Wielu Polaków wciąż pamięta Rakowskiego jako premiera czy I sekretarza, są i tacy, dla których jest on przede wszystkim wieloletnim redaktorem naczelnym „Polityki”. Dla historyków zaś pozostaje najważniejszym kronikarzem dziejów PRL – pisze dr Michał Przeperski w biografii ostatniego przywódcy PZPR.
Wielu krytyków polskiej historiografii zwraca uwagę na zbyt rzadkie pojawianie się interesujących biografii kluczowych postaci polskiej historii najnowszej. Nadrabiane w ostatnich latach zaległości dotyczą niejednokrotnie najważniejszych postaci reżimu komunistycznego. Właśnie ukazała się pierwsza wyczerpująca biografia jednej z najbardziej frapujących postaci krajobrazu politycznego PRL.
„Rakowski dla mnie, jako jego biografisty, jest postacią wyróżniającą. Przede wszystkim bardzo różnił się od innych przywódców partyjnych, tak w PRL, jak i w innych krajach komunistycznych. Był ambitny, głodny wiedzy, autentycznie ciekawy świata i ludzi. Przez pryzmat tak rozumianej +inności+ można odczytywać całą jego biografię polityczną” – powiedział autor książki w rozmowie z PAP.
Korzenie rodzinne Rakowskiego w dużej mierze zdeterminowały jego biografię, ale z perspektywy jego późniejszych losów i pozycji społecznej zwiastowały raczej typową karierę działacza partii komunistycznej. Traumatyczne doświadczenia i biedę, w której się wychował, sam Rakowski uważał za fundamenty jego wiary w ideologię komunistyczną. Cytowane przez dr. Michała Przeperskiego fragmenty jego wystąpień jako propagandysty indoktrynującego młodzież w Służbie Polsce nie odbiegają od ówczesnej nowomowy młodych marksistów. Jak zauważa autor, Rakowski ślepo wierzył w wygłaszane przez siebie hasła. „Sowietów z pełnym przekonaniem traktował jako wyzwolicieli. Wizja, w której reakcja powinna być zwalczana, a rządy sanacyjne ponoszą odpowiedzialność za polityczne błędy, zwłaszcza za politykę współpracy z Berlinem w latach trzydziestych – jest zrozumiała z emocjonalnego punktu widzenia” – zauważa.
W 1948 r. Rakowski eksternistycznie uzyskał maturę. Zaledwie dekadę później stał na czele jednego z największych tygodników komunistycznej Polski, w wielu jej okresach uosabiającego „partyjny liberalizm”. Tę błyskotliwą drogę tłumaczy poniekąd wystawiona mu opinia przełożonych: „Jest oficerem zdyscyplinowanym i karnym. Inteligentny, o bardzo dobrej pamięci i uwadze”. Jak pisze dr Przeperski, Rakowski stawał się „janczarem systemu”. Podobnie mówił o sobie sam przyszły premier PRL i jego „promotorzy” z okresu studiów w Szkole Dziennikarskiej przy KC PZPR i Instytucie Nauk Społecznych, w najmroczniejszym okresie stalinizmu: „Perspektywa jego rozwoju jest duża. Całkowicie pewny, partyjnie bezkompromisowy”. Już w tym czasie, jak zaznacza autor, „otwarty bunt wobec władzy znajdował się poza granicą tego, do czego był psychicznie zdolny i na co był gotów sobie pozwolić”.
W kontekście ślepej wiary Rakowskiego w komunizm autor zastanawia się nad jego stosunkiem do wydarzeń października 1956 r. „W pierwszej chwili Październik budził we mnie pewne opory. Bałem się o losy socjalizmu. Kiedy widziałem te manifestujące przed KC tłumy, bałem się” – mówił Rakowski w rozmowie z Gomułką w 1964 r. Dzień po słynnym przemówieniu Gomułki na warszawskim placu Defilad nastrój Rakowskiego był daleki od entuzjazmu wobec głębokich przemian, a zarazem bez cienia wątpliwości wierzył w nowego przywódcę partii. „Jesteśmy zdania, że to, co wczoraj mówił tow. Gomułka, że dość wiecowania – to jest dyrektywa dla prasy” – podkreślił Rakowski na obradach Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
„Władysław Gomułka pilnie potrzebował pisma bezdyskusyjnie realizującego jego zalecenia” – zauważa autor. W kontekście stopniowego odchodzenia od atmosfery Października czasopismo, którego pragnął Gomułka, nie mogło wykazywać woli dalszych reform systemu. „Polityka” pod faktycznym „przywództwem” Rakowskiego miała być pismem „niepartyjnym”, ale w pełni reprezentującym aktualną politykę PZPR. Jak wyjaśnia dr Przeperski, założenia Rakowskiego i partii zostały brutalnie zweryfikowane przez czytelników. Zwroty niesprzedanych egzemplarzy sięgały 60 proc. nakładu. Dopiero kolejne miesiące i zaangażowanie Rakowskiego sprawiły, że tygodnik zaczął cieszyć się popularnością. Ten okres biografii Rakowskiego autor traktuje jako swoisty proces wejścia aparatczyka KC PZPR w niewielki świat warszawskiej elity kulturalnej. Wielu, m.in. słynny Leopold Tyrmand, spoglądało na niego jak na nuworysza, który pojawił się tam za sprawą swojej żony, pianistki Wandy Wiłkomirskiej. Awans społeczny Rakowskiego jest dla autora biografii studium przypadku procesu kształtowania się nowej, popaździernikowej klasy wyższej, bezwzględnie wiernej dyktaturze, ale swoim stylem życia wykazującej odrębność od siermiężnego Gomułki i jego otoczenia. „Nie czuł się w pełni ani inteligentem, ani reprezentantem middle class, choć w rzeczywistości kwalifikowałby się do komunistycznej wyższej klasy średniej. Niewątpliwie był członkiem nomenklatury, reprezentantem nowej klasy, choć miał poczucie odrębności od etatowego aparatu partyjnego” – podkreśla Przeperski. Na początku lat sześćdziesiątych elementem wizerunku redaktora naczelnego „Polityki” stał się jego „partyjny liberalizm”. Zdaniem autora to określenie należy interpretować jako swego rodzaju odwagę w dążeniu do „ulepszania socjalizmu” w ramach obowiązujących reguł systemu.
