O tych, którzy wyjechali, by rozwijać swój talent i karierę oraz tych, którzy tak jak np. Palester i Panufnik byli w kraju „owocami zakazanymi”, czyli o kompozytorach polskich za granicą można przeczytać w książce "Sto lat muzycznej emigracji. Kompozytorzy polscy za granicą (1918-2018)" autorstwa muzykolog Marleny Wieczorek.
Emigracja to zawsze trudny temat, emigracja artystyczna także. Jednak, jeśli chodzi o muzykę - ten subtelny, ulotny obszar, i w zasadzie „bez treści” które mogą zagrażać politykom, rządom i ideologiom” - wydawać by się mogło, że emigracja tej sfery nie dotyczy, że nie grozi muzykom. Tymczasem, jak wynika z książki, opracowanej według koncepcji Marleny Wieczorek, wyjazdy na stałe za granicę wielu wybitnych polskich kompozytorów to znaczący, dramatyczny fragment historii polskiej emigracji i polskiej kultury.
Jaka idea przyświecała autorce tej publikacji? Niewątpliwie pragnienie przywrócenia polskiej kulturze wiedzy o wielu wspaniałych muzykach i ich twórczości niewystarczająco obecnej, źle obecnej w kulturze polskiej a czasem zupełnie zapomnianej.
Ciekawa jest formuła książki: w pierwszej części znajdują się artykuły tematyczne, a w drugiej 63 wywiady. Są to odpowiedzi znawców tematu na pytania Marleny Wieczorek dotyczące wybranych kompozytorów oraz prezentacja ich aktywności w kraju przed jego opuszczeniem, wskazanie powodów wyjazdu na stałe bądź na długi czas, twórczość poza krajem oraz m.in. kontakt z ojczyzną po wyjeździe, funkcjonowanie muzyki kompozytora w obu krajach, różnice pomiędzy dawną i nowa rzeczywistością, osobowość twórcy, a nawet anegdoty i wybrane fakty biograficzne warte zapamiętania.
Cały ten rozległy obszar wiedzy przedstawiony został przez zaproszonych przez autorkę publikacji autorów: muzykologów, historyków i teoretyków muzyki, krytyków muzycznych i publicystów, komentatorów jazzowych` a także muzyków, wśród których jest np. mezzosopranistka.
Według Lady Camilli Panufnik, autorzy ci są wybitnymi ekspertami w dziedzinie twórczości kompozytorów emigracyjnych i poświęcili już sporą część swego życia na odkrywanie ich dzieł. „Nie mam wątpliwości, że wartość merytoryczna publikacji jest głęboko pouczająca, nie tylko dla muzyków, muzykologów, i ich studentów, ale również dla polskich historyków. Dodatkową atrakcją jest popularyzatorska forma i piękna oprawa graficzna” – rekomenduje książkę Camilla Panufnik.
Jednym z „najsłynniejszych” emigrantów był Andrzej Panufnik, który debiutował jeszcze przed II wojną światową. W czasie okupacji, aby zarobić na życie m.in. występował w warszawskich kawiarniach artystycznych w duecie fortepianowym z Witoldem Lutosławskim. A po 1945 r. był m.in. dyrektorem Orkiestry Filharmonii Krakowskiej, później dyrektorem Filharmonii Narodowej w Warszawie. Jego kariera jako dyrygenta i kompozytora, potwierdzona podczas licznych zagranicznych występów kwitła.
Co się stało, że wyjechał? Co człowiekowi u szczytu sławy, do pewnego stopnia pupilowi władz PRL tak „dojadło”, że zdecydował się na dramatyczny krok i w 1954 roku ze Szwajcarii dokąd wyjechał oficjalnie, przedostał się do Wielkiej Brytanii, tam poprosił o azyl i stał się emigrantem politycznym? Jak wspomina w książce rozmówczyni Marleny Wieczorek Beata Bolesławska-Lewandowska, Panufnik chciał przeciąć sieć nacisków politycznych i angażowania go w sprawy dalekie od muzyki. „Nie mógł dłużej znieść coraz dalej idących ograniczeń narzuconych przez politykę kulturalną PRL”.
Do roku 1977 w Polsce istniał oficjalny zapis cenzury na nazwisko i muzykę Panufnika. Kompozytor odwiedził kraj dopiero w 1990 r. po przemianach politycznych; był wówczas honorowym gościem festiwalu Warszawska Jesień. Panufnik nigdy do kraju na stale nie wrócił, zapuścił mocne korzenie w ziemi brytyjskiej, ale uważał się za kompozytora polskiego.
