Kim był ksiądz, który w czasie 70-letniego życia zbudował dwadzieścia nowych kościołów, dziewięć zabytkowych odrestaurował, wzniósł dwa gmachy seminarium duchownego i dom opieki dla ubogich? Ktoś odpowie – taki życiorys jest możliwy tylko w warunkach nadzwyczajnych. I to jest trafna odpowiedź. Życie katolików, w ogóle chrześcijan, w Związku Sowieckim było na pograniczu unicestwienia, zarówno przed II wojną światową, w jej trakcie i przez długie lata powojenne. Dopiero schyłek lat 80-tych, kiedy trwała w najlepsze pierestrojka ogłoszona kilka lat wcześniej przez Michaiła Gorbaczowa, przyniósł takie efekty zmian, że chrześcijanie, w tym katolicy, zaczęli z wolna rejestrować parafie, odzyskiwać zabrane im obiekty sakralne, dzieci nareszcie legalnie mogły przystępować do I Komunii św.
Władysław Wanags urodził na Łotwie w okresie międzywojennym w wielodzietnej rodzinie rolniczej. Niedługo on i jego rodzina cieszyli się z niepodległego państwa, bo od czerwca 1940 roku Łotwa znalazła się w granicach ZSRS. Władysław ukończył siedmioletnią szkołę a potem, jeszcze jako nastolatek, rozpoczął pracę w kołchozie. W 1951 roku powołany został do Armii Czerwonej, gdzie w ciągu pięciu lat służby doszedł do rangi starszego sierżanta. Po powrocie do cywila przez dwanaście lat imał się różnych zajęć, był blacharzem, kierowcą, kierownikiem transportu. W tym czasie ożenił się z Rosjanką, z którą miał dwie córki. W tym momencie czytelnik może zadać pytanie: jak to? Miało być o księdzu, budowniczym kościołów a tymczasem przytaczam tu typowo świecki życiorys. Sowiecka szkoła, wojsko, rodzina. W tym momencie zaczyna się jednak historia katolickiego kapłana. W latach 60-tych Władysław Wanags, wtedy już ponad 30–letni, bardzo poważnie zachorował. Zaczął częściej chodzić do kościoła, przejawiając szczególny kult do Matki Boskiej. Ojciec chciał zabierać na nabożeństwa swoje córki, jednak matka bardzo ostro temu się sprzeciwiała. Dochodziło do coraz poważniejszych kłótni między małżonkami. W tym czasie okazało się, że żona Wanagsa wzięła już wcześniej ślub z innym mężczyzną, z którym się nie rozwiodła. Na skutek stwierdzenia bigamii małżeństwo Władysława okazało się nieważne. Sąd przyznał opiekę nad dziećmi matce, która wkrótce wyjechała do Rosji.
W 1969 roku, czyli jako 38-latek Władysław Wanags zdecydował się wstąpić do seminarium duchownego w Rydze. Mimo presji ze strony KGB o odstąpieniu od nauki udało się Łotyszowi przetrwać i ostatecznie w 1973 roku zostać wyświęconym na kapłana. Ponieważ szczególną opiekę nad mocno starszym klerykiem, w czasie jego studiów seminaryjnych, rozciągali księża marianie, on także, już jako kapłan zdecydował się potajemnie wstąpić do tego zgromadzenia i w 1979 roku złożyć śluby zakonne wieczyste. Neoprezbiter rozpoczął pracę duszpasterską najpierw na terenie Inflant Polskich a potem w Lipawie, gdzie dominowali protestanci, nie licząc ateistów. Wanagsowi udało się w ciągu kilku lat znacznie rozbudzić życie katolickie w mieście. Zwróciło to uwagę sowieckich służb specjalnych. Czy ten fakt spowodował, że kiedy z dalekiej Ukrainy, z Gródka Podolskiego dotarła do miejscowego biskupa Juliana Vaivodsa delegacja z prośbą, żeby przysłać im księdza, wybór padł na ks. Wanagsa? Bardzo możliwe. Na ogromnej Ukrainie działało w tym czasie zaledwie kilkanaście parafii, w których pracowała garstka księży. Większość to kapłani urodzeni i wyświęceni przed wojną, a zatem w tym okresie to ludzie znajdujący się już w podeszłym wieku. W tym czasie liturgia na Białorusi, Ukrainie była sprawowana w języku polskim, kiedy więc padła propozycja wyjazdu na Ukrainę, ksiądz Wanags stwierdził: „Księże biskupie, nie znam języka polskiego!”. Nic nie szkodzi, nauczysz się – padła odpowiedź i tak zaczęła się ukraińska przygoda łotewskiego księdza z językiem polskim jako językiem liturgicznym.
