Łączył absurd z realizmem, szyderstwo z sentymentalizmem – powiedział PAP Janusz Głowacki, wspominając zmarłego pisarza i reżysera Tadeusza Konwickiego.
"Kiedy umarł Gustaw Holoubek napisałem, że coś się skończyło, zamknęło w historii teatru. Coś takiego dzieje się teraz w literaturze, wraz z odejściem Tadeusza Konwickiego. Był dla mnie kimś szalenie bliskim i ważnym, wychowywałem się na jego książkach" - powiedział PAP pisarz.
Głowacki przypomniał, że Konwicki mieszkał w malutkim mieszkaniu, tuż obok Nowego Światu. "Kiedy się wychodziło na balkon, widać było Pałac Kultury, któremu wystawił przerażający pomnik w powieści +Wniebowstąpienie+. Łączył absurd z realizmem, szyderstwo z sentymentalizmem. Ostatnio był bardzo samotny – na szczęście przyjechała jego córka, która się nim zajmowała, ale zawsze koło niego było pełno duchów. Duchy z przeszłości, z jego Wileńszczyzny, z jego akowskiej partyzantki, gdy był młodym chłopcem" - wspominał.
"Singer napisał kiedyś, że nie może mieszkać w Nowym Jorku, bo tam się tak dużo dzieje, że nic nie widać. Przeniósł się do Miami. Z tego okna Konwickiego było bardzo dużo widać. Widać było świat, widać było wszystko, co się u nas dzieje. Było to i straszne i śmieszne. Miał piekielne poczucie humoru – jadowite, ale świetne" - podkreślił Głowacki.
Jak ocenił, "Mała Apokalipsa" Konwickiego była niezwykłą książką. "Ta wędrówka przez straszną i śmieszną Warszawę. To była książka wydana w podziemiu, w drugim obiegu, cenzura by nigdy tego nie puściła. Znów było to pomieszanie tragizmu z groteską, kiedy do pisarza-samotnika przychodzą opozycjoniści i sugerują, by podpalił się na znak protestu przeciw przyłączaniu Polski, jako kolejnej republiki, do Związku Radzieckiego. Ta powieść to droga przez absurdalną, straszną, a jednocześnie prawdziwą, Warszawę, w stronę Komitetu Centralnego Partii, przed którym miał się podpalić" - opowiadał.
"+Prowadził+ kiedyś stolik w +Czytelniku+, przy którym także przesiadywałem. Zaczynał mieć wszystkiego dosyć, był coraz bardziej zniechęcony, źle się czuł. Przemykał się ulicami. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że napisze jakąś wspaniałą książkę. Ale już jej nie zdążył, czy nie chciał, napisać. Syn Gustawa Holoubka - Jan Holoubek nakręcił film, w którym Gustaw i Konwicki spacerują po lesie i rozmawiają. W pewnym momencie Konwicki mówi: +nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las+. I ten las został, a on odszedł” - powiedział Głowacki. (PAP)
pj/ agz/ malk/