Panufnik jest m.in. autorem muzyki do piosenki "Warszawskie dzieci", która po dziś jest najchętniej wykonywanym utworem z okazji kolejnych rocznic Powstania Warszawskiego. Muzyka Panufnika została też wykorzystana przez Andrzeja Wajdę w ostatnim filmie reżysera - "Powidoki" z 2016 r., przedstawiającym losy malarza Władysława Strzemińskiego w czasach stalinowskich.
Podobnie, nigdy do Polski nie wrócił inny słynny emigrant Roman Palester. Debiutował w 1931 r. Od początku był uznawany jako jeden z najbardziej utalentowanych młodych twórców. Komponował muzykę do teatru i filmu, pisywał teksty na tematy muzyczne. Był ważną postacią w środowisku kompozytorów polskich. Po II wojnie światowej działał na rzecz utworzenia Polskiego Wydawnictwa Muzycznego, angażował się również w organizację Związku Kompozytorów Polskich. W 1947 r. wyjechał wraz z żoną do Paryża, nie zrywając kontaktów z krajem. Kiedy jednak proklamowano w Polsce socrealizm w muzyce, ogłosił oficjalnie swą decyzję o pozostaniu na emigracji. Publikował na łamach paryskiej "Kultury", pracował jako szef działu kulturalnego w Radiu Wolna Europa. Wiele komponował.
Roman Palester nie spodziewał się jednak, że decyzja o pozostaniu na emigracji spowoduje całkowity zakaz wykonywania jego muzyki w kraju. Boleśnie odczuwał, zwłaszcza po odwilży politycznej, brak zainteresowania jego muzyką. "Był to cios, po którym właściwie nigdy się całkowicie, tak w stu procentach nie pozbierałem" – przyznawał w listach, m.in. do Zygmunta Mycielskiego. Palester - emigrant z powodów etycznych – wierności swoim poglądom i braku zgody na ideologizację muzyki, zapłacił jako artysta cenę najwyższą.
Taką cenę płaciło wielu twórców; niemal w większości z przedstawionych w książce biografii artystycznych, wyczytać można, że decyzja o emigracji z powodów politycznych skazywała artystę na nieobecność jego twórczości w kraju.
Jednak twórczość niektórych, tak jak np. Mieczysława Wajnberga, pianisty i kompozytora nie tylko, że wraca po latach do polskiej publiczności, ale jest odkrywana i doceniana na całym świecie. Wajnberg musiał uciekać z Polski w 1939 r. przed hitlerowcami, by ratować życie. Cała jego żydowska rodzina zginęła. Wajnberg wybrał Moskwę jako miejsce osiedlenia i dziś uznawany jest za trzeciego wielkiego kompozytora rosyjskiego obok Szostakowicza i Prokofiewa.
W latach 80. bardziej przyjazną twarz miała emigracja dla Andrzeja Zielińskiego ze Skaldów; zespół przebywał w 1981 r. na tournee w Stanach Zjednoczonych. Kiedy został wprowadzony w Polsce stan wojenny, muzyk ostateczenie zdecydował się na pozostanie za oceanem. "Zieliński - jak zaznaczyła Anna Kruszyńska, prezentująca w książce tę postać - twierdził, że zawsze marzył, aby pograć w Ameryce z amerykańskimi muzykami", chciał "muzycznie pokowboić". I to mu się udało. Nowojorska gazeta "Daily News" pisząc o artystach z Europy mieszkających i tworzących w Nowym Jorku nazwała Andrzeja Zielińskigo " polskim Lennonem".
Wiele było fal emigracji, wiele jej form. Emigracje wybierali polscy artyści żydowskiego pochodzenia, którzy uciekali z ogarniętej II wojna światową Polski i Europy; jedni trafiali na Zachód, ale tez niektórzy, jak Wajnberg, wybierali kierunek wschodni. Emigrowali zdolni muzycy pochodzenia żydowskiego, późniejsi mistrzowie entertainment w Ameryce, jak np. Victor Young (szkoda, że w książce zabrakło jego biogramu) czy Henryk Wars, który z Armią gen. Andersa trafił na zachód i odniósł, podobnie jak Young, niebywały sukces w Hollywood.
Innymi emigrantami-nieemigrantami byli np. Krzysztof Komeda, Tomasz Stańko, którzy wyjechali na Zachód, aby spektakularnie rozwijać swoje kariery – w Los Angeles i Nowym Jorku czy jak Marzena Komsta,stypendystka Witolda Lutosławskiego dalej się kształcić we Francji.
Rozmaite były doświadczenia kompozytorów-emigrantów, różne odcienie ich losu i dzieje ich twórczości. Wiedzy na ten temat, bogatej i podanej w nowoczesnej, oryginalnej formie dostarcza lektura książki „Sto lat muzycznej emigracji”.
Autorka: Anna Bernat (PAP)