Kluczowe bitwy na froncie wschodnim w czasie I wojny światowej oraz wojenne doświadczenia mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej – opisują historycy Włodzimierz Borodziej oraz Maciej Górny w pierwszym tomie książki „Nasza wojna”, poświęconym latom 1912-1916.
Celem publikacji – tłumaczą autorzy – jest przywrócenie pamięci „o koszmarze, jakim była pierwsza wojna światowa od Rygi po Skopje”
Badacze podkreślają, że nie tylko na Zachodzie – co nie powinno dziwić – ale także w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, I wojna światowa jest kojarzona przede wszystkim przez pryzmat pozycyjnych walk na froncie zachodnim, krwawych bojów nad Marną, Sommą czy pod Verdun. Przeciętni Europejczycy mają natomiast nikłą świadomość dotyczącą równie zaciętych walk, do których w latach 1914-1918 dochodziło na terenach dzisiejszej Polski, Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy i Rosji. Pomimo tego, o krwawych bojach w czasie I wojny światowej na tych terenach nie przypominają muzea (tak jak na Zachodzie Europy), a jedynie cmentarze poległych żołnierzy.
„W świadomości mieszkańców zaś pierwsza wojna to prehistoria, pozbawiona związku z teraźniejszością. Różnica sięga więc podstaw: dla Francuzów i Brytyjczyków to część ich tożsamości, dlatego obchodzą 11 listopada, zwiedzają muzea i czytają książki o tej wojnie. Dla mieszkańców naszej części Europy słynne zdanie George’a F. Kennana – zgodnie z którym Wielka Wojna to katastrofa stulecia – brzmi, jakby coś się Amerykaninowi po prostu pomyliło” – tłumaczą Borodziej i Górny.
Jak dodają, nieznany szerzej jest także fakt, że w czasie wojny, w mundurach trzech armii: rosyjskiej, niemieckiej i austro-węgierskiej, walczyli przedstawiciele wielu narodów: Słoweńcy, Chorwaci, Serbowie, Bośniacy, Czesi, Słowacy, Finowie, Węgrzy, Rumuni, Estończycy, Łotysze, Litwini, Żydzi, Polacy, Białorusini i Ukraińcy. „To była nasza wojna” – konkludują autorzy publikacji.
„Wbrew legendom na froncie wschodnim walki były co najmniej równie krwawe jak na Zachodzie. Tu wzięto najwięcej jeńców, a ich śmiertelność w obozach była najwyższa. Zabijali się nawzajem żołnierze imperiów i państw narodowych, którymi czasami różnił tylko mundur, a nie język, wyznanie czy przynależność etniczna” – piszą autorzy „Naszej wojny”.
„Wbrew legendom na froncie wschodnim walki były co najmniej równie krwawe jak na Zachodzie. Tu wzięto najwięcej jeńców, a ich śmiertelność w obozach była najwyższa. Zabijali się nawzajem żołnierze imperiów i państw narodowych, którymi czasami różnił tylko mundur, a nie język, wyznanie czy przynależność etniczna” – piszą autorzy „Naszej wojny”.
Przypominają, że na ziemiach, które obecnie należą do Polski, w czasie Wielkiej Wojny toczyły się największe batalie frontu wschodniego, m.in. zwycięska dla Niemiec bitwa z Rosjanami pod Tannenbergiem (w okolicach Stębarka), boje w rejonie Wielkich Jezior Mazurskich oraz pod Łodzią – we wszystkich tych bataliach ginęły dziesiątki tysięcy walczących.
Autorzy publikacji zwracają uwagę, że I wojna światowa przyniosła także ogromną ofiarę wśród cywilów – ginących wskutek bombardowań, głodu i chorób, ale i zbrodni wojennych. Nie istnieje jednak – dodają Borodziej i Górny - pełna świadomość dotycząca mordów na cywilach w Europie Środkowo-Wschodniej, podczas gdy symbolem okrucieństwa wojny z lat 1914-1918 są niemieckie zbrodnie na mieszkańcach Belgii. Tymczasem równie bestialskie, podkreślają historycy, było zburzenie Kalisza przez Niemców w 1914 r. oraz dokonana w tym samym roku przez Austriaków masakra serbskiej miejscowości Sabac.
Kształtowaniu pamięci o wojnie na Wschodzie nie sprzyjała epoka komunizmu, która – jak czytamy w książce – zepchnęła I wojnę światową „w zapomnienie jako epizod poprzedzający rewolucję październikową, a rok 1918 – jako wypadek drogowy sprzeczny z logiką dziejów, bo przecież w Bukareszcie, Rydze czy Warszawie (a przede wszystkim w Pradze) już wówczas komuniści powinni byli przejąć władzę”.
Na zapomnienie I wojny światowej w Europie Środkowo-Wschodniej wpłynęły nie tylko manipulacje polityczne, ale także bliższa mieszkańcom tej części Starego Kontynentu trauma, wynikająca z doświadczeń kolejnej wojny o charakterze globalnym, toczącej się w latach 1939-1945.
Pierwszy tom publikacji – „Imperia”, poświęcony trzem mocarstwom – Niemcom, Rosji i Austro-Węgrom, obejmuje lata 1912-1916 (kolejny będzie poświęcony okresowi do 1923 r.). Cezurą początkową są wojny bałkańskie, który – według Borodzieja i Górnego – zapowiadały tragedię milionów Europejczyków bardziej niż gra dyplomatyczna państw Starego Kontynentu z lata 1914 r. Podobnie jak rozejm z 11 listopada 1918 r. podpisany w Compiegne dla wielu narodów nie oznaczał końca walk o swą państwowość, czego doświadczyli m.in. Polacy.
Obaj badacze podkreślają, że "nasza wojna" wcale nie zaczyna się w roku 1914 ani też nie kończy w 1918. "To daty graniczne, które nie wynikają z logiki jej historii, lecz zostały zapożyczone z innych narracji: pierwsza z nich kończy okres długotrwałego pokoju na zachodzie Europy – ale nie na Bałkanach – druga otwiera dzieje niepodległych państw – ale nie kończy okresu walk i przymusowych przesiedleń” – podsumowują autorzy „Naszej wojny”. (PAP) (PAP)
Książkę "Nasza wojna", tom I, opublikowało wydawnictwo W.A.B. (PAP)
wmk/ ls/