
Stalin wygrał wojnę już w 1944 roku – napisał brytyjski dziennikarz Jonathan Dimbleby w książce, która w Polsce ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak Horyzont. „No tak, a co z aliantami zachodnimi?” – może ktoś zapytać. W opracowaniu znajdzie odpowiedź.
Jonathan Dimbleby, syn korespondenta wojennego, który towarzyszył brytyjskim wojskom pod El Alamein, na plażach Normandii i nawet w samolocie RAF bombardującym Berlin, sam został cenionym prezenterem telewizyjnym. O historii pisze z pasją i talentem do wyławiania szczegółów, które czasami zawodowym badaczom umykają. Mogli się o tym przekonać czytelnicy jego wcześniej wydanych w Polsce książek: „Barbarossa. Jak Hitler przegrał wojnę” (Wydawnictwo Znak) oraz „Bitwa o Atlantyk. Jak alianci wygrali drugą wojnę światową” (Wydawnictwo Literackie).
Zaletą najnowszej pracy brytyjskiego dziennikarza jest m.in. to, że Dimbleby sięgnął po źródła niemieckie, radzieckie (rosyjskie), a nawet polskie, do których raczej rzadko zaglądają autorzy anglosascy. Skorzystał np. z zapisków wojskowego chirurga w szeregach Armii Czerwonej, wspomnień syna osławionego Ławrientija Berii, oraz tych spisanych przez Tadeusza Bora-Komorowskiego.
Nie pominął też memuarów i analiz takich wojskowych jak Guderian, Keitel, Koniew, Rokossowski, Żukow czy Czujkow.
Dimbleby przyznaje, że w ostatecznym bilansie drugiej wojny światowej dużą rolę odegrały zmagania aliantów zachodnich z Niemcami, ale zwraca uwagę na to co działo się na froncie wschodnim. Tam zaś już w 1944 r. Armia Czerwona unicestwiła kilkadziesiąt dywizji Wehrmachtu torując Stalinowi drogę do wielkorządcy sporej części środkowej Europy.
Podkreśla, że pod względem skali i znaczenia strategicznego operacja Bagration (ofensywa Armii Czerwonej z czerwca 1944 r.) była ważniejsza nawet od kampanii alianckiej w Normandii. „W ciągu nieco ponad dwóch tygodni, w trakcie których alianckie armie walczyły o zdobycie czegoś więcej niż przyczółka na północy Francji, Armia Czerwona zadała niemieckim siłom zbrojnym najbardziej upokarzającą klęskę w ich dziejach” – napisał.
Autor „Ostatniej rundy” zwrócił uwagę na to, że „obydwaj partnerzy Stalina w wielkiej koalicji antyhitlerowskiej obserwowali pochód sowieckiego molocha na zachód w 1944 roku z podziwem, ale też z rosnącą konsternacją”. Dopiero gdy się uwzględni wrażenie, jakie na Amerykanach i Brytyjczykach zrobił błyskawiczny marsz Armii Czerwonej, da się zrozumieć łatwość z jaką Stalin w rozmowach z Churchillem i Rooseveltem dostawał wszystko, czego chciał.
Pozycję Stalina dodatkowo wzmocniło to, że obaj anglosascy przywódcy różnili się w ocenie poszczególnych spraw i inaczej patrzyli na przyszłość Europy. „Podczas gdy Roosevelt pragnął pozyskać Wujka Joe (jak nazywano Stalina) jako przyszłego partnera na arenie międzynarodowej, Churchill patrzył na sowieckiego dyktatora podejrzliwie i z frustracją” – przypomina Dimbleby.
Te tarcia między Londynem a Waszyngtonem Stalin bezlitośnie wykorzystywał. „Podstępny i niestroniący od łotrostwa, a zarazem czarujący” – tak zachowanie satrapy z Kremla scharakteryzował autor „Ostatniej rundy”.
