Zamieszczane w prasie ogłoszenia drobne są często dla historyków bezcennym źródłem, dostarczającym wielu informacji o codziennym życiu w badanym przez nich okresie. Przeanalizowanie ich daje szansę na poznanie szczegółów dotyczących choćby potrzeb mieszkaniowych czy konsumpcyjnych określonej grupy ludzi. Dr hab. Sebastian Piątkowski z uwagą przejrzał ogłoszenia, które ukazywały się w gazetach podczas II wojny światowej, poznając w ten sposób obyczaje Polaków kształtujące się w okupacyjnej rzeczywistości, ich problemy rodzinne i matrymonialne czy rynek poszukiwanych wówczas towarów.
Już na samym początku autor przedstawia przejmowanie przez niemieckiego okupanta istniejących już tytułów prasowych, takich jak: „Gazeta Łódzka”, „Expres Lubelski”, „Głos Lubelski”, warszawska „Gazeta Wspólna” i krakowski „Ilustrowany Kurier Codzienny”, do których wkrótce dołączyły: „Goniec Częstochowski”, „Gazeta Kielecka” i „Kurier Radomski”. Niemcy mieli o tyle ułatwioną sytuację, że mogli korzystać ze znajdujących się na miejscu maszyn drukarskich i innych urządzeń. Szybko więc stworzyli Koncern Prasowy Kraków-Warszawa, w którego skład weszło prawie 50 tytułów, w tym tygodniki i miesięczniki.
„Wysokie nakłady, powszechna dostępność oraz niska cena oficjalnych dzienników to czynniki, które sprawiły, że bardzo chętnie sięgano po gadzinówki. Chociaż po zakończeniu wojny upowszechniano tezę, że wydawnictwa te były masowo bojkotowane przez społeczeństwo polskie, nie znajduje ona potwierdzenia w zachowanych źródłach. W największych miastach gazety były dostępne w trafikach z papierosami i tytoniem, wybranych sklepach, a także u ulicznych kolporterów. […] Wiele osób sięgało po nie, by zapoznać się z rozporządzeniami władz lokalnych, co – zwłaszcza na początku okupacji – miało duże znaczenie w związku z wprowadzeniem przez okupanta bardzo częstych zmian dotyczących godziny policyjnej, czasu pracy sklepów czy kwestii sanitarnych. Do lektury gazet zachęcały też ogłoszenia drobne” – pisze historyk, który właśnie na nich skupia się w dalszej części swojej publikacji.
Szczególne znaczenie dla Polaków po klęsce wrześniowej miały ogłoszenia dotyczące poszukiwania najbliższych osób. Często rodziny nic nie wiedziały o losach walczących żołnierzy, a oni nie mieli pojęcia, czy krewni przeżyli wojenną zawieruchę, bombardowania miast, ostrzały artyleryjskie... Jak zbadał Sebastian Piątkowski, z reguły treści takich ogłoszeń były bardzo oszczędne, podawano tylko imię i nazwisko poszukiwanej osoby, jednostkę, w której służyła, stopień wojskowy oraz adres, na jaki prosiło się o dostarczenie informacji. Bardziej przejmująco brzmią ogłoszenia o poszukiwaniu cywili, takie jak to: „Kto by miał wiadomość, gdzie znajduje się wydobyta spod gruzów, Wilcza 13, dnia 25 września, ranna w głowę i rękę Maryla „Lulu” Bukowska, proszony jest powiadomić matkę”.
Takie prośby pojawiały się długo po tragicznym wrześniu, a także jeszcze po wojnie. Obok nich na łamy trafiały ogłoszenia, z których wynika, jak Polacy zaczęli organizować sobie życie. Dowiadujemy się dzięki nim, jakich mieszkań poszukiwali po tym, gdy z ich domów pozostały tylko ruiny. Musieli przecież zacząć dostosowywać się do sytuacji, o czym także świadczą trafiające do gazet ogłoszenia matrymonialne. Ludzie nawet w okupacyjnych warunkach chcieli sobie układać życie. Dlatego w ówczesnej prasie można było przeczytać takie anonse: „Jeżeliś samotna i smutno Ci samej – znajdziesz oddźwięk mej duszy” czy „Nic to, że zbliża się do Ciebie jesień życia – bo zakwitnąć jeszcze może kwiat uczuć. Na odpowiedź czeka 32-letnia”.
Autor w książce porusza też problem ogłoszeń związanych z adopcją dzieci, która miała jednak zupełnie inny charakter, niż nam się dzisiaj może wydawać. Miano tu na myśli raczej wzięcie dziecka na wychowanie, bez nadawania mu nazwiska. Już przed wojną ubogie, wielodzietne rodziny poszukiwały ludzi, którzy przyjęliby chłopca lub dziewczynkę. Tendencja ta nie zniknęła w czasie okupacji, kiedy wielu Polaków borykało się z kłopotami materialnymi. Tak rozumiane przysposobienie dzieci, łączyło się często, zarówno w miastach jak i na wsiach, z wykonywaniem przez podopiecznych różnych prac domowych, np. z wypasaniem krów czy sprzątaniem.
Powszechna bieda wpływała też na zamieszczanie ogłoszeń drobnych, dotyczących chęci sprzedaży różnych przedmiotów domowego użytku, a także dóbr luksusowych. „Sprzedam tanio! Salonik, sypialnie, wielkopański stołowy, żyrandole, dywany, lustra, sprzęty kuchenne”. Co ciekawe – jak zauważa historyk – ogłoszenia te pojawiały się w prasie jednorazowo, co świadczy o tym, że rzeczy te szybko znajdowały nabywców. „Część z nich trafiała do osób, które przed wojną nie mogły pozwolić sobie na lepsze wyposażenie mieszkań. Byli to zwłaszcza rolnicy z ośrodków małomiasteczkowych i podmiejskich wsi, dla których jesień 1939 r. oznaczała początek doskonałej koniunktury. Wiązała się ona z tym, że w zniszczonych działaniami wojennymi miastach istniał wręcz nieograniczony popyt na żywność” – wyjaśnia Sebastian Piątkowski, w którego publikacji znajdziemy jeszcze wiele innych interesujących wniosków dotyczących sytuacji i obyczajów różnych warstw społeczeństwa żyjącego na terenie Generalnej Guberni.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP