Wprowadzony 13 grudnia 1981 r. stan wojenny dla polskiego społeczeństwa był szokiem. Zakończył w brutalny sposób okres szesnastu miesięcy, które często określa się „karnawałem +Solidarności+”. W kręgu władzy ten temat był jednak dyskutowany i rozważany od dawna. A śladów wprowadzenia siłowych rozwiązań można doszukiwać się jeszcze w roku 1980.
Jak zauważa Andrzej Paczkowski, „przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego toczyły się sprawnie, w całkowitej tajemnicy przed opinią publiczną, która była zresztą zaaferowana kolejnymi konfliktami między rządem a +Solidarnością+, ale po stronie władzy odczuwalny był brak silnego przywództwa, którego nie zapewniał ani [Stanisław] Kania, ani tym bardziej urzędujący od sierpnia premier Józef Pińkowski. „Remedium znaleziono, idąc tropem rekomendacji sowieckich sprzed kilku miesięcy: 11 lutego 1981 r. stanowisko premiera objął gen. Wojciech Jaruzelski, minister obrony narodowej, a więc niejako z zawodu i urzędu +twardy człowiek+” – czytamy.
Wojciech Jaruzelski wprowadzenie stanu wojennego ogłosił wczesnym rankiem 13 grudnia. Nie miał on precedensu, bowiem pod kierownictwem jednego człowieka – premiera rządu, ministra obrony narodowej i przywódcy rządzącej partii – utworzono całkowicie niekonstytucyjny organ władzy w postaci Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON). Czy była to zatem wojna polsko-jaruzelska? Paczkowski, tłumacząc tytuł swojej książki, wskazał, że po ukazaniu się pierwszego wydania publikacji gen. Wojciech Jaruzelski parokrotnie mówił publicznie, że „taki tytuł jest nie tylko niezgodny z rzeczywistością, ale został wymyślony, aby go upokorzyć”.
„Zgadzam się, iż jest jaskrawy, przesadny, napastliwy, i rozumiem, że był przykry dla generała, ale to nie ja go wymyśliłem dla celów marketingowych czy po to, by pogrążyć szefa sławetnej Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego” – podkreślił historyk. Jak wyjaśnił, w dzienniczku, który w 1982 r. przez kilka miesięcy prowadził (i ma do dziś), pod datą 3 stycznia zanotował takie właśnie określenie, choć nie pamięta już, skąd je zaczerpnął. „Może sam widziałem gdzieś takiej treści slogan, a może ktoś mi go zacytował. W każdym razie fraza +wojna polsko-jaruzelska+ jest oryginałem z czasu, gdy wojna ta trwała, a nawet dopiero się rozpoczęła. Jej autor(ka) miał(a) refleks” - czytamy.
Paczkowski ocenia, że wprowadzając stan wojenny, ekipa gen. Jaruzelskiego uzyskała w pewnym sensie spokój na zewnątrz. „Ci, którzy byli oburzeni wprowadzeniem stanu wojennego (Zachód), nie mogli jej nic poważnego zrobić. Choć utrudniali życie WRON, w żadnym razie nie mogli odsunąć jej od władzy” – podkreślił historyk. Z kolei ci, którzy uprzednio ponaglali do walki, czyli blok komunistyczny, zostali usatysfakcjonowani i zaprzestali wywierania nacisków, które w nowej sytuacji były po prostu zbędne. „Jednocześnie jednak wprowadzenie i utrzymywanie stanu wojennego dawało Zachodowi – a w istocie Stanom Zjednoczonym – pewne instrumenty (sankcje, izolacja) nacisku na polskich przywódców, których wcześniej Waszyngton nie miał. A w każdym razie nie używał” – czytamy w książce.