Narzędziami w tej dyplomatycznej rozgrywce były miliony ludzi, zarówno tych na froncie jak i w miastach bombardowanych, niszczonych, obleganych, zagłodzonych. Dimbleby spory rozdział swojej książki poświęcił Powstaniu Warszawskiemu. Napisał o tym, o czym czasami nawet zapomina się w Polsce – że zbrojny zryw był poprzedzony desperacką podróżą premiera polskiego rządu na uchodźstwie do Moskwy. Przypomniał też, że Roosevelt na którego Polacy tak bardzo liczyli, „nie miał zamiaru stać się stronnikiem Polaków londyńskich”, by nie ryzykować popsucia stosunków ze Stalinem. Stanisława Mikołajczyka mamił więc deklaracjami, że Polska będzie wolna i niepodległa, ale jednocześnie chwalił Stalina za realizm i mówił, że „nie wygląda on na imperialistę ani komunistę”.
Polskiemu premierowi lał miód na serce pochwałami dla „odwagi i męstwa narodu polskiego” i zapewnieniem, że „Polska ponownie zajmie należne jej miejsce wśród wolnych narodów świata”. Stalina zaś uspokajał, że wizyta Mikołajczyka w Waszyngtonie nie jest związana z żadną próbą ingerencji Stanów Zjednoczonych. W taki sposób de facto potwierdzał oddanie Polski do radzieckiej strefy wpływów.
Dimbleby podkreślił, że powstańcy warszawscy przez kilka tygodni toczyli zaciętą walkę z przeważającymi siłami niemieckimi. Opisał dramat cywilnej ludności stolicy. Przypomniał też nieudane starania Churchilla o udzielenie powstańcom skutecznej pomocy. Ta z powietrza była utrudniona nie tylko z powodu olbrzymiego dystansu, jaki musiały pokonać startujące z Brindisi samoloty RAF-u, ale też ze względu na opór Stalina, który nie pozwalał aliantom na korzystanie ze swoich lotnisk.
Według autora „Ostatniej rundy” powstanie warszawskie „jakkolwiek było wyrazem męstwa, opierało się na założeniach zdecydowanie zbyt wątłych, by uzasadnić podjęte ryzyko. Najpoważniejszym błędem powstańców było oczekiwanie, ze armia Stalina rozpocznie zmasowany ostrzał niemieckiego garnizonu, a oddziały Rokossowskiego przekroczą Wisłę i przypuszczą szturm na stolicę”.
Opisując różne rozdziały zmagań w ostatnich miesiącach II wojny światowej Dimbleby nie stracił z oczu tego co się działo w Niemczech. Wskutek kapitulacji Rumunii Hitler stracił dostęp do ropy (której i tak nigdy nie miał za dużo), a chwilę później opuściła go Finlandia. Przyjęcie sowieckich warunków było wprawdzie dla Helsinek upokarzające, ale było jedynym wyjściem z trudnej sytuacji. „Mannerheim – jak podkreślił Dimbleby – okazał się mądrym mężem stanu, który uratował w ten sposób swoja ojczyznę przed staniem się bolszewickim państwem klienckim w obrębie rozszerzającego się imperium Stalina”.
Jednym z niewielu miejsc, gdzie działania Stalina w tamtym czasie nie zakończyły się tak jak to sobie zaplanował, były Węgry. 28 października 1944 r. wydał rozkaz, by Budapeszt zdobyć w ciągu pięciu dni. Choć Armia Czerwona miała na tym odcinku olbrzymią przewagę nad Wehrmachtem, cel ten osiągnęła dopiero po dwóch miesiącach.
W ostatnich dniach grudnia już chyba tylko Hitler i jego najbliższe otoczenie odrzucali od siebie myśl o klęsce. Dimberly opisał tę atmosferę z perspektywy zwykłych żołnierzy oraz dowódców takich jak Heinz Guderian. Ten ostatni ostrzegał Hitlera o szykowanej przez Stalina nowej ofensywie, ale niczego nie wskórał. Ostateczna klęska III Rzeszy została przesądzona, choć trzeba jeszcze było kilku miesięcy i śmierci setek tysięcy ludzi, żeby do niej doszło. (PAP)
Jonathan Dimbleby, Ostatnia runda 1944. Jak Stalin wygrał wojnę, Wyd. Znak Horyzont
jkrz/