niemczech został przez polityków w rodzaju Hitlera użyty, a raczej wielokrotnie nadużyty dla politycznych celów”. Już cztery lata wcześniej, podczas zjazdu partyjnego w Norymberdze, Adolf Hitler wyłożył swój plan: „Gdyby w Niemczech przybywało co roku milion dzieci i jednocześnie ubywało siedemset–osiemset tysięcy najsłabszych, wtedy ostatecznym wynikiem byłoby wzmocnienie siły narodu. Najniebezpieczniejszą rzeczą jest dla nas przecięcie procesu naturalnej selekcji i w ten sposób pozbycie się możliwości zyskiwania sprawnych, zdrowych ludzi. (…) Wskutek naszego współczesnego sentymentalnego humanitaryzmu próbujemy utrzymać słabych kosztem zdrowych”.
Po dojściu nazistów do władzy, w lipcu 1933 r., uchwalono Ustawę o zapobieganiu dziedzicznie choremu potomstwu, powołującą sądy zdrowia dziedzicznego, które decydowały o sterylizacji kobiet i mężczyzn dotkniętych – jak napisano – „wrodzonym imbecylizmem, schizofrenią, chorobą maniakalno-depresyjną, dziedziczną padaczką, dziedziczną chorobą św. Wita (pląsawicą Huntingtona), dziedziczną ślepotą, dziedziczną głuchotą, ciężką dziedziczną deformacją fizyczną”. Ponadto, jak dodawał ustawodawca, „każdy cierpiący na ciężki alkoholizm może zostać pozbawiony płodności”. „Prawo to stosowano z wyjątkowym zapałem, do 1945 roku okaleczono bowiem około czterystu tysięcy obywateli Rzeszy, większość jeszcze przed wybuchem wojny” – wskazuje autorka.
W tym samym czasie obmyślano masową „eutanazję”. „Już w 1935 roku Hitler zapewniał Gerharda Wagnera, naczelnego lekarza Rzeszy, że program +eutanazji+ zostanie wprowadzony, gdy tylko wybuchnie wojna. Widocznie nie mógł się doczekać, bo jeszcze przed atakiem na Polskę dał sygnał do rozpoczęcia tajnego programu +uwalniania od cierpienia chorych dzieci+” – przypomina autorka. Pretekstem był list wysłany w pierwszej połowie 1939 r. do kancelarii Führera, w którym obywatel Kretschmar z Lipska uprzejmie prosił o zezwolenie na zabicie synka, który urodził się niewidomy, bez nogi i ze zdeformowaną ręką. „Hitler okazał łaskę i wkrótce półroczny Herbert Gerhard Kretschmar zginął w lipskiej 18 klinice pediatrycznej” - czytamy.
Jak wskazuje Błażejowska, „właśnie jego sprawa miała uzasadniać narzucenie niemieckim lekarzom i położnym obowiązku rejestrowania nieuleczalnie chorych dzieci, kierowanych później do +dziecięcych oddziałów specjalistycznych+”, dodając, że „zabijanych już nie na prośbę rodziców, ale z urzędu”. Do 1945 r. powstało trzydzieści siedem takich oddziałów, a zginęło w nich co najmniej dziesięć tysięcy pacjentów.
Jak można dowiedzieć się z książki, „od początku 1940 r. wyselekcjonowani pacjenci niemieckich szpitali psychiatrycznych i domów opieki byli duszeni tlenkiem węgla, a następnie kremowani w piwnicach sześciu +ośrodków zabijania+”. Nadany później tej akcji kryptonim „T4” pochodził od berlińskiego adresu Państwowej Wspólnoty Pracy Rzeszy na rzecz Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych. „Biuro, w którym grupa urzędników i lekarzy decydowała, kogo i gdzie zamordować, mieściło się w okazałej willi przy Tiergartenstrasse 4” – przypomina autorka.
