Funkcjonowanie pierwszych organizacji opozycyjnych w latach siedemdziesiątych było możliwe wyłącznie w przestrzeni prywatnych mieszkań. Jednym z takich „salonów” opozycji było mieszkanie wnuczki Melchiora Wańkowicza. Losy jednego z najważniejszych ośrodków niezależnego życia kulturalno-społecznego opisuje książka „Salon. Niezależni w +świetlicy+ Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”.
Jak stwierdza we wstępie do „Salonu” prezes Ośrodka „Karta” Zbigniew Gluza impulsem do opublikowania tej książki był brak jakiejkolwiek pracy poświęconej historii tego ośrodka opozycji przedsierpniowej. „Przez ćwierćwiecze III Rzeczpospolitej, pomimo upływu dekady od odejścia obojga twórców Salonu, nie został on w całości opisany, postanowiliśmy więc – własną metodą – pozbierać wszystkie dotyczące go zapisy” – pisze Gluza. Ta luka w pamięci o opozycji lat siedemdziesiątych jest tym dziwniejsza, że zdaniem Gluzy ich mieszkanie stanowiło w latach 1976-1979 r. jeden z najważniejszych ośrodków niezależnego życia kulturalno-społecznego.
Anna Erdman była wnuczką Melchiora Wańkowicza i córką Jana Erdmana, przedwojennego dziennikarza sportowego, na emigracji związanego z „Głosem Ameryki”. Erdman przyjechała do PRL jako obywatelka USA. Tu zamieszkała wraz ze swoim mężem Tadeuszem Walendowskim w mieszkaniu swojego dziadka przy Puławskiej 10. Walendowski, z wykształcenia socjolog i reżyser już od stycznia 1976 r. samodzielnie wydawał czasopismo „Teatr Uliczny i Domowy”, w którym formułował postulaty „niesztuczności życia publicznego”. 30 listopada 1976 r. w Domu Kultury Świt na warszawskim Bródnie zorganizował spotkanie z kojarzonym z rodzącą się opozycją poetą Stanisławem Barańczakiem. W ostatniej chwili władze wymogły na kierownictwie domu kultury odwołanie spotkania. Barańczak przybył z Poznania, więc aby jego przyjazd nie poszedł na marne Walendowski zaproponował: „Jedźmy do mnie, na Puławską”. W tak przypadkowych okolicznościach zainaugurowana została działalność Salonu zwanego również „świetlicą u Walendowskich”.
Podczas pierwszego wieczoru w Salonie gościło około 50 osób. Przez kolejne trzy lata przez mieszkanie pod numerem 35 przewinęły się tysiące. W niektórych dyskusjach brało udział ponad 150 osób. „W zatłoczonych, dusznych pokojach powańkowiczowskiego mieszkania oddycha się teraz lekko i ożywczo jak w wysokich górach. Zebrani tutaj młodzi brodacze, ze swymi ładnymi żonami i przyjaciółkami – którzy wyrzekli się wszelkich ułatwień życiowych, aby walczyć z kłamstwem i nikczemnością – to najpiękniejsza i najbardziej wartościowa część narodu polskiego” – wspominał pisarz Marian Brandys. W Salonie, tylko dla ludzi jego pokolenia czekały krzesła, pozostali zajmowali każdy fragment podłogi”.
Mieszkanie na Puławskiej często bywało świadkiem bardzo ostrych sporów ideowych i politycznych. Ich szczególnie częstym powodem były różnice zdań co do metod walki z systemem. Pisarz Tadeusz Konwicki wspominał po latach: „Oskarżono mnie o brak radykalizmu patriotycznego. Krzyczał na mnie Jacek Kuroń, którego wielbię i uważam za jednego z ojców przełomu. Poniewierał mną, że ja tchórzliwy, że zatrzymuję się w pół kroku. Przy całym szacunku, rozwścieczył mnie. Aż się od tego zradykalizowałem i napisałem jeszcze ostrzejszą książkę”. Ten sam wieczór zachował się we wspomnieniach jego adwersarza: „Pamiętam dyskusję z Konwickim o +Kompleksie polskim+. Autor poczuł się w pewnym momencie urażony moją sugestią, że książkę napisał z wewnętrzną cenzurą – i coś mi wtedy naubliżał, a później odnalazłem swój karykaturalny portret na stronach +Małej apokalipsy+”.
