„Gdy myślimy o powstaniu warszawskim, najczęściej mamy przed oczami obraz bohaterskich klawych chłopaków, którzy nawet będąc w największych tarapatach, odpowiadają hardo: +Byczo jest!+; dowódców ocenianych co najmniej niejednoznacznie; krwawe walki, w których fatalnie uzbrojeni powstańcy stawali naprzeciw Niemców dysponujących całym arsenałem różnorodnej broni, w tym samolotami i pociągiem pancernym, a dzieci z butelkami z benzyną biegły na czołgi oraz piękne dziewczyny, które z promiennym uśmiechem opatrują rannych, przenoszą meldunki albo gotują zupę zwaną plujką” – czytamy.
Dlaczego jednak utrwalił się w pamięci właśnie taki obraz? „Bo tak o wydarzeniach, które rozegrały się w Warszawie między 1 sierpnia a 3 października 1944 roku - pisze Agnieszka Cubała – opowiadali najczęściej panowie. W końcu wojna to męska rzecz, która na dodatek nie ma w sobie nic z kobiety, jak często słyszymy w mediach i czytamy w książkach. Niestety przez długie lata również same kobiety, mówiąc o powstaniu warszawskim, narzucały sobie niejako męski punkt patrzenia na to wydarzenie”.
W swoich relacjach kobiety rzadko wspominały o strachu, bólu, rozpaczy, poniżeniu i koszmarnych przeżyciach. „A to właśnie ich perspektywa pozwoliłaby zbudować zupełnie inny obraz tego, co się wówczas działo w Warszawie. Bo kobieta widzi i opowiada inaczej. Koncentruje się na zupełnie innych aspektach i dostrzega mnóstwo szczegółów dla mężczyzn całkowicie nieistotnych, a przez to niezauważalnych. Narracja przedstawicielek płci żeńskiej jest pełna kolorów, zapachów, dźwięków. Ma konkretny kształt, czasami nawet fakturę. A co najważniejsze – pojawiają się tam emocje i uczucia. A te ostatnie są znacznie bardziej wyraziste niż suche statystyki i fakty. Pozwalają wejść w opisywany świat, utożsamić się z opowiadającą, doświadczyć tego, co wówczas czuła. To dlatego wojna widziana oczami kobiet wydaje się straszniejsza, choć równocześnie bardziej zwyczajna, a nawet prozaiczna” – uważa autorka.
Godzina W, oprócz radości i euforii, przyniosła również obezwładniające uczucie strachu. „Boję się. Po prostu okropnie się boję… O siebie, o nich, o wszystkich. Więc to tak wygląda… (...) Pamiętam to wrażenie lęku i przygnębienia, jakie towarzyszyło mi całą noc. Nie, to nie było nic przemyślanego. (…) To po prostu zetknięcie się ze śmiercią, łuny pożarów, ciemna, hucząca strzałami ulica i ten jęk okropny, przeciągły jęk, na który nikt nie odpowiadał. Gdzieś na ulicy ginął człowiek zupełnie sam” – wspominała Teresa Sułowska-Bojarska.
Także dla piętnastoletniej Aleksandry Diermajer-Sękowskiej, 1 sierpnia wcale nie wyglądał tak, jak to sobie wymarzyła. „Pierwsze, najpiękniejsze godziny [Powstania] spędziłyśmy na… tarciu starych kartofli, przyniesionych z piwnicy. Gdy inni zatykali polskie sztandary na (…) budynkach, myśmy smażyły placki… Żołnierze wychodzili (…) pomagać sąsiednim oddziałom, a myśmy soliły setki kilogramów mięsa z rozbitego sklepu dla Niemców. Potem [w punkcie opieki nad dzieckiem] zamieniłam garnki na… pieluchy” – wspominała.
Autorka zwróciła również uwagę na dramat, jaki niosły ze sobą gwałty dokonywane przez Niemców. Najbardziej dramatyczny wydźwięk mają słowa Ireny Suryn, sanitariuszki i łączniczki IV Obwodu Ochota, która po latach milczenia zdecydowała się po raz pierwszy opowiedzieć o tym, co ją spotkało: „Gwałcili. Przecież nie musiałam się bać, bo przez to wszystkie dziewczyny musiały przejść. (…) Byli chłopcy. Bardzo nas wspomagający, ale to nie było mowy o obronie w ogóle. Oni nie byli w stanie w ogóle bronić. Nawet miałam bardzo bliskiego kolegę jednego i drugiego. Chłopcy byli bardzo uczynni. Byli bezsilni wobec tego”
Gwałty na Zieleniaku były powszechne, co potwierdza również relacja Zofii Jokiel, łączniczki z IV Obwodu Ochota. Podczas przeprowadzonego z nią wywiadu powiedziała, że „to nie było nic nadzwyczajnego, bo wszyscy to przechodzili”. Agnieszka Cubała pisze wprost: „kobiety, które podczas powstania zgwałcono, przez długie lata były pozostawione samym sobie. Społeczeństwo nie było wówczas gotowe do merytorycznych, poważnych rozmów na tak trudne tematy”.
Dla wielu powstańców traumatycznym doświadczeniem były kanały. „Kanały zapewniły walczącej Warszawie możliwość utrzymania łączności, koordynacji prowadzonych działań oraz wzajemnej pomocy między dzielnicami. Natomiast żołnierzom i nielicznym cywilom dawały nadzieję na ocalenie i dalszą walkę. Ale we wspomnieniach tych, którzy przeżyli, zapisały się dantejskie sceny, rozpacz i śmierć odarta z jakiegokolwiek majestatu czy dostojeństwa. Pozostawiały głęboki ślad w psychice i traumę, z którą trzeba się było zmagać przez lata. Zejście do kanałów przypłacało się koszmarami sennymi. W nocy wracały przerażające przeżycia, które nadal budziły paniczny lęk – powstańcy znów czuli, jak szczury biegają po ich ramionach, słyszeli nieludzkie krzyki, widzieli twarze umarłych, na których zastygł wyraz przerażenia” – pisze Agnieszka Cubała. Jednak byli i tacy, którzy w kanałach czuli się bezpieczniej niż na powierzchni. Taką osobą z pewnością była Natalia Sendys ps. Zyta, dziewiętnastoletnia łączniczka ze Starego Miasta, studentka medycyny, do której przylgnął przydomek… „Królowa kanałów”. Jak sama opowiadała, „no sporo tych tras zrobiłam. (…) Po prostu dość często bywałam w Śródmieściu i wracałam zarówno z prasą, z granatami, jak i z prowadzeniem jakichś ludzi. Mój wzrost temu sprzyjał”.
Z roku na rok rola uczestniczek Powstania Warszawskiego jest coraz bardziej doceniana i zauważana. Jak wyjaśnia Agnieszka Cubała, „wynika to z faktu, że wiele łączniczek, peżetek, kolporterek prasy, lekarek, pielęgniarek i sanitariuszek nigdy nie zeszło z barykady. Aktywnie wspierały nie tylko projekty związane z upamiętnieniem samego wydarzenia czy poległych kolegów. Przez lata były widoczne w polskim życiu gospodarczym, społecznym, kulturalnym. Wielokrotnie, w życiu publicznym, opowiadały się po stronie prawdy, uczciwości, przyzwoitości i przestrzegania prawa. Nade wszystko ceniły wolność, o którą z tak wielkim poświęceniem walczyły. Były konsekwentnie wierne swoim ideałom”.
Książka „Kobiety ’44. Prawdziwe historie kobiet w powstańczej Warszawie” Agnieszki Cubały ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/