O wpływie polityki na modę w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i Niemieckiej Republice Demokratycznej opowiada wydana właśnie książka Anny Pelki. Jak się okazuje, głównie w latach 60. ub. wieku, Warszawa w trendach mody była wzorcem dla wschodniego Berlina.
Książkę Anny Pelki "Z [politycznym] fasonem. Moda młodzieżowa w PRL i NRD" opublikowało ostatnio gdańskie wydawnictwo słowo/obraz terytoria.
Autorka podkreśla we wstępie, że jej książka jest historią mody w sąsiadujących ze sobą komunistycznych krajach w latach 1945-1989, a tytułowego terminu mody młodzieżowej używa w umownym znaczeniu, w rozumieniu „konkretnego gustu i stylu życia”.
"Z jednej strony, moda interesuje mnie jako zjawisko społeczno-artystyczne oraz element życia codziennego w obrębie konkretnego systemu politycznego. Dlatego też, jest to książka o modzie, o fascynacji nią oraz o jej tworzeniu. Z drugiej strony jednak interesował mnie przede wszystkim stosunek do niej władz komunistycznych" - powiedziała PAP Pelka o tym, skąd wziął się pomysł na książkę.
Dodała, że chciała opisać, jak sytuacja polityczna w ówczesnej Europie, ideologiczna walka Zachodu i Wschodu w ramach zimnej wojny, miała wpływ na sposób ubierania się przez ludzi w PRL i NRD.
"W tym kontekście chciałam zestawić dwa państwa, które łączyły ten sam system polityczny, te same struktury administracyjno-organizacyjne, lecz jednocześnie byłyby zupełnie odmienne w swej tradycji, mentalności oraz politycznej drodze. Oba państwa aspirowały do kontroli młodzieży i całego społeczeństwa, do stworzenia nowej kultury materialnej, w tym ubraniowej" - wyjaśniła autorka.
"Z jednej strony, moda interesuje mnie jako zjawisko społeczno-artystyczne oraz element życia codziennego w obrębie konkretnego systemu politycznego. Dlatego też, jest to książka o modzie, o fascynacji nią oraz o jej tworzeniu. Z drugiej strony jednak interesował mnie przede wszystkim stosunek do niej władz komunistycznych" - powiedziała PAP Anna Pelka o tym, skąd wziął się pomysł na książkę.
Zamiary władz obu krajów w tej mierze były jednak mało skuteczne. "Młodzież obu państw nie była zainteresowana tym, co państwo starało się zaproponować. W Polsce, bardzo wcześnie, bo już w okresie tzw. małej stabilizacji władze postanowiły wykorzystać modę w celu legitymizacji systemu na arenie międzynarodowej, dlatego moda mogła się rozwijać w miarę swobodnie" - wyjaśniła Pelka.
"W NRD zaś, gdzie poprzez specyficzną sytuację geopolityczną tj. zupełnie nowo-utworzone państwo, bezpośrednie sąsiedztwo z RFN, polityczna konkurencję obu państw i faszystowską przeszłość Niemiec - władze starały się walczyć z modą zachodnią dużo dłużej i w sposób dużo bardziej represyjny niż władze PRL. Pomysł zaoferowania młodzieży innej +socjalistycznej+ formy ubraniowej nie powiódł się, gdyż, podobnie jak w Polsce, gospodarka planowa nie była w stanie wyprodukować nawet +politycznie poprawnej konfekcji+" - dodała.
Jak pisze w książce Pelka w okresie odwilży gomułkowskiej placówka handlowo-wzornicza Moda Polska, zgodnie z upodobaniami jej dyrektor artystycznej Jadwigi Grabowskiej, proponowała "wyrafinowaną elegancję, wzorowaną na francuskim krawiectwie i dokonaniach światowych projektantów".
