Dwadzieścia rozmów Anny Piątkowskiej i Katarzyny Pruszkowskiej-Sokalli z Polakami, którzy ratowali Żydów podczas II wojny światowej oraz jedną z osób uratowanych przez polskich Sprawiedliwych składa się na niedawno wydaną książkę „Ostatni sprawiedliwi”.
We wstępie do publikacji dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" Michał Okoński pisze, że "z tą książką trzeba ostrożnie, i to z paru powodów". Wskazuje, że w ostatnim czasie pojawiła się "moda" na Sprawiedliwych, a tam gdzie pojawia się "moda" zazwyczaj towarzyszy jej trywialność. "A tam, gdzie chodzi o sprawy życia i śmierci, trywialność wydaje się czymś nie do przyjęcia" - podkreśla Okoński.
Kolejny powód ostrożności, na który wskazuje dziennikarz to, że w książce mamy do czynienia z historiami, które na ogół kończyły się dobrze, w tym sensie, że ukrywani przeżyli. Okoński zauważa, że takie historie nie kończyły się zazwyczaj happy endem. "Ba, niejeden z tych, którzy przeżyli, podpisałby się pewnie pod zdaniem wypowiedzianym w ostatnim wywiadzie przez malarza Jonasza Sterna: +Przeżyłem, ale i tak się nie uratowałem+" - napisał Okoński.
"Najważniejszy powód wiąże się jednak z tym, że na pierwszym planie wszystkich publikowanych tu opowieści znajdują się ratujący, a nie ci, którzy próbowali się ocalić. Opowieści tych drugich niemal nie słyszymy, nie zawsze też jesteśmy w stanie wniknąć w skomplikowanie relacji psychologicznych, jakie rodzą się z wielomiesięcznego uzależnienia nawet od najbardziej prawych i szlachetnych osób, w zasadzie też nie dotykamy tematów tabu związanych z pomaganiem - pieniędzy czy relacji seksualnych" - zwraca uwagę.
Pruszkowska-Sokalla pytana przez PAP o sposób dobierania rozmówców do książki wyjaśnia, że "Sprawiedliwych jest już coraz mniej. Ci, którzy nadal żyją nie zawsze chcą rozmawiać, wracać do tych bolesnych wspomnień, czasami też ze względu na wiek". "My rozmawiałyśmy z osobami, które po prostu zgodziły się nas do siebie zaprosić" - wskazała.
"Zależało nam, żeby tych osób było jak najwięcej, z różnych rejonów kraju, bo wiadomo, że okupacja wyglądała inaczej w dużym mieście np. w Warszawie, a inaczej na wsi" - dodała.
Zaznaczyła też, że "tylko dwoje bohaterów podejmowało decyzje o udzieleniu pomocy samodzielnie m.in. pan Józef Walaszczyk, bo w czasie wybuchu wojny miał 21 lat". "Reszta bohaterów to były dzieci w tamtym czasie i co prawda aktywnie uczestniczyły w pomaganiu, ale to nie one te decyzję podejmowały" - zwróciła uwagę.
Co charakterystyczne, większość osób, z którymi rozmawiały Pruszkowska-Sokalla i Piątkowska miało kontakty z Żydami jeszcze przed wojną, i były to zazwyczaj kontakty pozytywne. Niejednokrotnie społeczność żydowska to byli sąsiedzi, przyjaciele, koledzy szkolni.
"Przed wojną połowa mojej klasy to byli Żydzi. Lubiliśmy się. Pamiętam, że niektórzy nie radzili sobie z nauką języka polskiego, a ja byłam słaba z matematyki. Dlatego kiedy nauczyciel nie widział, wymienialiśmy się zadaniami" - wspominała Łucja Jurczak (ur. 1925, miejsce, gdzie udzielała pomocy: Międzyrzec Podlaski).
Z kolei Witold Lisowski (rocznik 1932, Henryków) opowiadał, że jego ojciec gromadził wokół siebie wielu działaczy społecznych żydowskiego pochodzenia. "Do naszego domu przychodził także rabin, aby uzgodnić plany wspólnoty mieszkańców osady. Żyliśmy obok siebie, a ja wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że Żydzi mogą być postrzegani, jako element napływowy" - podkreślił.
Zbigniew Mańkowski z Warszawy (ur. 1929) zaznaczył, że w jego szkole nie rozróżniało się - Polak, Żyd. Jak mówił, "koledzy to byli, po prostu".