W tym czasie gródeccy katolicy spotykali się na nabożeństwa w cmentarnej kaplicy, na nic więcej władze nie pozwalały. Kiedy pojawił się nowy ksiądz część ludzi bardzo się ucieszyła, inni patrzyli na przybysza podejrzliwie. Kiedy jeszcze okazało się, że był w sowieckiej armii, a na dodatek ma dwoje dzieci, podejrzliwość wobec nowego księdza wzrosła. I wtedy pomógł mu przypadek. Zapaliła się kaplica. Wanags rzucił się do ratowania niewielkiej świątynki. Dotkliwie się poparzył, zwłaszcza ręce, co jednak przekonało do niego ludzi, że to nie jakiś przebieraniec, nie daj Bój nasłany agent, ale jednak prawdziwy ksiądz rzymskokatolicki.
Niedługo potem zaczęły się zmagania nowego proboszcza gródeckiego z władzami. Widząc jak wielu ludzi garnie się do kościoła wystąpił do władz z prośbą o budowę nowego kościoła. W państwie naukowego ateizmu było to oczywiście niemożliwe. Uparty Łotysz wobec tego zaczął potajemnie, nocą rozbudowywać cmentarną kaplicę. Kiedy władze się zorientowały było już za późno: mury stały i ciężko byłoby je rozbierać, bo nie wiadomo jak ludzie wówczas by się zachowali. Zaczęła się intensywna inwigilacja księdza. Wezwania na milicję, przesłuchania. Parafianie w obawie o życie proboszcza zorganizowali specjalne dyżury strzegące jego bezpieczeństwa. Były próby pobicia, chciano go zabić w wypadku samochodowym. Wanags nie ustępował. Kiedy w latach 80-tych pierestrojka czyniła kolejne kroki, ksiądz już śmielej powiększał teren sakralny. Część pomieszczeń wybudował w podziemiu, gdzie ludzie mogli swobodnie chrzcić swoje dzieci, czy one przyjmować I Komunię. W 1988 roku ksiądz dopiął swego i zaprosił na konsekrację świątyni biskupa z Łotwy.
Kiedy w 1991 roku Ukraina stała się niepodległym krajem wówczas rozpoczął się najlepszy okres życia księdza – budowlańca. Po macierzystym kościele św. Stanisława wybudował w Gródku Podolskim gmach seminarium, gdzie niedługo potem zjawili się pierwsi klerycy. Zaraz potem wybudował w tej miejscowości Dom Miłosierdzia. Skąd brał środki, gdy kraj po rozpadzie imperium sowieckiego znajdował się w ogromnym kryzysie ekonomicznym? Jeździł zagranicę, głównie do Polski, w tym czasie swobodnie posługiwał się naszym językiem, i z tych wypraw przywoził wyproszone, wymodlone pieniądze. Po pewnym czasie do gródeckiego proboszcza zaczęli się zwracać wierni z sąsiednich miejscowości. A może i nam pomoże ksiądz wybudować kościół, choćby niewielki, ale jednak własny, nie trzeba będzie dojeżdżać 15-30-45 kilometrów. A może gdzie indziej uda się odzyskać zabrany przez poprzednią władzę obiekt sakralny? I tak rosła lista jego dokonań. Tynna, Wołoczyska, Smotrycz, Satanów, Nowa Uszyca, Sachkamień… Lista jest długa. Budował do końca życia. Już schorowany wybudował dwa kolejne kościoły w Gródku. Zmarł w tej miejscowości 10 listopada 2001 roku.
Książka Rożkowa to jego praca licencjacka, obroniona na KUL. Oparł ją na archiwaliach państwowych a także na autobiografii ks. Wanagsa i kilku zarejestrowanych relacjach. Zwłaszcza cenny jest rozdział poświęcony budowaniu i remontowaniu kościołów. Są też błędy. O ile młodemu historykowi można sporo wybaczyć, to już recenzentom tej pracy naukowej o wiele mniej. Szkoda, że przepuścili kilka podstawowych pomyłek np. stwierdzenie, że Łotwa była jedyną republiką sowiecką z działającą administracją katolicką. Sąsiednia Litwa także miała nieprzerwanie swoją administrację kościelną, zdecydowanie zresztą bardziej rozbudowaną, bo na Litwie katolicy dominują wśród mieszkańców tego kraju, na Łotwie liczniejsi są protestanci. W języku polskim pisze się Łatgalia (nie Ładgalia), przy której można dopisać bardziej znajomą nazwę tej krainy czyli Inflanty Polskie. Tych potknięć jest kilka. Nie zmienia to faktu, że otrzymaliśmy kolejne bezcenne opracowanie dotyczące wciąż bardzo słabo i pobieżnie zbadanego zagadnienia jakim jest historia Kościoła katolickiego w ZSRS. Chwała także wydawcy, księdzu Witoldowi Józefowi Kowalowowi z Ostroga, dla którego to już 138 tom Biblioteki „Wołania z Wołynia”.
Władysław Rożkow, „Ksiądz Władysław Wanags (1931-2001) – obrońca Kościoła na Podolu”, Wyd. Wołanie z Wołynia, Biały Dunajec – Ostróg 2018, s. 121
Adam Hlebowicz
Źródło: Muzeum Historii Polski