45 lat temu, 17 sierpnia 1979 r. na ekrany amerykańskich kin wszedł "Żywot Briana" w reż. Terry’ego Jonesa z Monty Pythona – jednej z najważniejszych grup komediowych w historii. Film, który wówczas wywołał skandal, dzisiaj uchodzi za dzieło kultowe, nawołujące do samodzielnego myślenia i spojrzenia na jasną stronę życia.
Początki Monty Pythona sięgają 1968 r., kiedy to scenarzyści piszący dla znanego brytyjskiego komika Davida Frosta, postanowili zgłosić pomysł własnego programu telewizyjnego. Na spotkanie z władzami BBC udali się wtedy John Cleese, Terry Jones, Eric Idle, Graham Chapman, Terry Gilliam i Michael Palin. Jak sami później wspominali, nie potrafili powiedzieć, na czym ich pomysł polegał i co zamierzają przedstawić.
"W 1969 r. przyszliśmy do BBC z pomysłem na program. Szef działu komedii w BBC powiedział: +Powiedzcie mi o waszym show. Jak będzie się nazywało?+. +Eee, no, jeszcze nie mamy nazwy+. +Będą gościnne występy artystów?+. +Yyy, no, nie+. +Czy będzie muzyka?+. +Muzyka? No, yyy, my nie…+" - wspomniał po latach Palin. "To było naprawdę najgorsze przesłuchanie w sprawie o pracę. W końcu on spojrzał na nas i mówi: +Dam wam 13 odcinków, ale nie więcej!+. To było cudowne. Wtedy BBC rządziło w mediach" – dodał komik.
Rozbrajający brak konkretów nie zraził telewizyjnych decydentów, którzy udostępnili im zarówno studio, jak i sprzęt telewizyjny. Sprawy potoczyły się na tyle pomyślnie i szybko, że już 5 października 1969 r. "Latający cyrk Monty Pythona" miał swoją premierę w BBC 1. Co warto podkreślić, pierwsze odcinki oglądalność miały słabą. Dzisiaj zapewne taki program zostałby zdjęty z anteny tym bardziej, że zgromadzona w studiu widownia na prezentowane przez komików żarty reagowała dość chłodno.
"Wystarczyło kilka zwariowanych pomysłów i Terry Gilliam łączył je swoją animacją z kolejnymi szalonymi skeczami. To był strumień świadomości. Siadaliśmy, rozmawialiśmy i wszystko, co wydawało nam się zabawne, zapisywaliśmy. Na szczęście w Monty Pythonie było sześciu autorów, którzy mogli sami odegrać skecze. Byliśmy producentami dowcipów (…) i aktorami. Nie musieliśmy pisać dla kogoś, kto później mówiłby, że nie rozumie, o co w tym chodzi" – wspominał po latach Palin.
Składający się z 45 odcinków serial, przez sześć lat prezentował Brytyjczykom luźno powiązane ze sobą, absurdalne skecze. Komicy często rezygnowali z puenty, urywając scenki w dość niespodziewanych momentach, przenosząc widza w zupełnie inne miejsce. Pewne było jedynie to, że nic nie jest pewne. Sześciu młodych Anglików, absolwentów najlepszych brytyjskich uczelni i jeden Amerykanin (Terry Gilliam), zmieniło oblicze telewizji, kształtując poczucie humoru kilku pokoleń. Takie słynne skecz, jak "Hiszpańska inkwizycja" i "Ministerstwo głupich kroków", weszły do kanonu popkultury.
"Oni nie oszczędzają nikogo. Potrafią śmiać się ze wszystkiego i pokazać to w sposób tak zwariowany, że mnie to odpowiada. Czuję ten klimat" – wyznał w rozmowie z TVP w 1995 r. Tomasz Beksiński, gorący miłośnik grupy i jednocześnie osoba, która tłumaczyła filmy Pythonów na język polski. "Tam bardzo wiele dowcipów zbudowanych jest na specyfice języka angielskiego. Te dwuznaczności czy wieloznaczności po polsku niekoniecznie znaczą to samo" – podkreślił dodając, że z uwagi na te różnice, tłumaczenie Monty Pythona wymagało od niego dużo pracy oraz inwencji własnej.
