Gwarancją niezależności mediów publicznych jest to, że Rada Mediów Narodowych będzie nieusuwalna przez 6 lat; dziennikarze mediów publicznych nie mają się czego obawiać: będziemy zatrudniać, a nie zwalniać - mówi PAP wiceminister kultury ds. reformy w mediach Krzysztof Czabański.
PAP: W zeszły piątek, na mocy małej nowelizacji ustawy medialnej zostały zmienione władze mediów publicznych. Czy to realne, że na tym etapie proces zmian w mediach publicznych się zatrzyma i zapowiadana "duża" nowela już nie zostanie uchwalona?
Krzysztof Czabański: Nie ma takiej możliwości, również dlatego, że ostatnia nowelizacja obowiązuje do końca czerwca, po czym traci moc prawną. Ten przepis nie jest przypadkowy. Ma przypominać, że jest to rozwiązanie tymczasowe.
PAP: Do końca czerwca jest już mało czasu.
Krzysztof Czabański: "Dużą" ustawę medialną chcemy procedować w marcu lub kwietniu, jak opracujemy model finansowania. Zwłaszcza, że wtedy w Sejmie będzie rozpatrywane sprawozdanie KRRiT za 2015 r. Sądząc z sytuacji w mediach publicznych, a także ocen politycznych prezydenta i większości parlamentarnej, trudno mi sobie wyobrazić, żeby to sprawozdanie zostało zaakceptowane.
Brak takiej akceptacji oznacza, że zakończy się kadencja obecnych członków KRRiT, a parlament i prezydent wybiorą nowych. Wówczas cała operacja przekształcenia mediów publicznych i odseparowania ich od KRRiT będzie biegła we współpracy i harmonii z samą Krajową Radą, ciałami przedstawicielskimi i nową Radą Mediów Narodowych. To dobry moment, by procedować i uchwalić tzw. dużą ustawę medialną. Niezależnie od kalendarza, nie ma od niej odwrotu.
PAP: Zmiany w mediach wzbudzają niepokój o zachowanie niezależności dziennikarskiej. Organizowane są protesty w jej obronie...
Krzysztof Czabański: Jeżeli obywatele wykazują aktywność i chcą bronić mediów, to ja się bardzo cieszę. Trochę się dziwię, że nie bronili ich przez ostatnie lata. Może dlatego, że były w ich rękach i nie widzieli powodu, żeby ich bronić? Jak musieli dopuścić do głosu trochę innych obywateli, to zaczęło im to przeszkadzać. Nie chcę oceniać indywidualnie. Myślę, że wiele osób przychodziło tam w dobrych zamiarach i intencjach. Wszyscy chcą wolnych mediów, a my chcemy je naprawić.
To Donald Tusk zapowiadał w 2007 r., że media publiczne trzeba mocno osłabić, a jeżeli się uda, to zlikwidować. Taką politykę prowadził poprzedni rząd. My naprawdę ratujemy media na rzecz ludzi, którzy teraz przeciwko nam protestują.
PAP: Co wobec tego z niezależnością dziennikarską? Według Pana media narodowe ją zagwarantują lepiej niż obecne?
Krzysztof Czabański: Głęboko wierzę, że Rada Mediów Narodowych zdoła wykształcić taką barierę, aby media narodowe pod jej kuratelą pracowały rzetelnie, uczciwie i opierały się na profesjonalizmie. Państwo świetnie wiecie, że w regulaminy i statuty można wpisać, co się chce. No i jakoś tak się złożyło, że w ostatnich latach jakiego konkursu by nie ogłosić, to i tak ten konkurs wygrał przedstawiciel PO, SLD lub PSL.
PAP: Projekt ustawy zakłada, że dyrektorzy tych mediów mają być powoływani i odwoływani przez przewodniczącego Rady Mediów Narodowych. Nie przewidziano jednak żadnych kryteriów ich odwoływania. Co w takich warunkach ma gwarantować niezależność i autonomię szefów tych mediów?
Krzysztof Czabański: Niezależność polega na tym, że jeżeli dyrektorzy będą realizowali zadania, to będą bronili się swoją pracą. I mają być niezależni w swojej pracy redakcyjnej. Rozumiem w pytaniu, że chodzi raczej o kadencyjność, a nie niezależność. Zwracam jednak uwagę, że obecnie, choć obowiązuje określona kadencja zarządu, to i tak można go wcześniej odwołać. Tak więc nie kadencyjność jest warunkiem niezależności, ale to, żeby politycy nie wtrącali się w świat mediów, żeby nie próbowali sterować programami.
