Arcydzieła impresjonistów z kolekcji sztuki Emila Buehrlego, który zbił majątek na handlu bronią podczas II wojny światowej, prezentowane są w Lozannie od kwietnia. Część z nich ma kontrowersyjne pochodzenie. Wystawa ma trwać do końca października.
Wystawę 54 obrazów zorganizowano w Fundacji Hermitage, gdzie jedną z sal poświęcono na nabytki z czasów II wojny światowej. Pokazywane są obrazy Edouarda Maneta, Paula Cezanne'a, Auguste'a Renoira i Vincenta Van Gogha należące do jednej z ważniejszych kolekcji europejskich, Fundacji E.G. Buehrlego z Zurychu. Obecnie przewodniczy jej wnuk kolekcjonera, Christian Buehrle.
Emil Buehrle (1890-1956) z pochodzenia był Niemcem i - w swoim czasie - najbogatszym Szwajcarem. Do Szwajcarii przybył w 1924 roku, a naturalizował się tam na dwa lata przed wojną. To dzięki niej został multimilionerem - handlował bronią, m.in. słynnymi działkami automatycznymi 20 mm Oerlikon.
Do upadku Francji firma Oerlikon-Buehrle sprzedała znaczną liczbę takich działek krajom alianckim, po czym przemyciła ich plany do Wielkiej Brytanii i USA. Od czerwca 1940 do września 1944 roku dostarczała broń Wehrmachtowi. W ten sposób Buehrle powiększył swój majątek ze 140 tys. franków szwajcarskich do 127 mln.
Większość dzieł kupił w latach 1951-1956, ale zaczątkiem kolekcji było ok. 100 płócien, które nabył w okupowanym Paryżu. Z tych pierwszych zakupów 13 okazało się zrabowaną własnością żydowską i Buehrle musiał zwrócić je na mocy werdyktu Trybunału Federacyjnego - najwyższej instancji sądowej w Szwajcarii.
Dyskusja o pochodzeniu kolekcji rozpoczęła się w 2015 roku od publikacji "Czarnej księgi Buehrlego" napisanej wspólnie przez dziennikarza i historyka. Jej autorzy uważają, że pojęcie grabieży powinno mieć zastosowanie do „wszystkich transakcji, które nie mogłyby zostać zawarte, gdyby naziści nie byli u władzy. Do tego należałoby włączyć dzieła sprzedawane w Szwajcarii przez Żydów zmuszonych do ucieczki". Według jednego z autorów przyjęcie takiej koncepcji równałoby się uznaniu, że duża część kolekcji Buehrlego jest nieuczciwie nabyta.
Pochodzenie kolekcji, którą w 1956 roku przejął jego syn Dieter, zuryski przemysłowiec, od dawna wywoływało w dyskusje w szwajcarskich mediach, a jej właścicieli nazywano bezwzględnymi handlarzami bronią.
Emil Buehrle był namiętnym zbieraczem. Doskonale pokazuje to katalog wystawy, w którym opublikowano po raz pierwszy indeks z 633 dziełami nabytymi przez przemysłowca, zawierający nazwiska sprzedających i zapłacone przez niego ceny. Buehrle kochał przede wszystkim francuskich impresjonistów - Renoira, Pisarra, Degasa, Sisleya, Moneta i postimpresjonistów - Cezanne'a i Van Gogha.
Kupił również dziewięć obrazów zrabowanych, wśród których był sprzedany mu przez znanego francuskiego marchanda Paula Rosenberga obraz Jean-Baptiste Camille'a Corota "Czytająca".
W Lozannie pokazywane są m.in. "Maki na polu koło Vetheuil" Moneta z ok. 1879 roku, "Chłopiec w czerwonej kamizelce" Cezanne'a, "Siewca o zachodzie słońca" z 1888 roku van Gogha, "Portret Irene Cahen d'Anvers" z 1880 roku Renoira.
Dyskusja o pochodzeniu kolekcji rozpoczęła się w 2015 roku od publikacji "Czarnej księgi Buehrlego" napisanej wspólnie przez dziennikarza i historyka. Jej autorzy uważają, że pojęcie grabieży powinno mieć zastosowanie do „wszystkich transakcji, które nie mogłyby zostać zawarte, gdyby naziści nie byli u władzy. Do tego należałoby włączyć dzieła sprzedawane w Szwajcarii przez Żydów zmuszonych do ucieczki". Według jednego z autorów przyjęcie takiej koncepcji równałoby się uznaniu, że duża część kolekcji Buehrlego jest nieuczciwie nabyta.
Dopiero "czarna księga" sprawiła, że kolekcja Buehrlego przekroczyła barierę rozgłosu. Jej siedzibą był aneks do dawnej rezydencji przemysłowca, skąd w 2010 roku skradziono cztery obrazy, m.in. Cezanne'a, które jednak szybko zostały odnalezione.
W Lozannie poświecono również miejsce na dokumenty archiwalne, pomagające zrozumieć pochodzenie prac. "Muzeum nie jest sądem, ale miejscem pamięci, i nie można karać obrazów z powodu ich przeszłości" - zaznacza Sylvie Wuhrmann, dyrektor Fundacji Hermitage. "Jako instytucja pełnimy rolę dydaktyczną, chcemy uwrażliwić publiczność na pojęcie sztuki zagrabionej i zwrócić uwagę na niekiedy skomplikowane losy niektórych arcydzieł" - dodaje.
Z Lozanny wystawa pojedzie jeszcze do Japonii, a około 2020 roku zostanie umieszczona w nowym skrzydle wielkiego muzeum Kunsthaus w Zurychu.
Monika Klimowska (PAP)
klm/ mc/