Choć dziś może to zaskakiwać, w 1929 roku nieoficjalny tytuł „letniej stolicy Polski” nie przypadł w udziale którejś z popularnych miejscowości turystycznych w górach lub na Pomorzu, lecz oszczędnemu i pragmatycznemu Poznaniowi. Przez kilkanaście tygodni do stolicy Wielkopolski z całego kraju zjeżdżały pociągi i autobusy wypełnione szczelnie turystami, pragnącymi zwiedzić „Pewukę”, czyli Powszechną Wystawę Krajową, będącą podsumowaniem gospodarczego dorobku pierwszego dziesięciolecia niepodległej Polski.
Fascynującą historię tego niespodziewanego, a dziś już nieco zapomnianego „Cudu nad Wartą”, opowiada najnowsza monografia Filipa Czekały i Tomasza Mikszo.
Idea zorganizowania ogólnopolskiej wystawy, która dokumentowałaby sukcesy młodego państwa, pojawiła się po raz pierwszy już w 1923 roku, jednak wobec szalejącej inflacji i kolejnych politycznych przesileń zawisła na dłuższy czas w próżni. Dopiero po kilku latach pomysł podchwycił prezydent Poznania, Cyryl Ratajski, deklarując gotowość ugoszczenia wystawy w swoim mieście.
Jak obliczyli autorzy książki „Pewuka. Cud nad Wartą”, organizatorzy mieli niespełna 900 dni na przygotowania. Tempo prac było, jak wówczas mawiano, prawdziwie „amerykańskie”, a cała impreza zaplanowana została z wielkim rozmachem. Łącznie teren wystawy objął około 60 hektarów; wybudowano ponad sto nowych budynków, w których zmieścić miały się stoiska przeszło tysiąca wystawców. Ponadto w ramach przygotowań zrealizowano szereg – skrupulatnie wyliczonych przez autorów – inwestycji infrastrukturalnych.
Z myślą o podróżnych postawiono gmach nowego Dworca Zachodniego, znacznie rozbudowano sieć komunikacji miejskiej, przebudowano i wybrukowano szereg ulic, utworzono miejską spalarnię śmieci, a w centrum miasta stanął monumentalny Hotel Polonia (dziś mieści się tutaj szpital kliniczny Uniwersytetu Medycznego).
Z lektury „Pewuki” dowiadujemy się też, że wystawę reklamowano w całej Europie. W Belgii i Szwecji rozwieszono kilkaset wielkoformatowych plakatów, w Paryżu i Wiedniu potencjalnych zwiedzających wabiły atrakcyjne reklamy świetlne, po czeskiej Pradze jeździł zaś specjalny tramwaj, propagujący poznańską imprezę.
Uroczystego otwarcia „Pewuki” dokonał 16 maja 1929 roku prezydent Ignacy Mościcki. W inauguracyjnym bankiecie wzięło udział 700 osób, a wśród nich kilkunastu dyplomatów z europejskich państw, ministrowie, samorządowcy i czołowi przedstawiciele polskiego biznesu. Większość z nich prezentowała zresztą dorobek i produkty swoich przedsiębiorstw na stoiskach rozsianych w różnych częściach wystawy.
Książka Filipa Czekały i Tomasza Mikszo to fascynująca, pełna anegdot i dowcipów podróż przez pięć sektorów, na jakie podzielono teren wystawy. Dzięki wykorzystaniu unikalnych fotografii, prasowych wycinków i fragmentów relacji uczestników „Pewuki”, czytelnik może przez moment poczuć się, jakby osobiście zaglądał do najciekawszych pawilonów i spacerował między najbardziej charakterystycznymi stoiskami. Na trasie tej niezwykłej podróży znajdziemy między innymi pawilon Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, zwieńczony charakterystycznym modelem samolotu, pawilon przemysłu samochodowego, wypełniony pojazdami zaprojektowanymi przez polskich konstruktorów, modernistyczny budynek w kształcie litery „C”, w którym ulokował się Bank Polski z kolekcją polskich monet i banknotów oraz drogocennymi sztabkami złota czy wreszcie nieduży, przeszklony gmach, w którym najszykowniejsze kreacje prezentował ceniony warszawski dom mody Bogusława Hersego.