Krzysztof Czabański: Obecnie KRRiT - która w założeniu ustawowym ma chronić media przed wpływem m.in. polityków i zagwarantować ich niezależność - co roku musi składać sprawozdanie w parlamencie i do prezydenta, i co roku musi uzyskać ich aprobatę. To jest Rada, która corocznie zabiega o aprobatę ze strony świata politycznego. To jest dopiero zależność!
PAP: Jednak projekt zostawia odwołanie dyrektora medium publicznego całkowicie w gestii przewodniczącego i Rady, bez żadnych dodatkowych kryteriów. Czyli będzie go można odwołać np. dlatego, że szef Rady uznał go np. za niesympatycznego?
Krzysztof Czabański: Trudno byłoby wymienić wszystkie możliwe powody odwołania dyrektora. Zwracam uwagę, że Rada Mediów Narodowych, która ma być ciałem powoływanym w trybie dotychczasowego powoływania KRRiT, czyli przez parlament i prezydenta ma się składać z ludzi, którzy znają się na mediach, o dorobku w sferze mediów, kultury.
Kadencja Rady trwa sześć lat i przez ten czas jest ona praktycznie nieodwoływalna. I to jest największa gwarancja dla niezależności poszczególnych mediów publicznych: że Rada, która powołuje władze tych mediów, zatwierdza plany programowe i finansowe, ocenia realizację misji przez te media, jest sama w sobie ciałem niezależnym i nieusuwalnym.
Trzeba zwrócić uwagę, że obecnie KRRiT - która w założeniu ustawowym ma chronić media przed wpływem m.in. polityków i zagwarantować ich niezależność - co roku musi składać sprawozdanie w parlamencie i do prezydenta, i co roku musi uzyskać ich aprobatę. To jest Rada, która corocznie zabiega o aprobatę ze strony świata politycznego. To jest dopiero zależność! Rada Mediów Narodowych nie będzie miała takiego obligu, przez całą kadencję będzie rządziła mediami publicznymi i patrzyła na realizację misji. Oczywiście będzie też przez opinię publiczną rozliczana i oceniana, ale politycy nie będą mogli w nią ingerować. Z kolei KRRiT w przyszłości prawdopodobnie będzie połączona z Urzędem Komunikacji Elektronicznej.
PAP: Ale ten sposób sformułowania przepisu tym bardziej powoduje, że szef każdej z tych instytucji jest na łasce i niełasce przewodniczącego Rady. Jego zwolnienie nie jest obwarowane żadnymi dodatkowymi warunkami.
Krzysztof Czabański: Rozumiem ten głos o wpisanie tego rodzaju kryteriów i przypominam, że rozmawiamy w tej chwili o projekcie, który jest przedmiotem dyskusji z różnymi środowiskami.
PAP: We wcześniejszej rozmowie z PAP mówił Pan, że dla pracowników przejście od obecnych spółek do mediów narodowych odbędzie się płynnie, czyli bez podpisywania nowych umów. Tymczasem projekt ustawy o mediach narodowych przewiduje, że “stosunek pracy (…) wygasa z upływem trzech miesięcy kalendarzowych następujących po dniu ogłoszenia niniejszej ustawy, chyba że do tego czasu strony zawrą umowę przewidującą dalsze trwanie stosunku pracy”. Co się zmieniło?
Krzysztof Czabański: Nic się nie zmieniło. Wszyscy ludzie, którzy w tej chwili są zatrudnieni w mediach publicznych, z automatu przechodzą do nowych mediów narodowych. Ale każda z osób, która przejdzie, będzie musiała dostać pewną propozycję pracy. Trzeba się zastanowić nad wykorzystaniem ich kwalifikacji.
Z tym, że proszę się nie bać. Ja wiem, że z tego się robi taką sytuację, że będą zwolnienia. Nieprawda, będą przyjęcia. Będziemy chcieli zatrudnić w tych mediach fachowców. W tej chwili, zwłaszcza w TVP mamy do czynienia z sytuacją, w której dziennikarze tworzący media są wyrzucani na samozatrudnienie, do firm leasingowych albo zatrudniani na umowy śmieciowe, podczas gdy jednocześnie rozbudowuje się administrację na zasadach normalnych etatów.