O grupie Monty Pythona pisano, że zrobiła dla humoru tyle, ile Beatlesi dla muzyki rockowej. W przypadku "Żywotu Briana" słynni The Beatles są bardzo dobrym tropem, a konkretnie jest nim były gitarzysta zespołu George Harrison. Gdyby nie on, film mógłby w ogóle nie powstać. Wytwórnie filmowe po lekturze scenariusza traciły zainteresowanie projektem Pythonów, inaczej niż Harrison, który do tego stopnia chciał pomóc, że założył firmę, nazwał ją HandMade Films i zainwestował w produkcję 4 miliony dolarów.
17 sierpnia 1979 r. film wszedł na ekrany amerykańskich kin i… wywołał lawinowe protesty. W Norwegii premierę przesunięto o rok, w Irlandii pokazano go dopiero po 8 latach. Zaskoczony protestami Cleese żartował nawet, że dzięki nim chrześcijanie po raz pierwszy od 2 tys. lat potrafili się zjednoczyć.
"+Żywot Briana+ jest tak naprawdę filmem bardziej o kinie niż o religii (…) najambitniejszym jak dotąd projektem Pythonów, ale jego inspiracją był bez wątpienia +Monty Python i Święty Graal+, w którym wykorzystano legendy o królu Arturze" – recenzował w 2004 r. ceniony amerykański krytyk Roger Ebert.
Największą bolączką w odbiorze "Żywotu Briana", wydaje się być jego niezrozumienie. "Jeśli jest jakiś problem z podejściem Monty Pythona do komedii, to jest nim to, że czasami jest ono tak brytyjskie, tak przebiegłe i tak oldschoolowe, że nie do końca rozumiemy te żarty" – ocenia Ebert.
Film opowiada o Brianie – synu Żydówki i Rzymianina. Brian, podobnie jak Jezus, przychodzi na świat w stajence w Betlejem i to w tym samym czasie. Omyłkowo zostaje wzięty za samego Mesjasza, co staje się źródłem wielu nieporozumień oraz problemów Briana. Momentami wręcz absurdalnych. Historia jest paralelą Nowego Testamentu. Kończy się sceną ukrzyżowania Briana, który razem z innymi skazańcami śpiewa piosenkę "Always look on the bright side of life" (zawsze patrz na jasną stronę życia).
"Żywot Briana" powstał w dużej mierze w scenografii pozostałej po włosko-brytyjskiej produkcji "Jezus z Nazaretu" (1977) w reż. Franca Zeffirellego, uznawanej przez wielu za najlepszy film religijny. Dzieło Pythonów uchodzi dla kontrastu za najlepszą satyrę w dziejach kina.
"+Żywot Briana+" Monty Pythona jawi się jako zwariowana, dobroduszna satyra, niosąca o wiele więcej humoru i przyjaznej atmosfery niż świętokradczego posmaku" – recenzował Robert Osborne z "The Hollywood Reporter" dodając, że "grupa Pythona w sposób niezwykle dobitny pokazuje nasze wady, niosąc dwa cenne przesłania: myśl samodzielnie i, tak, spójrz na jasną stronę".
Na podobne aspekty zwraca uwagę również Ebert, zdaniem którego "to, co jest ujmujące w Pythonach, to ich dobry humor, ich lekceważenie, ich gotowość do umożliwienia rozwoju sytuacji komicznych poprzez stopniowe gromadzenie małych szaleństw". "+Żywot Briana+ jest tak radośnie nieobraźliwy, że traktowanie go poważnie jest niemal bluźnierstwem" – podsumowuje krytyk.
Kontrowersje, jakie Pythoni niemal pół wieku temu wywołali swoim filmem, trwają do dziś dnia. O ile przed laty zarzucono komikom drwiny z chrześcijaństwa i uderzanie w fundamenty zachodniej cywilizacji, teraz padają oskarżenia o transfobię. Konkretnie chodzi o scenę z "Żywotu Briana", przedstawiającą odgrywanego przez Idle’a postać o imieniu Stan, który oznajmia, że chce być kobietą i zajść w ciążę. Mężczyzna dodaje, by od tej pory nazywać go Lorettą, konkludując przy tym, że prawo do wybrania sobie płci jest "niezbywalnym prawem każdego mężczyzny". O ile wcześniej mało kto zwracał na to uwagę, to obecnie niektóre środowiska określają je jako transfobiczne. Padają nawet sugestie wycięcia tej sceny, czego zdecydowanym przeciwnikiem jest Cleese.
