„Rok 1920 nazwać można zarówno zmieniającym postać świata, jak i nudnym, w którym nic szczególnego się nie dzieje” – czytamy.
„Dzień 16 stycznia 1920 roku przejdzie do historii jako data narodzin nowego świata. Dziś zostaną podjęte decyzje w imieniu wszystkich narodów […] po raz pierwszy wspólnie […], aby prawo zastąpiło siłę” – mówił Leon Bourgeois, były premier Francji i nowo wybrany przewodniczący Ligi Narodów.
Wydawać by się zatem mogło, że rok 1920 przyniósł ze sobą już tylko czas pokoju. David Charlwood pokazuje, że takie przeświadczenie jest jednak mylne. Co więcej, żaden z czołowych zachodnich polityków nie miał odwagi przyznać, że Liga Narodów została zbudowana na błędnym założeniu – pokój, który miała utrzymywać, wcale nie nastał. Świat po Wielkiej Wojnie wcale nie był spokojny, ale pełen konfliktów.
„+Stary świat+ uparcie ignorował najszczersze apele polityków o zgodę. W styczniu 1920 roku, blisko jedenaście miesięcy po oficjalnym zakończeniu Wielkiej Wojny, w Europie toczył się konflikt” – wskazuje autor. Rosja wkroczyła w trzeci rok walk wewnętrznych, a bolszewicy bronili swego państwa na froncie rozciągającym się od Morza Bałtyckiego do Kaspijskiego. Wielka Brytania zaangażowała się w ten konflikt, dostarczając broń, sprzęt i doradców formacjom antykomunistycznym. Z kolei Amerykanie jedenaście miesięcy w laLogouttach 1918-1919 walczyli na arktycznych obszarach wokół Archangielska, dopóki klimat oraz opinia Kongresu nie skłoniły do powrotu do domu. Od 1919 r. z bolszewicką Rosją walkę musiała również toczyć Polska, która dopiero co odzyskała swoją niepodległość. Niespokojna sytuacja była także w Irlandii, gdzie IRA stosowała agresję, na tej wyspie panowała właściwie anarchia.
Jednak brak trwałego pokoju nie był wyłącznie problemem Europy. „Pokój wydawał się mieć szczególną awersję do mroźnych gór Waziristanu. Przez trzy miesiące armia Indii Brytyjskich tłumiła bunt plemion w obecnym północno-zachodnim Pakistanie” – czytamy w książce. Niepokój budziło również zainteresowanie Afganistanem ze strony Rosji, więc brytyjscy politycy wyrażali obawę przez rozlaniem się komunizmu na te tereny.
W połowie 1920 roku fakty nadal przeczyły idei pokoju. „Choć w Wiziristanie się uspokoiło, Wielka Brytania walczyła z otwartym buntem w Irlandii, przebierającym nieprzewidywalne rozmiary. Irak staczał się na skraj wojny, Polacy i Rosjanie toczyli taką na pełną skalę. Sprzymierzeni nie mogli uzgodnić z Niemcami warunków spłaty reparacji, a ledwie umieli porozumieć się między sobą. Mąż stanu, najtrwalszy orędownik zabezpieczenia pokoju po wsze czasy [prezydent Woodrow Wilson – przyp. PAP], powszechnie ignorowany powoli umierał, zaś prawdopodobny jego następca w Białym Domu życzył sobie porzucenia przez USA przodownictwa w polityce międzynarodowej” – czytamy.
Wydarzenia 1920 roku, który był wyczekiwany z taką nadzieją i optymizmem, rzuciły długi cień. Jak pisze autor, „naród walczył z narodem, poddani brytyjscy z władzą; spory ideologiczne rozstrzygały się na drodze dyplomacji lub wojny”. Przez Europę przypływały nacjonalizmy, z powietrza tłumione były zamieszki na Bliskim Wschodzie, Rosja podejmowała próby destabilizacji Europy, a do Białego Domu wybrano populistę Warrena Hardinga.
Jak wskazuje David Charlwood, „w 1920 roku ludzkość zmierzała już do kolejnego konfliktu globalnego. (…) Nie doczekali się spełnienia marzeń ci, którzy chcieli wówczas widzieć pierwszy rok nowej ery pokoju, dobrobytu i międzyludzkiej życzliwości”.
Książka „Rok 1920. Świat po Wielkiej Wojnie” Davida Charlwooda ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/