Znakomity ostatnio jazz brytyjski, Amerykanie: John Scofield, Jack DeJohnette, John Medeski, Scott Colley z formacji Hudson oraz Leszek Możdżer to atuty festiwalu - powiedział PAP Mariusz Adamiak, szef Warsaw Summer Jazz Days.
PAP: Czego nie wolno przegapić na tegorocznym Warsaw Summer Jazz Days?
Mariusz Adamiak: Brytyjski jazz jest ostatnio uznawany za najlepszy w Europie; festiwal rozpoczynają więc londyńczycy - free jazzowy duet na saksofon i perkusję Binker Golding i Moses Boyd. To młodzi, świetni muzycy, którzy przebojem wdarli się do głównego nurtu jazzu ze swoimi brzmieniami hip hopu, elektroniki i jazzu. Ich muzyka to jakby żywe echo późnych dokonań Coltrane’a oraz Deweya Redmana i Charlesa Lloyda z przełomu lat 60-tych i 70-tych.
Pozostając przy Brytyjczykach, to podczas pierwszego wieczoru wystąpi również Django Bates. Gra na fortepianie i klawiszach oraz rogu tenorowym. Swego czasu opisywano go jako jednego z najbardziej utalentowanych muzyków Wielkiej Brytanii; jest znakomity w rozmaitych gatunkach jazzu takich jak bebop, free jazz aż po jazz-rockową syntezę. W trzecim secie publiczność usłyszy sextet Vijay'a Iyera, o którym brytyjski "Guardian" napisał, jest on jednym z najbardziej twórczych pianistów jazzowych nowej generacji.
PAP: Ale obok Brytyjczyków - jak pan wspomniał - koniecznie trzeba przyjść i posłuchać grupy Hudson?
Mariusz Adamiak: Tak naprawdę to ich wymieniam na początku, chociaż wystąpią dopiero na końcu festiwalu. Ale będzie to wielki finał. Hudson Project to supergrupa - grają w niej same tuzy światowego jazzu, czyli Jack DeJohnette, John Scofield, John Medeski i Larry Grenadier, którego tym razem zastąpi basista Scott Colley. Zespół po raz pierwszy wystąpił razem na Woodstock Jazz Festival w 2014 roku i to ich spotkanie prawie od razu zaowocowało płytą pt. "Hudson". Nazwę kwartet zawdzięcza rzece Hudson, w której pobliżu zresztą znajduje się Woodstock.
Lider John Scofield to innowator i legenda gitary jazzowej. W latach 70-tych grywał z takimi muzykami jak Charles Mingus, Chet Baker i Gerry Mulligan. Scofield, podobnie jak DeJohnette grał u Milesa Davisa. Nagrał ponad 40 płyt pod własnym nazwiskiem. Wiele z nich to jazzowe klasyki. Lista muzyków, u których grał jako sideman, jest długa jak rzeka Hudson. Wśród nich takie legendy jazzu jak Herbie Hancock, Pat Metheny, Dave Holland, Joe Henderson i Charlie Haden. Ten trzykrotny zdobywca Grammy uważa, że dzisiaj gra częściej i lepiej niż kiedykolwiek.
Z kolei Jack DeJohnette to również wielka osobistość jazzu; zaczynał w latach 60-tych na free jazzowej scenie chicagowskiej od grania z czołowymi muzykami ruchu AACM - Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Kreatywnych Muzyków. Po przeprowadzce do Nowego Jorku pracował m.in. z Charlesem Lloydem i Sun Ra. Muzyka, którą Jack gra od tamtego czasu to połączenie całej gamy elementów, stylów i gatunków – od free jazzu, funku i rocka po klasyczny mainstream. Jest jeszcze w "Hudsonie" John Medeski pianista i kompozytor jazzowy - znakomity na organach Hammonda i instrumentach klawiszowych. Ten weteran nowojorskiej awangardy jazzowej wraz z basistą Scottem Colley'em - również nowojorczykiem - dopełniają skład formacji. Będzie elektryzująco i niebanalnie, warto posłuchać.
PAP: Dla niektórych bywalców WSJD creme de la creme festiwalu może stanowić koncert Brada Melhdau czy występ Leszka Możdżera...
Mariusz Adamiak: Oczywiście. Ważne, żeby jazz był najlepszy i najnowszy - to moja dewiza festiwalu. W programie festiwalu mamy twórców znanych i uznanych, jak też i tych, którzy na szerszą uwagę zasługują. Brad Melhdau jest wybitnym pianistą; nagrywa i występuje od wczesnych lat 90-tych. A co do Leszka Możdżera to jego projekt wzbudza tak duże zainteresowanie, że już wiem, że mamy nadkomplet na jego koncercie. Możdżerowi towarzyszyć będą trębacz Ambrose Akinmusire, Bodek Janke na bębnach oraz basista Vladimir Volkov.
PAP: Tradycyjnie koncerty Warsaw Summer Jazz Days odbywały się w czerwcu, od niedawna festiwal przesunął się w głąb lata. Czy nie obawia się pan, że festiwal odbywać się będzie bez warszawskiej publiczności, która wyjedzie na wakacje?
Mariusz Adamiak: Zupełnie się tego nie obawiam. Od kilku lat na początku lipca organizujemy festiwal i publiczność raczej dopisuje. Nikt nie ma wakacji przez dwa miesiące za wyjątkiem dzieci. A rodzice, którzy wywieźli dzieci na wakacje, znowu są w mieście i mają wreszcie czas dla siebie. A jeśli są fanami jazzu to przychodzą na nasz festiwal.
PAP: Wszystkie koncerty odbywają się w klubie Stodoła. Trochę szkoda klimatu Sali Kongresowej, która tak imponowała gwiazdom światowej muzyki.
Mariusz Adamiak: Sala Kongresowa, jak już się zakończy remont, będzie liczyła około 2700 miejsc. Zapełnić publicznością taką przestrzeń nie jest łatwo; trzeba przyciągnąć słuchaczy największymi nazwiskami artystów, niekiedy tymi samymi po kilka razy. A nam chodzi o to, żeby pokazywać różne zjawiska w jazzie;, nie mówiąc już o prezentacji młodych - 7 lipca na przykład odbędą się dwa sety laureatów Debiutu Fonograficznego Instytutu Muzyki i Tańca. I klub Stodoła jest znakomitym miejscem na takie granie. Oczywiście Warszawie - stolicy brakuje sali koncertowej z prawdziwego zdarzenia.
A Stodoła - od samego początku stanowiła centrum warszawskiego życia jazzowego. Odbyły się tutaj trzy pierwsze edycje Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Jazzowej "Jazz Jamboree". Z klubem związane były znane zespoły jazzowe: Big Band "Stodoła", Hagaw, Old Timers, Gold Washboard, Storyville Jazz Band czy Vistula River Brass Band. To miejsce przesycone jest jazzową atmosferą, i to od lat!
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
Szczegółowy program Międzynarodowego Festiwalu Warsaw Summer Jazz Days 2018, który trwa od 5 do 8 lipca - na stronie adamiakjazz.pl
abe/ pat/