„Polki ratujące Żydów były największymi bohaterkami ostatniej wojny. Pomoc, jakiej udzielały żydowskim uciekinierom, trwała bowiem często wiele miesięcy, a nawet kilka lat. Kilka lat w permanentnym strachu, napięciu” – czytamy.
Jak wskazuje Anna Herbich, „gdy przegląda się listę odznaczonych, w oczy rzuca się jedna rzecz. Olbrzymia ilość kobiet. Bardzo często to właśnie Polki przełamywały instynkt samozachowawczy i udzielały schronienia Żydom. Było to wręcz niepojęte bohaterstwo. Aby ratować innego – często obcego człowieka, narażały życie swoich własnych dzieci. To najwyższe poświęcenie, na jakie może się zdobyć matka”.
15 października 1941 roku Hans Frank w pierwszym paragrafie „Trzeciego rozporządzenia o ograniczeniu pobytu w Generalnym Gubernatorstwie” wydał rozkaz, że „Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę”.
Znaleźli się jednak tacy, którzy mimo grożącej im kary śmierci pospieszyli na ratunek swoim żydowskim sąsiadom. Wśród nich były Sprawiedliwe, czyli bohaterki książki Anny Herbich: Jadwiga Gawrych, Łucja Jurczak z domu Nestorowicz, Irena Senderska-Rzońca z domu Krzyształowska, Jadwiga Wolf z domu Przybylska, Wanda Kołomijska z domu Turczyńska, Marianna Krasnodębska z domu Jarosz oraz Władysława Słotwińska z domu Dudziak.
„Abram Słomka i Frania Szpinger, dwójka Żydów, którzy mieszkali u nas na stałe. Ponadto Teresa i Chaskiel Papierowie. Oni ukrywali się w lesie i przychodzili do nas po zmroku, żeby się ogrzać przy piecu, zjeść gorącą zupę” – wymienia swoich potajemnych lokatorów Jadwiga Gawrych.
Jak wspomina dalej, „mama gotowała wtedy w dużym garze, tak aby dla wszystkich starczyło. Żeby wszyscy się najedli”. Jadwiga była córką leśniczego, razem z rodzicami mieszkała w gajówce koło wsi Wólka Czarnińska niedaleko Mińska Mazowieckiego. 18 marca 1943 roku Niemcy, możliwe, że szukający partyzantów, zaatakowali leśniczówkę Gawrychów, spalili leśniczówkę, a uciekająca, będąca w siódmym miesiącu ciąży, Teresa Papier została zastrzelona. „To prawdziwy cud, że trójce Żydów udało się jakoś umknąć. Niemcy szukali zresztą nie tylko ich. Myśleli, że w naszym domu znajduje się również siedziba miejscowego oddziału partyzanckiego. Nie wiem, skąd przyszło im to do głowy. Wiem natomiast, jak trafili do leśniczówki – jedna z naszych sąsiadek złożyła donos. Tak, Polak Polakowi potrafił wyrządzić taką krzywdę” – czytamy.
„Ja chcę żyć. Tak bardzo chcę żyć” – takie słowa usłyszała Łucja Jurczak od swojej przyjaciółki, Beli. To dzięki Łucji Belę udało się wyprowadzić z getta. „Wiedziałam, że jeżeli nie pomogę Beli, to będę tego żałować do końca życia. Nie mogłam zostawić mojej przyjaciółki samej, na pewną śmierć. Miałam poczucie, że uczciwy, przyzwoity człowiek nie może nie udzielić pomocy bliźniemu w potrzebie. Nie może odtrącić dłoni wyciągniętej po ratunek” – mówi Łucja.
Z kolei Irena Senderska-Rzońca razem ze swoim bratem, Edwardem Krzyształowskim, przemycali do getta leki. W domu Krzyształowskich ukrywała się także rodzina lekarza Eliasza Bandera.
„Żydzi nie byli jedynymi ludźmi, którymi zajmowałam się w trakcie okupacji. Szykowałam paczki dla dzieci, których rodzice znaleźli się w obozach. A także dla pewnej kobiety wychowującej samotnie gromadkę dzieci” – wspomina natomiast Jadwiga Wolf.
Rodzina Wandy Kołomijskiej w czasie okupacji ukrywała w swoim domu Żydów. „Mój rodzinny dom w Brwinowie stał się tymczasem punktem przejściowym dla uciekinierów z getta. Tak, wiem, że trudno w to uwierzyć. Na górze poznaniacy, w Brwinowie pełno Niemców, w każdej chwili może pojawić się szmalcownik lub donosiciel. A my rozpoczynamy wielką operację ratowania Żydów. To, że nie było wpadki, to prawdziwy cud” – wspomina.
Marianna Krasnodębska w ramach obowiązków konspiracyjnych często „odwiedzała” getto. Niosła pomoc żyjącym tam Żydom, w tym zaprzyjaźnionemu z rodziną Wolfowi Lewinowi, a także rodzinie Honigów. Władysława Słotwińska z kolei ukrywała w domu malutką Żydówkę, Różę. „Nauczyłam ją pacierza i wszystkich katolickich modlitw. Po jakimś czasie stała się jedną z nas. Razem z nami dzieliła wojenną niedolę. (…) Mimo że Róża idealnie wtopiła się w polskie otoczenie, była pewna rzecz przypominająca jej stare czasy. Która była łącznikiem z przeszłością. Dwie małe fotografie zamordowanych rodziców, wręczone jej przez mamę w trakcie ich ostatniego spotkania” – wspomina Władysława.
„Choć miały chwile zwątpienia, nie poddały się. Nie złamały. Dotrwały do końca. Dzisiaj są niedoścignionym wzorem dla kolejnych pokoleń Polek i Polaków. Zajęły należne im, czołowe miejsce w panteonie naszych bohaterów narodowych” – wskazuje Anna Herbich.
Książka „Dziewczyny sprawiedliwe. Polki, które ratowały Żydów” Anny Herbich ukazała się nakładem wydawnictwa Znak-Horyzont.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/