"Mamy tu więc scenę, na którą przez 40 lat nie było żadnej skargi, o której mógłbym słyszeć - i nagle nie możemy jej przedstawić, bo zaczęłaby obrażać ludzi. Co w ogóle można z tego wywnioskować?" - pytał retorycznie komik, który w wywiadzie dla Reutersa dodał, że "wszystko co jest humorystyczne, jest też krytyczne. Ktoś, kto jest perfekcyjnie miły, inteligentny i ułożony, jest nieśmieszny"- podsumował.
Na planie "Żywotu Briana" między Pythonami doszło do sporu o to, kto ma zagrać rolę Briana. Przymierzał się do niej zarówno Chapman, jak i Cleese, który ustąpił dopiero pod naciskiem reszty komików. Poza tym praca na planie przebiegała raczej sprawnie, bez większych sporów, co nie powinno dziwić. Panowie nie tylko dobrze się znali, ale też nie był to pierwszy pełnometrażowy film grupy. W 1971 r. powstał "A teraz coś z zupełnie innej beczki", w którym na nowo nagrali połączone w całość swoje najlepsze skecze, całość wyreżyserował Ian MacNaughton.
Za pierwsze pełnometrażowe dzieło fabularne Pythonów, uznaje się natomiast nagrany cztery lata przed "Żywotem Briana", zrealizowany w podobnej konwencji i nawiązujący do legend arturiańskich obraz "Monty Python i Święty Graal". Reżyserii podjęli się wówczas Terry Jones i Terry Gilliam. Tym razem jednak koncepcja obydwu była na tyle różna, że praca w duecie nie doszła do skutku i za nakręcenie większości materiału "Żywotu Briana" odpowiadał Jones.
"Tej garstce scen, które w końcu nakręciłem – jedną z nich jest przybycie trzech króli do wioski – starałem się nadać epickiego rozmachu. Nie uważam, że było coś nie tak w sposobie, w jaki robił to Terry, chodziło tylko o to, że z założenia kręcił on wszystko jak do telewizji. W rezultacie były takie sceny – zwłaszcza ta z Piłatem, na potrzeby której wybudowaliśmy niedorzecznie bogaty plan filmowy z prostoliniowym rzymskim pomieszczeniem wewnątrz trzypiętrowej żydowskiej chałupy, tak naprawdę niewidoczny na ekranie – w których, w mojej opinii, straciliśmy ważne, efektowne ujęcia" – czytamy w autobiografii zatytułowanej "Gilliamesque. Przedpośmiertna autobiografia".
Reżyser takich przebojów jak "Przygody barona Munchausena" (1988) i "12 małp" (1995), przyznaje na dalszych stronach książki, że koncepcja jego kolegi nie tylko się broni, ale wyszła wręcz wspaniale. "Z perspektywy czasu widzę jednak, że choćbym nie wiem, ile tupał moimi artystycznymi nóżkami i rozprawiał, jak można by go polepszyć, +Żywot Briana+ nie tylko został wyprodukowany, ale wyszedł wręcz wspaniale. W chwilach, gdy przemawia przeze mnie rozsądek, przyznaję nawet, że efekt końcowy stanowi całkiem niezłą równowagę pomiędzy moją wygórowaną ambicją i barokowymi kątami a bardziej praktycznym zmysłem Terry’ego J." – podsumowuje.
Cztery lata później Jones i Gilliam ponownie stanęli razem za kamerą w kolejnej produkcji Pythonów, czyli filmie "Sens życia według Monty Pythona". Podobnie, jak w przypadku "Żywotu Briana" komicy wcielali się w kilka różnych postaci. Obraz w którym komicy soczyście szydzili ze wszystkich i wszystkiego, otrzymał na Festiwalu Filmowym w Cannes w 1983 r. nagrodę Grand Prix za najlepszy film.
Od czasu zakończenia "Latającego cyrku Monty Pythona" w 1974 r. grupa występowała razem jedynie współpracując przy konkretnych projektach. Poszczególni członkowie rozpoczęli solowe kariery, podczas których zdarzały się także współprace pomiędzy niektórymi z nich, jak w przypadku filmu "Rybka zwana Wandą" (1988), w którym wystąpił Cleese i Palin. Kiedy 4 października 1989 r. zmarł Graham Chapman, oznaczało to definitywny kres szans na reaktywację Monty Pythona w pierwotnej formie. W późniejszych latach zdarzały się wspólne występy pozostałych członków grupy, nigdy jednak nie nawiązały one do najlepszych lat Pythonów – grupy, która zmieniła oblicze telewizji i ukształtowała kilka pokoleń. (PAP).
Autor: Mateusz Wyderka
mwd/ aszw/