Oczywiście nie jest wykluczone, że niektórzy z pracowników, którzy są w tej chwili zatrudnieni, nie dostaną nowych propozycji i wtedy ich stosunek pracy z mocy ustawy wygaśnie. Podobnie było np. przy ustawie warszawskiej, gdy w miejsce wielu gmin powstawała jedna gmina warszawska.
Alternatywą dla takiego rozwiązania byłaby konieczność zwolnień nieprzydatnych pracowników na trochę większą skalę, bo nie chcemy mieć przerostu zatrudnienia. Ale dla wszystkich, których kwalifikacje i praca jest przydatna w mediach publicznych, chcemy stworzyć godziwe warunki pracy.
PAP: Czy jednak sytuacja w telewizji nie jest wymówką, żeby przeprowadzić gruntowną wymianę kadr?
Krzysztof Czabański: Zapewniam, że nikt nie ma zamiaru rozwiązywać wszystkich umów o pracę, bo przecież ktoś musi wykonywać tę pracę. Przecież prezes PAP nie będzie wytwarzał informacji, tylko dziennikarze! Chciałbym jednak zaznaczyć jedną rzecz. Kiedy w 2006 r. przyszedłem do Polskiego Radia, zadziwiło mnie, iż niektórzy pracownicy uważają, że ich posady są dożywotnie albo wręcz dziedziczne. Z taką mentalnością trzeba zerwać. Musimy mieć możliwość ruchów personalnych, a łatwiej jest przyjmować do pracy niż robić zwolnienia.
Media narodowe mają szeroko i ambitnie sformułowane zadania, i jeśli dodamy do tego reformę finansowania, to zyskamy duże i silne finansowo instytucje, które będą poszukiwać pracowników na rynku, a nie się ich pozbywać. To będą duże instytucje, które będą operować głównie w obszarze kultury, polityki historycznej, a stricte polityka będzie tylko naskórkiem tych mediów.
PAP: Projekt nie przewiduje jednak żadnych kryteriów, jakimi dyrektorzy będą kierować się przy weryfikacji pracowników.
Krzysztof Czabański: Przy jakiej weryfikacji? Bardzo proszę nie używać tego słowa. Weryfikacja dziennikarzy w Polsce ma bardzo określoną treść emocjonalną i kojarzy się ze stanem wojennym. Ja sam byłem dziennikarzem wyrzuconym, tzw. niezweryfikowanym i nie życzę sobie, żeby to porównywać do stanu wojennego. Kryteriów, które stosuje się przy przyjmowaniu pracowników do pracy, nie nazywa się weryfikacją, tylko konkursem CV.
PAP: Dobrze, w takim razie, jakie będą kryteria oceny pracowników w ciągu tych przejściowych trzech miesięcy. Projekt nie daje tu żadnych wskazówek. Czy będzie to tylko w gestii dyrektora?
Krzysztof Czabański:To będzie w statutach tych instytucji. W projekcie ustawy będą określone cele, które stoją przed tymi mediami.
PAP: Czy ocenie będzie podlegać także przydatność stanowisk pracy? Czy planowane są jakieś poważniejsze zmiany organizacyjne w poszczególnych instytucjach?
Krzysztof Czabański: To będzie sprawa wewnętrzna kierownictw tych mediów. Nie chcemy zmieniać ustawą struktur mediów.
PAP: PR i TVP dostały nowe kierownictwo. Czy nowi szefowie będą kontynuowali swoją misję po wejściu w życie nowej ustawy? Czy np. Jacek Kurski jest szefem “przejściowym”, czy zostanie także dyrektorem TVP?
Krzysztof Czabański: Nie ma szefów przejściowych. Jacek Kurski został powołany do tego, żeby naprawić TVP i jeżeli się z tego zadania będzie dobrze wywiązywał, jeżeli widzowie zobaczą, że telewizja się poprawia, nie będzie żadnego powodu, żeby go zmienić. A jeżeli będzie robił złą telewizję, to wszystko jedno, czy media będą przekształcone czy nie, to też nie powinien być prezesem, to jest jasne.