W swojej pracy historyk zwrócił również uwagę na relację partia-wojsko. Niedługo po wprowadzeniu stanu wojennego, podczas jednego z posiedzeń Biura Politycznego, Stefan Olszowski stwierdził, że w istniejącej sytuacji partia musi iść „pół kroku za wojskiem”. „Można dyskutować, czy dystans został dobrze określony, ale stwierdzenie to na pewno odpowiadało rzeczywistości” – wskazuje Paczkowski. Partia komunistyczna nigdy nie miała możliwości sprawowania władzy bez zaplecza w postaci całkowicie jej podporządkowanych „resortów siłowych”, jednak od powstania „Solidarności” odgrywały one coraz większą rolę w zapewnieniu PZPR „kierowniczej roli w państwie”, która od niedawna była zagwarantowana w konstytucji PRL.
„Od lutego 1981 r. postępowała swoista militaryzacja na wysokich i najwyższych szczeblach władzy, w tym także w samej partii, co wynikało z konieczności przygotowania stanu wojennego i zarządzania nim. Mimo tej postępującej obecności wojskowych na stanowiskach partyjnych i państwowych, z punktu widzenia obserwatora zewnętrznego, a takim było przecież społeczeństwo, aż do +nocy generała+ można było uważać, że to raczej wojsko (i aparat bezpieczeństwa) postępują +pół kroku za partią+” - czytamy.
Część ekipy rządzącej i jej intelektualnego zaplecza uważała, iż pod osłoną stanu wojennego można będzie dokonać poważnych zmian m.in. w strukturach państwa, ale zamierzenia te nigdy nie zostały wyraźnie zarysowane. Wprowadzenie stanu wojennego – jak głosiły propagandowe slogany - miało również m.in. wpłynąć na trudną sytuację gospodarczą kraju. Jednak przez cały okres trwania stanu wojennego reforma gospodarcza była w zawieszeniu, a i jej planowany kształt nie wróżył żadnych zasadniczych przekształceń. „Wprowadzenie stanu wojennego nie miało więc, wbrew powtarzanym sloganom, pozytywnego wpływu na gospodarkę, która pozostała piętą achillesową systemu niezależnie od tego, jaka instytucja była +pół kroku z przodu+ – wojsko czy partia” – wskazuje Andrzej Paczkowski.
Podobnie jak do wprowadzenia stanu wojennego, tak i do jego odwołania władza starannie się przygotowywała. „Na tym jednak podobieństwa się kończą, gdyż operacje te były przeciwstawne sobie nie tylko pod względem celów formalnych, ale także pod względem podstawowych zasad ich przeprowadzenia: stan wojenny zaplanowano jako operację dokonywaną z jednoczesnym użyciem wszystkich sił i z zaskoczenia, podczas gdy jego zniesienie miało odbywać się etapami, których osiąganie wcześniej zapowiadano” – zastrzegł historyk.
Podobieństwo między wprowadzeniem a zniesieniem stanu wojennego dotyczyło tego, kto był instytucją decydującą. „Przygotowanie koncepcji zniesienia stanu wojennego i programowanie działań, które miały być podjęte po tym wydarzeniu, znalazły się znów – podobnie jak wszystko, co dotyczyło jego wprowadzenia – głównie w rękach wojskowych, a ściślej rzecz biorąc, w kompetencjach Sekretariatu Komitetu Obrony Kraju i Ministerstwa Obrony Narodowej” – wskazał Andrzej Paczkowski.
Do jakiej rzeczywistości zatem nastąpił powrót po zniesieniu stanu wojennego? Paczkowski mówi wprost – „po 22 lipca 1983 r., to znaczy po oficjalnym zniesieniu stanu wojennego, nastąpił nie powrót do skutecznej dominacji państwa komunistycznego nad społeczeństwem, ale ciąg dalszy wydarzeń rozpoczętych w sierpniu 1980 r.”
Książkę „Wojna polsko-jaruzelska. Stan wojenny, czyli kontrrewolucja generałów” Andrzeja Paczkowskiego wydała Wielka Litera.
Anna Kruszyńska (PAP)