„Szuflada” Katarzyny Szczepańskiej-Kowalczuk to opowieść o odnalezieniu historii dziadków autorki, aneks do dziejów wielkich galicyjskich rodów zasłużonych dla polskiej kultury, ale też przyczynek do XIX-wiecznej pedagogiki, która dyslektyków spychała na społeczny margines.
Autorka, Katarzyna Szczepańska-Kowalczuk, córka Jana Szczepańskiego, sprzątając mieszkanie rodziców przed oddaniem go do użytku kolejnemu pokoleniu rodziny, trafiła na szufladę z tajemniczą zawartością. Okazało się, że są tam m.in. listy dziadków autorki ze strony matki - Stefanii i Juliusza Wolskich - o których autorka właściwie nic nie wiedziała. Dopiero znalezisko z szuflady odsłoniło przed nią ich dramatyczną historię i pozwoliło dopisać uzupełnienie do historii wielkich galicyjskich rodów pisarzy i artystów - Wolskich, Pawlikowskich, a także Kossaków.
Dziadek Katarzyny Szczepańskiej - Juliusz - był trzecim synem Maryli Wolskiej, poetki, wokół której na przełomie XIX i XX wieku we Lwowie ukształtowało się środowisko artystyczne Płanetników, do którego należał m.in. Leopold Staff. Opowiadając o życiu prababci Szczepańska-Kowalczuk sięga do wspomnień samej Maryli Wolskiej, a także jej najstarszej córki, również poetki, Beaty Obertyńskiej. Obie piszą z zachwytem o Lwowie fin de siecle'u, wakacjach w Karpatach, lwowskich artystach. W swoich wspomnieniach tworzą sielankowy obraz życia rodzinnego dostatniego lwowskiego mieszczaństwa, które toczyło się ustalonym z pokolenia na pokolenie trybem, a wszyscy członkowie rodziny darzyli się miłością i szacunkiem.
Obertyńska z zachwytem pisze o matce, która potrafiła wychować pięcioro swoich dzieci w atmosferze miłości dla sztuki i patriotyzmu. Maryla Wolska najbardziej kochała najstarszego syna - Luka - dla którego Wacław Bełza, jego ojciec chrzestny, napisał wierszyk "Kto ty jesteś/ Polak mały". Luk zginął w 1918 roku zamordowany przez Ukraińców podczas obrony Lwowa. Udany i kochany był też średni syn, Kazimierz, który miał głowę do interesów, oraz córki Beata - poetka i Lela - malarka. Juliusz, dziadek autorki, był jedynym dzieckiem w rodzinie, które nie spełniało oczekiwań, więcej - nieustannie pakowało się w kłopoty. Jak pisze Szczepańska-Kowalczuk, dziś prawdopodobnie Julek zostałby zdiagnozowany jako dyslektyk: miał problemy z nauczeniem się czytania, do końca życia robił w listach okropne błędy ortograficzne, nigdy nie udało mu się zdać matury. Sposób, w jaki rodzina Wolskich, tak ciepła i serdeczna, traktowała "nieudane" dziecko, rzuca zupełnie nowe światło na ich życie rodzinne, opisywane z takim sentymentem przez Wolską i Obertyńską.
Całe dzieciństwo Julka to pasmo niepowodzeń i kar. Przenoszono go ze szkoły do szkoły, zatrudniono surowego prywatnego nauczyciela, którego uczeń się po prostu obawiał, za niepowodzenia w nauce regularnie dostawał w skórę, bywał odsuwany od rodzinnego stołu, izolowany od reszty dzieci. Maryla Wolska z zasady nie interesowała się małymi dziećmi, zdając się w kwestiach ich pielęgnacji na niańki, ale z każdym z nich, prędzej czy później, nawiązywała jakąś więź - z każdym, tylko nie z Julkiem. Jako 12-latek został wysłany do zakładu dla trudnych dzieci w Niemczech, bez znajomości niemieckiego i ze świadomością, że jest to karne zesłanie.
Listy Julka do domu dokumentują nie tylko braki w ortografii, ale przede wszystkim samotność, poczucie krzywdy i tęsknotę. Matka pisze do niego rzadko i zdawkowo, pozwolenie na przyjazd na wakacje uzależniając od wyników w nauce. Ostatecznie przez kilka lat Julka nie zapraszano do domu - o wakacjach w karpackiej posiadłości rodzinnej w Storożce, polowaniach, kuligach, jeździe na nartach, przyjemnościach, które były udziałem rodzeństwa, może sobie tylko poczytać w listach. Beata Obertyńska pisała z podziwem o swojej utalentowanej matce, z wyrozumiałością traktując jej skoncentrowanie na własnej twórczości, Szczepańska-Kowalczuk pisze o prababci wprost - egocentryczka i egoistka.
Julek Wolski pozostał czarną owcą rodziny także wtedy, gdy dorósł. Ożenił się ze Stefanią, piękną dziewczyną, hucułką z pochodzenia, która trzymana była w domu Wolskich na prawach wychowanicy i pokojówki. Ożenił się niby za zgodą i wiedzą matki, ale Maryla Wolska i tak nie była zadowolona z takiego obrotu rzeczy. Mariaż stał się pretekstem do ograniczenia praw Julka przy podziale rodzinnego majątku, a po jego nagłej śmierci wdowa musiała walczyć, aby rodzina nie zabrała jej dzieci, a także o to, żeby ich edukacja finansowana była z zasobów rodzinnych. Sama zarabiała na życie szyciem, było jej bardzo ciężko utrzymać syna i córkę - Danusię, matkę Szczepańskiej-Kowalczuk. Z rodzeństwem Julka właściwie nie utrzymywali kontaktów.
Stefania Wolska zmarła jesienią 1939 roku, a jej nastoletnimi dziećmi zajęła się mieszkająca w Goszycach pod Krakowem przyszywana ciocia - Zofia z Zawiszów Kernowa, która zawsze była Julkowi Wolskiemu i jego rodzinie życzliwsza niż najbliżsi. Tak właśnie Danusia Wolska trafiła do podkrakowskiego dworu w Goszycach, gdzie spędziła okupację. W tajemniczej szufladzie był także pamiętnik nastoletniej Danusi z tego czasu. We dworze mieszkała wtedy grupa bardzo ciekawych ludzi m.in. Jerzy Turowicz, który tuż przed wojną ożenił się z Anulą, najstarsza córką gospodarzy. Do domowników należała też malarka Lela Pawlikowska, Gościli tam m.in. Czesław Miłosz, Kazimierz Wyka, Juliusz Osterwa, kardynał Adam Sapieha, a także Jan Józef Szczepański, który po wojnie ożenił się z Danusią Wolską - ich właśnie córką jest autorka książki.
Książka "Szuflada" Katarzyny Szczepańskiej-Kowalczuk ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ wj/