PAP: Jedna z piątkowych nominacji ministra skarbu do nowych zarządów mediów, wzbudziła wiele kontrowersji. Chodzi o nominację Marcina Palade do zarządu Polskiego Radia. Pojawiły się zarzuty, że jest on nie tylko prorosyjski, ale wprost proputinowski.
Krzysztof Czabański: Słyszałem o tym poruszeniu, ale nie znam szczegółów. Myślę, że jeżeli argumenty są poważne, to minister skarbu niewątpliwie będzie się nad nimi zastanawiał i wyciągnie z tego wnioski.
Krzysztof Czabański: Głównym argumentem na rzecz drogi podatkowej jest to, że zapewnia najdokładniejszą i najbardziej aktualną bazę obywateli. Ma jednak pewne zasadzki - podatki płaci się raz w roku, co powodowałoby konieczność zapłaty z góry dosyć dużej dla niektórych osób sumy.
PAP: A kiedy możemy się spodziewać powołania, zapowiadanego w projekcie, międzyresortowego zespołu ds. zmian w finansowaniu mediów?
Krzysztof Czabański: W tej chwili na zaproszenie premiera Glińskiego powstaje międzyresortowy zespół ekspertów, a jeszcze w styczniu odbędzie się jego pierwsze spotkanie. Eksperci będą musieli wybrać, czy idziemy drogą składki audiowizualnej związanej z PIT, CIT i KRUS, czy drogą składki pobieranej z rachunkiem za prąd. Do marca-kwietnia powinniśmy mieć opracowany projekt finansowania mediów publicznych, choć w tej chwili trudno przesądzić, jaki będzie miał kształt.
Głównym argumentem na rzecz drogi podatkowej jest to, że zapewnia najdokładniejszą i najbardziej aktualną bazę obywateli. Ma jednak pewne zasadzki - podatki płaci się raz w roku, co powodowałoby konieczność zapłaty z góry dosyć dużej dla niektórych osób sumy. Wiemy, że oba rozwiązania są stosowane w Europie.
Najistotniejszą kwestią związaną z przyszłą składką jest zapewnienie jej powszechności. Nie może być tak jak w tej chwili, że abonament płaci 7,5 proc. obywateli. Publiczne radio i telewizja, choć służą wszystkim, są utrzymywane przez ludzi najczęściej starszych i biedniejszych. To jest głęboko niemoralne.
Opłata będzie na pewno niższa niż dzisiejszy abonament, musi być jednak wystarczająco duża, aby media narodowe nie musiały ścigać się na rynku reklam. Nie znaczy to, że zejdą z rynku reklamowego - tego w najbliższym czasie nie przewidujemy.
PAP: Projekt wyłącza PAP z udziału w Funduszu Mediów Narodowych. Dlaczego?
Krzysztof Czabański: W przyszłości oczywiście PAP będzie beneficjentem tego systemu. Proszę jednak wziąć pod uwagę, że w pewnych zapisach tej ustawy musimy się trochę asekurować na wypadek, gdyby wpływy abonamentowe jeszcze bardziej zmalały niż w tej chwili. Stąd otwieramy pewne furtki dla ratowania mediów audiowizualnych, na czas do wprowadzenia nowej składki. Trzeba mieć świadomość, że składka wejdzie w życie najprawdopodobniej od 1 stycznia 2017 r., a media muszą przeżyć 2016 r.
Postaramy się, żeby to było wcześniej, ale musimy brać pod uwagę procedury parlamentarne, konsultacje społeczne, procedury notyfikacji w Brukseli. Musimy myśleć z zapasem, lub wsadzać w projekt pewne bezpieczniki. Później mogą się one okazać niepotrzebne.
PAP: Rozmowy z Brukselą ws. zmiany finansowania już trwają? Były jakieś wstępne konsultacje?
Krzysztof Czabański: KRRiT swego czasu - jak zapewniał mnie jej przewodniczący Jan Dworak - konsultowała z Brukselą kierunek składki związanej z PIT, CIT i KRUS. KRRiT twierdzi, że ten kierunek zmian był wstępnie akceptowany. Z kolei wariant związany z licznikami elektrycznymi jest stosowany w Czechach. Nie widzę tu więc potencjalnych problemów.
Rozmawiali Robert Czerwiński i Małgorzata Werner-Woś (PAP)
rcze/ mww/ son/