"Polska władza ludowa nie przeszkadzała Grabowskiej zanadto w jej działalności, a nawet poniekąd snobowała się pomysłem tworzenia w Warszawie czegoś w rodzaju +wschodniego Paryża+. Przedstawiciele władz nie tylko zasiadali w pierwszych rzędach na pokazach mody, ale też, jak opowiada Jerzy Antkowiak (jeden z ówczesnych projektantów - PAP), każdy +sekretarz partii chciał mieć vis-a-vis swojego komitetu salon +Mody Polskiej+” - czytamy w książce.
W latach 60. szaloną popularnością wśród polskiej młodzieży cieszyły się stroje autorstwa Barbary Hoff. Jak pisze Pelka, w jej kolekcjach "wiele rzeczy było dopasowanych kolorystycznie i stylistycznie, tak że można je było kupować w komplecie, albo też tworzyć własne zestawienia", co stanowiło rodzaj przyzwolenia młodzieży na "indywidualne i niezależne stanowienie o swoim wyglądzie".
Ważną cechą kolekcji Hoff była też niska cena ubrań. Projektantka przyznawała, że są one szyte "z tkanin tandetnych, najtańszych, niemodnych nawet". "Ale zawsze ostatni krzyk, jeśli idzie o krój i styl (...) Ja chcę robić efemerydy, modę jednego sezonu, sukienkę za sto złotych, ale supermodną, niech latają w nich dziewczyny, niech nie czują się +odstałe+ od nowości światowych. Że się te kiecki gniotą? Za sto złotych niech się gniecie, ale niech będzie malownicze. W innych krajach, na przykład w Anglii, dziewczyny nie zwracają na to uwagi, nieskazitelnie są ubrane tylko damy" - mówi cytowana w książce Pelki, znana polska projektantka mody.
Wschodnioniemiecka projektantka Ulla Stefke o Polsce lat 60. mówiła, że to kraj „niezwykle wolny, otwarty i nowoczesny” w porównaniu z jej ojczyzną. "Czuliśmy, że to zupełnie inny klimat niż ten u nas, w Berlinie" – wspominała.
Jak podkreśla w książce Pelka, geograficzna bliskość NRD do państw zachodnich nie oznaczała wcale lepszego dostępu do wiedzy o trendach w modzie w tych krajach. Dobitnie świadczy o tym przegląd prasy kobiecej. "O ile w Polsce najczęściej przedrukowywano fotografie z francuskich lub niemieckich czasopism mody, o tyle w NRD moda zachodnia prawie w ogóle się nie pojawiała" - wyjaśnia.
Projekty plastyków Mody Polskiej zainteresowały jednego z najwybitniejszych w tym czasie fotografów mody, Petera Knappa, który pracował wówczas w Paryżu dla magazynu "Elle". Przyjechał on do Warszawy w 1966 r. i wykonał serię zdjęć m.in. minispódniczek z łowickich pasiaków i sukienki w stylu op-art.
O zdolnościach projektantów z tego okresu może świadczyć m.in. strój polskich sportowców na igrzyska zimowe w Grenoble (Francja) w 1968 r. Ekipa pojechała na olimpiadę w białych i krótkich kożuszkach - oba te elementy były wówczas nieznane w modzie na kożuchy, które zdominowała wtedy rynek odzieży zimowej. Dodatkowo, okrycie to było jeszcze haftowane. Jak pisze Pelka "zawodnicy wrócili do Polski bez kożuchów, gdyż potrzebując dewiz, z chęcią odpowiedzieli na popyt". "Pojawili się
na lotnisku bez kożuchów, w tak zwanym byle czym" – wspominała projektantka Kalina Paroll.
Anna Pelka ma 39 lat, urodziła się w Chorzowie. Obecnie mieszka w Monachium, gdzie jest pracownikiem miejscowego Uniwersytetu Ludwika Maksymiliana. Ukończyła Wydział Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego. W 2006 r. obroniła doktorat na Uniwersytecie Ruhry w Bochum (Niemcy). W latach 2008–2011 odbyła staż podoktorski na Wydziale Sztuki Autonomicznego Uniwersytetu w Barcelonie. (PAP)
rop/ abe/