Festiwal w Jarocinie był przedstawiany przez SB jako potencjalne ognisko niebezpieczeństwa państwowego, "zlot dewiantów oraz sodoma i gomora". W środę w Warszawie odbyło się spotkanie „Zadzwońcie po milicję! czyli alternatywny rock w stanie wojennym”.
„Jarocin to wydarzenie, które pokazało, że można tworzyć kulturę inaczej niż bywało wcześniej. Zetknęliśmy się wtedy z innym modelem kultury, którą można nazwać +kulturą muzyczną+ lub +kulturą rocka+” – tłumaczył Mirosław Pęczak z tygodnika „Polityka”.
„W PRL-u muzyk rockowy nie był człowiekiem po szkołach muzycznych, w związku z tym nie miał tzw. weryfikacji artystycznej. Dlatego też wiele zespołów grających przed sporą publiką, jak np. TSA, traktowano jak zespoły amatorskie” – mówił satyryk i lider zespołu Big Cyc, Krzysztof Skiba.
„Bardziej inteligentni funkcjonariusze szukali działaczy podziemnej Solidarności, a niestety do nas, do anarchistów, przydzielono najgłupszych z nich" - wspominał satyryk i lider zespołu Big Cyc, Krzysztof Skiba.
Podczas spotkania, które poprowadził dziennikarz i krytyk literacki Roman Kurkiewicz, odbył się pokaz filmu „Jarocin” w reżyserii Marcina Więcława. W dokumencie przedstawiono nieznane i czasem zabawne kulisy jarocińskiego festiwalu widzianego oczami SB. Pod lupą tajnych funkcjonariuszy znalazły się środowiska punkowców, satanistów, skinheadów, heavy metalowców i hipisów, a także zespoły grające na festiwalu. Obserwacją objęto także środowisko oazowców i ludzi związanych z „Monarem”. Film uzmysławia skalę i sposoby inwigilacji tych środowisk.
„Z tych materiałów wynika, że na Jarocinie uczestniczyli zarówno skini, punki, a więc +pełne szaleństwo”. Wniosek jest taki, że to była jedna wielka sodoma i gomora, zlot kompletnych dewiantów” – powiedział na temat prezentowanego filmu Skiba.
„Bardziej inteligentni funkcjonariusze szukali działaczy podziemnej Solidarności, a niestety do nas, do anarchistów, przydzielono najgłupszych z nich (...). Pamiętam raport SB na temat okrzyków wznoszonych na festiwalu. Zapisano w nim, że słuchacze koncertów krzyczeli +Lombard, Lombard+ – funkcjonariusze odnotowali, że nie wiadomo, co to dokładnie oznacza; czy to okrzyk antypaństwowy, czy też jakieś hasło” – wspominał Skiba.
Muzyk mówił, że w 1981 r. pierwszy raz przyjechał na festiwal w Jarocinie jako fan muzyki rockowej. Dopiero cztery lata później, w 1985 r., uczestniczył w nim jako +rewolucjonista” zaopatrzony w plecak pełen ulotek. „Walczyliśmy z przymusem służby wojskowej i z przysięgą na jedność z ZSRS; w trakcie kolportażu ulotek zostałem zatrzymany. Chcieliśmy ten Jarocin maksymalnie upolitycznić” – mówił Skiba.
„Mimo całej tej groteskowości prezentowanych na filmie raportów bezpieki warto zauważyć, że chodziło im o wytworzenie wizerunku festiwalu, który był potencjalnym ogniskiem niebezpieczeństwa państwowego” – powiedział Pęczak.
Z kolei pomysłodawca i dyrektor festiwalu w Jarocinie Walter Chełstowski dziwił się, że skupiał on tak wielką uwagę SB. „Przez cały ten okres SB nigdy nie zaprosiła mnie na żadną rozmowę, nic ode mnie nie chcieli. Dopiero po latach dowiaduję się bardzo wiele na temat inwigilacji na festiwalu” – mówił Chełstowski.
Tytuł spotkania „Zadzwońcie po milicję” nawiązuje do słynnego, ironicznego okrzyku z happeningu Pomarańczowej Alternatywy. Taką nazwę nosi także maxi-singiel zespołu Big Cyc dołączony do najnowszego numeru kwartalnika Karta. Znalazły się na nim zapomniane, podziemne nagrania rockowe z okresu stanu wojennego. Krążek jest zapowiedzią płyty, której premierę zaplanowano w 30. rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego – 13 grudnia 2011 r.
Organizatorami spotkania były: Ośrodek Karta, Discovery Historia oraz Klub „Znajomi znajomych”.
Festiwal muzyczny w Jarocinie odbywał się regularnie już od 1970 r., od 1983 r. znany był jako Festiwal Muzyków Rockowych. Występowało na nim wiele zespołów, także tych, które można uznać za zbuntowane. Dla młodzieży lat 80. była to wyjątkowa w PRL-u przestrzeń wolności. (PAP)
wmk/ ls/