Szczególnie cenne i szokujące dla czytelników mogą być pochodzące ze zbiorów IPN materiały na temat inwigilacji środowiska salonu. Niemal od początku środowisko skupione na kilkudziesięciu metrach kwadratowych mieszkania na Puławskiej było przedmiotem bardzo drobiazgowej inwigilacji. Komunistyczna bezpieka bardzo szybko przeniknęła na odbywające się tam spotkania co pozwoliło jej na sporządzanie raportów na temat ich uczestników, tematów dyskusji oraz atmosfery spotkań. W raportach bezpieki swoje odbicie miały również spory pomiędzy opozycjonistami, tak jak ten opisany powyżej, ale również przebieg takich spotkań: „W trakcie spotkania trwała ciągła wymiana różnych pism (każdy przyniósł coś ze sobą). Sprzedawano także – po 20 zł za egzemplarz – broszurę (format A4) wykonaną na papierze kredowym, zawierającą wiersze Zdzisława Jaskuły. (…) Pod koniec wieczoru syn Walendowskiego biegał po mieszkaniu, zbierając w swój kalosz pieniądze od zebranych. Zebrani wrzucali mu po kilkadziesiąt złotych” – czytamy w jednym meldunków SB.
Mimo że bezpieka uważała środowisko salonu na Puławskiej za wrogie wobec systemu, to jednak nie stosowała wobec jego gości brutalnych metod. Jak wspominał ówczesny działacz opozycji, architekt Czesław Bielecki: „To było mieszkanie z +genius loci+. Nigdy nie weszła do niego ubecja czy milicja. Śledziła na +japońskie oko+, czyli nachalnie, żeby postraszyć. Czekała w bramie, ale nie zdecydowała się nigdy na +wkrocz+. Uważano, że nad salonem Walendowskich czuwał duch Wańkowicza”. Bardziej namacalną gwarancją bezpieczeństwa gości Salonu było amerykańskie obywatelstwo Anny Erdman. Zadłużone w USA władze PRL nie mogły zdecydować się na zdecydowaną rozprawę z nią i jej gośćmi.
Bez wątpienia inwigilacja przyczyniła się do podjęcia przez władze decyzji o pozbyciu się niepokornego małżeństwa z kraju. W sierpniu 1979 r. władze nie przedłużyły Annie Erdman zgody na pobyt w PRL. Po wyjeździe za ocean wspierali imigrantów politycznych, którzy napływali do USA po wprowadzeniu stanu wojennego. Anna pracowała jako pediatra w jednym z waszyngtońskich szpitali. Jej mąż był dziennikarzem „Głosu Ameryki” i polonijnych czasopism. W 1991 r. założył Bibliotekę Polską w Waszyngtonie. Małżonkowie zmarli na choroby nowotworowe w 2004 r. w odstępie zaledwie dwóch tygodni. Zostali pochowani w Laskach pod Warszawą.
Choć Salon na Puławskiej istniał niecałe trzy lata to jednak zdaniem autorów publikacji jego rola dla tworzenia się środowiska opozycji antykomunistycznej wydaje się być nie do przecenienia. „Salon pomógł odradzającej się Polsce. Uczył rozmowy, nawet przy zasadniczo różnych stanowiskach. Mobilizował do myślenia i działania, nie wykluczając nikogo po stronie przeciwników system” – stwierdza Zbigniew Gluza.
„Salon. Niezależni w +świetlicy+ Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”, wybór i opracowanie Katarzyna Przyborska, Marta Markowska, Ośrodek Karta, Warszawa 2016.
Michał Szukała PAP