Podczas „Pewuki” można było się zapoznać z dorobkiem poszczególnych resortów odrodzonego państwa oraz z dokonaniami miejskich samorządów, przyjrzeć się technologiom wykorzystywanym w różnych działach polskiego przemysłu, obejrzeć produkty wiodących w swych branżach firm czy posmakować wyrobów rodzimego przemysłu spożywczego.
Jednak „Pewuka” – o czym przypominają autorzy – to nie tylko produkcja i handel, lecz również (a może nawet przede wszystkim!) rozrywka. Na terenach wystawy stanęły sale widowiskowe, dancingi, restauracje, piwiarnie oraz prawdziwe wesołe miasteczko, z imponującą kolejką górską (o wdzięcznie brzmiącej nazwie „Himalaya”), diabelskim młynem, „kołem śmiechu”, niezliczonymi karuzelami i prawdziwym tunelem strachu! Zwiedzanie umilały koncerty, rewie i kabarety, pokazy filmowe oraz występy wszelkiego autoramentu sztukmistrzów, poczynając od „człowieka-muchy” wspinającego się z pomocą samych tylko rąk na najwyższe budynki, a skończywszy na „głodomorze” z Łodzi, który spędził kilkadziesiąt dni bez jedzenia w zaplombowanej szklanej szafie, umilając sobie ten czas popijaniem wody sodowej i rozmową ze zwiedzającymi wystawę.
Uroczyste zakończenie „Pewuki” miało miejsce 30 września 1929 roku. Impreza, mimo początkowego sceptycyzmu części komentatorów, okazała się wielkim sukcesem. Jak obliczyli autorzy monografii, sprzedano łącznie 4,5 miliona biletów wstępu (niektórzy odwiedzali wystawę wielokrotnie), a prawdopodobnie około 200 tysięcy spośród zwiedzających stanowili obcokrajowcy. Za sprawą prasy doniesieniami z „Pewuki” przez kilkanaście tygodni żyła niemal cała Polska. Wystawa zebrała też bardzo dobre recenzje zagranicą. Podkreślano sprawną organizację, rozmach całej imprezy i wysoki poziom estetyczny prezentowanych stoisk. Entuzjaści podkreślali, że wbrew narzekaniom malkontentów, „Pewuka” pokazywała, że „Polak potrafi”, a przed odrodzonym państwem rysuje się świetlana przyszłość. Z wystawy wyłaniać mógł się obraz Polski nowoczesnej, dobrze urządzonej, zdyscyplinowanej i pracowitej, szybko nadrabiającej cywilizacyjny dystans względem państw Zachodu.
Sukces „Pewuki” był również źródłem uzasadnionej dumy samych poznaniaków, prezentujących zwiedzającym swoje miasto jako zadbane oraz dobrze urządzone. Z drugiej jednak strony, jak uczciwie przyznają Czekała i Mikszo, historia wystawy ma również swój bardziej wstydliwy rewers. Koszty zrealizowanych inwestycji pociągnęły za sobą poważne zadłużenie miasta, podwyżki podatków i wstrzymanie na kilka następnych lat poważniejszych przedsięwzięć modernizacyjnych. Co więcej, na części terenów powystawowych powstała wkrótce kolonia bezdomnych i bezrobotnych. W pewnym sensie można uznać to za metaforę niejednoznacznej, pełnej sprzeczności oraz skrajności historii II Rzeczypospolitej. Wielkie nadzieje przeplatały się wówczas z gorzkim rozczarowaniem, marzenia o ekonomicznej potędze z niesłychaną biedą, nowoczesność sąsiadowała o krok z zacofaniem, a płomień entuzjazmu raz po raz gasiły fale gospodarczych kryzysów i społecznego zobojętnienia. Podobnie było z „Pewuką”. Tryumfalny, podniosły ton prasowych relacji z wystawy niebawem skutecznie zagłuszyły groźne pomruki Wielkiego Kryzysu.
Jednak jej dziedzictwo – zarówno niematerialne, jak i materialne – okazało się mimo wszystko trwałe. O poznańskiej wystawie i dorobku odrodzonej Polski z uznaniem mówiono w całej Europie, natomiast część gmachów wybudowanych na potrzeby „Pewuki” służyła przez dziesięciolecia (a czasami służy do dziś) poznaniakom, przypominając swoją obecnością o nieprzeciętnych ambicjach lat II Rzeczypospolitej.
Autor: Kamil Piskała
Źródło: MHP