Zatrudniony w ministerstwie rolnictwa Rzeszy statystyk Edmund Brandt przygotował podsumowanie danych z każdego ośrodka. W raporcie podał, że od stycznia 1940 do sierpnia 1941 r. zagazowano 70 273 chorych, głównie z diagnozą „schizofrenia”.
Jak zaznacza Kalina Błażejowska, w sierpniu 1941 r. akcja „T4” musiała zostać zawieszona. „Organizatorzy napotkali nieprzewidziane przeszkody: krewni ofiar coraz częściej domagali się wyjaśnień, krewni pozostałych przy życiu – wypisania bliskich. Mieszkańcy wsi w pobliżu +ośrodków zabijania+ plotkowali o szarych autobusach, które przyjeżdżały pełne, a wyjeżdżały puste, i o czarnym, gryzącym dymie, który regularnie pojawiał się na niebie. A do tego latem 1941 roku katolicki biskup Münsteru August von Galen wygłosił trzy kazania potępiające nazistowski terror, w tym +zabijanie biednych, bezbronnych osób chorych psychicznie+” – czytamy.
Hitler - aby uspokoić nastroje - 24 sierpnia 1941 r. nakazał zakręcić kurki komór gazowych. Kalina Błażejowska podkreśla, że „od tej pory pacjenci zakładów psychiatrycznych i pensjonariusze domów opieki ginęli otruci lekami, zagłodzeni, nieleczeni z chorób zakaźnych”. „Zaczęła się tak zwana dzika eutanazja – decyzję o tym, kogo i jak zabić, pozostawiono lokalnej administracji i dyrektorom szpitali i przytułków” - wskazała. Do dziś nie wiadomo, ile osób zginęło w wyniku nazistowskiego programu „eutanazji”. Szacunki z 2000 r. mówią o 216 400 zabitych w Niemczech i Austrii oraz osiemdziesięciu tysiącach na terytoriach okupowanych.
Jak podkreśliła autorka, „nazistowska masowa +eutanazja+ zaczęła się w Polsce na cztery miesiące przed akcją +T4+ i przebiegała tu brutalniej niż w Rzeszy – polscy pacjenci bywali dołączani do transportów +T4+, ale zasadniczo mordowano ich na miejscu”. Na Pomorzu Zachodnim pacjentów szpitali psychiatrycznych likwidowano od września 1939 r. – byli rozstrzeliwani i zakopywani w masowych grobach przez członków Einsatzkommandos i miejscowych Niemców, zorganizowanych w bojówki Selbstschutzu. Autorka wskazuje także, że na całym przedwojennym terytorium Rzeczpospolitej w latach 1939-1945 zginęło co najmniej dwadzieścia tysięcy pacjentów szpitali psychiatrycznych i pensjonariuszy domów opieki. Jak zastrzegła, „to bardzo ostrożne szacunki”. Tylko nieliczni organizatorzy i wykonawcy „eutanazji” zostali po wojnie ukarani.
„Część badaczy uważa, że nie byłoby zagłady Żydów bez zagłady chorych i niepełnosprawnych. Niektórzy chcą włączyć nazistowską +eutanazję+ do pojęcia Holokaustu. Nie da się udowodnić, że jedno było konieczne do zaistnienia drugiego, ale faktem jest, że personel akcji+„T4+ został po jej wstrzymaniu skierowany do organizowania obozów zagłady” – pisze Kalina Błażejowska.
Na przykładzie trzech miejsc – dziecięcej kliniki psychiatrycznej w Lublińcu, szpitala psychiatrycznego w Gostyninie oraz domu opieki w Śremie – autorka opisała wszystkie kategorie ofiar – niepełnosprawne dzieci, chorych psychicznie dorosłych i niesamodzielnych najstarszych – czyli tych, których niemieccy lekarze uznali za „bezduszne istoty”, wiodące „życie niewarte życia”.
Książka „Bezduszni. Zapomniana zagłada chorych” Kaliny Błażejowskiej ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.
Anna Kruszyńska (PAP)