Irena Senderska-Rzońca (rocznik 1931, Borysław) pytana, czy jej rodzina utrzymywała przed wojną kontakty z Żydami, odpowiada: "Oczywiście. Najlepsza przyjaciółka mamy była Żydówką, nazywała się Ryfka. Mówiliśmy do niej +ciociu+".
Z rozmów ze Sprawiedliwymi wynika, że zdarzały się też przypadki niechęci do Żydów. Wspominał o nich m.in. Władysław Misiuna (ur. 1925, Radom). "W szkole powszechnej w mojej klasie było kilkoro dzieci żydowskich. Niechęć była do nich duża i było widać, że jest ona wyniesiona z domu" - mówił.
Pruszkowska-Sokalla przyznaje, że motywacje, które kierowały Sprawiedliwymi były różne. "Od takich, którzy pomagali, ponieważ to byli sąsiedzi, przyjaciele, poprzez motywacje religijne, że jako chrześcijanie byli zobligowani do pomocy ludziom - nie Żydom, nie chrześcijanom, nie muzułmanom, tylko ludziom, aż po motywację +na złość Niemcom+". Autorka książki przytoczyła historię, o tym jak żona człowieka, który zginął w Oświęcimiu podjęła się pomocy Żydom. "To był akt buntu z jej strony" - powiedziała.
Książka zawiera rozmowy z 20 Sprawiedliwymi, którzy uratowali w sumie kilkadziesiąt osób. Józef Walaszczyk przyjął do zarządzanej przez siebie fabryki trzydziestu Żydów. By ich ocalić, musiał negocjować z Niemcami, po wojnie nazwali go polskim Schindlerem. Z kolei rodzina Jaroszów ze Stańkowej przez dwa lata ukrywała w swoim domu czternaście osób. Wszyscy przeżyli.
Jedna z autorek książki pytana, z czego "wyleczyła" się po rozmowach ze Sprawiedliwymi, odpowiedziała, że przede wszystkim z "łatwej skłonności do oceny". "Nam, którzy wtedy nie żyliśmy wydaje się, że my te czasy rozumiemy, bo czytaliśmy książki, oglądaliśmy filmy dokumentalne, a okazuje się, że nie do końca możemy wiedzieć, jak wtedy wyglądało życie, jakie były realia, więc przede wszystkim nauczyłam się nie oceniać, ale też żeby być może nie zadawać sobie takich pytań egzystencjalnych" - powiedziała Pruszkowska-Sokalla.
Wskazała, że "zarówno chrześcijanie, jak i Żydzi zadają sobie pytanie, gdzie był Bóg w trakcie II wojny światowej". "Jedna z osób, z którymi rozmawiałam powiedziała mi tak: +ja nigdy nie zadawałam sobie tego pytania - gdzie był Bóg, bo gdzie miał być, był tam, gdzie zawsze. To ludzie ludziom zgotowali ten los, więc po co mieszać w te sprawy Boga+" - opowiadała.
Dodała, że rozmowy nauczyły ją "nie przypisywać wydarzeniom sensów metafizycznych, bo one są bardzo proste i okrutne". "Wojna wybuchła, bo ludzie ją spowodowali" - podkreśliła.
"Nauczyłam się też tego, że w takich ciężkich czasach można było zachować godność, odwagę, nie mówię o samym aktywnym pomaganiu, czyli przechowywaniu Żydów we własnym domu, ale można było pomagać nie zdradzając nawet że robi się to świadomie. Do jednej pani, z którą rozmawiałam, sąsiadki, rodzina przynosiły, niby przypadkiem, trochę więcej jedzenia, cieplejszy sweter. Oczywiście te osoby wiedziały o ukrywaniu Żydów, nie chciały się jednak angażować, bo za to groziła śmierć, ale jak mogły, to pomagały. I co ważne nie mówiły o tym dalej i chroniły w ten sposób i Żydów i tę rodzinę" - mówiła.
Zauważyła, że "można było zachować się godnie nie wykazując się niesamowitym aktem odwagi".
Do 1 stycznia 2019 r. odznaczonych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata było 27 362 osób z całego świata, w tym 6992 Polaków.
Anna Piątkowska to dziennikarka, absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikowała w portalach Interia oraz Styl.pl.
Katarzyna Pruszkowska-Sokalla to dziennikarka z zawodu i wykształcenia. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu i Porównawczych Studiów Cywilizacji na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z mediami związana od kilkunastu lat, głównie z portalem Interia.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ aszw/