W rzeczywistości PRL przejawem zaufania systemu był przywilej wyjazdów za żelazną kurtynę. Od początku lat sześćdziesiątych beneficjentem tego przywileju był redaktor naczelny „Polityki”. Do legendy przeszła jego podróż do USA w 1962 r. i półgodzinna rozmowa z prezydentem Johnem F. Kennedym, ale współczesnych czytelników szczególnie zainteresują pełne zachwytu relacje poświęcone amerykańskiej codzienności, niewyobrażalnej dla obywateli PRL. „Bawimy się automatami. Kolosalne. Wrzucasz dziesięć centów, naciskasz guzik i szklaneczka papierowa (np. z sokiem pomarańczowym) plus nieodłączny lód wyskakuje przed twoim nosem. Co najdziwniejsze, automaty pracują bez zarzutu” – pisał z entuzjazmem Rakowski.
Michał Przeperski dokładnie rekonstruuje momenty wielkich kryzysów i przesileń i postawę Rakowskiego w ich trakcie. „Nasze wojska w imieniu proletariatu rozstrzelały wiarę w socjalizm. Potwierdziło się to, że socjalizm w tej części świata może się tylko rozwijać poprzez karabiny” – zapisał w swoim dzienniku po masakrach na wybrzeżu w grudniu 1970 r. W rozmowie z PAP dr Michał Przeperski zauważył, że „Rakowski miał poczucie klęski wynikającej z przekonania, że system, z którym się związał i którego czuł się częścią, ponosi porażkę”. Dodał, że w marcu 1968 r. i dwa i pół roku później podjął „decyzję o dalszym funkcjonowaniu w ramach systemu”. W opinii autora cechy osobowości Rakowskiego i jego sposób myślenia o polityce ujawniły się także w okresie ostatecznego upadku Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Rakowski został jej przywódcą, gdy była to organizacja niemal całkowicie martwa politycznie, ale zdaniem dr. Przeperskiego jego decyzje o likwidacji partii i wycofaniu się z życia politycznego sprawiły, że stał się jednocześnie jednym z ojców przyszłych sukcesów partii postkomunistycznej. „Przełamując bardzo silne opory wewnętrzne, a może i – kto wie? – gwałcąc własne przekonanie o tym, że powinien jeszcze być aktywnym politykiem, dał podstawy do stworzenia nowej formacji, nawiązującej do idei socjaldemokratycznych. W pewnym sensie wielki finał jego kariery okazał się również ostatnim kryzysem politycznym w polskich dziejach, z którego wyszedł obronną ręką” – podkreśla autor książki.
Dzienniki Rakowskiego uważane są za jedno z kluczowych źródeł do historii PRL, szczególnie warszawskich elit politycznych i kulturalnych. Niestety oryginały jego zapisków nie znajdują się w zbiorach polskich archiwów. Autor dokładnie zbadał rękopisy Rakowskiego znajdujące się w amerykańskim Archiwum Instytutu Hoovera w Stanford. Skala zmian między oryginałem a wersją opublikowaną w Polsce jest ogromna. „To, co zostało ostatecznie opublikowane, nie jest dziennikiem, ale jego wspomnieniami ubranymi w szaty dziennika. Co gorsza, historycy dziejów politycznych, bez spojrzenia na oryginał, nie są w stanie oddzielić oryginalnych zapisków od późniejszych dopisków. Dla mnie niezwykle istotne jest natomiast to, że docierając do oryginału jego zapisków, mogłem wyjść poza autokreację samego Rakowskiego” – powiedział autor.
Michał Szukała