Na widok przechadzającego się aleją Feliksa Nowowiejskiego maszyniści zatrzymywali tramwaje i wołali: Cześć mistrzu! Cześć pieśni! – mówi wnuczka kompozytora Bogna Nowowiejska-Bielawska. W rozmowie z PAP opowiada o życiu artysty w jego poznańskiej „Willi Wśród Róż”.
Feliks Nowowiejski urodził się 7 lutego 1877 r. w Barczewie niedaleko Olsztyna. W tym roku obchodzona jest 140. rocznica jego urodzin.
Nowowiejski kształcił się muzycznie w Berlinie i Ratyzbonie. W 1909 r. osiadł w Krakowie, gdzie był dyrektorem artystycznym Towarzystwa Muzycznego. Po I wojnie światowej zamieszkał w Poznaniu i włączył się w nurt odradzającego się życia kulturalnego miasta. Od 1920 r. był wykładowcą w Państwowym Konserwatorium w Poznaniu, gdzie prowadził klasę organów i dyrygował orkiestrą. Wśród jego najwybitniejszych dzieł są m.in. marsz "Pod sztandarem pokoju", oratorium "Powrót syna marnotrawnego", uwertura "Swaty polskie", "Poematy symfoniczne", oratorium "Quo vadis", pieśń "Marsylianka wielkopolska", utwory organowe i fortepianowe oraz liczne utwory wokalne i chóralne (w tym ok. 600 pieśni). Feliks Nowowiejski zmarł 18 stycznia 1946 r. w Poznaniu.
PAP: Jaki jest Pani ulubiony utwór dziadka, Feliksa Nowowiejskiego?
Bogna Nowowiejska-Bielawska: To naprawdę trudne pytanie. Jestem organistką z wykształcenia, skończyłam Akademię Muzyczną w klasie organów, dlatego najlepiej znam tę literaturę i stąd moim ulubionym utworem, który najczęściej wykonuję jest 4. Koncert Organowy. Ale mam też swój ulubiony utwór chóralny dziadka, czyli psalm 136 „Ojczyzna”, a z utworów orkiestrowych – balet „Król Wichrów”. Mam też oczywiście swoją ulubioną kompozycję fortepianową – Walc ze zbioru „Tańce polskie i klasyczne” napisany przez 10-letniego Feliksa Nowowiejskiego. To właśnie na podstawie tego zbioru dostał się do szkoły muzycznej w Świętej Lipce, mimo że przyjmowano tam dopiero 12-letnich chłopców…
PAP: Nie ma wśród tych ulubionych utworów „Legendy Bałtyku”? Podobno to właśnie na cześć głównej bohaterki otrzymała Pani na imię Bogna.
B.N.-B.: Tak, to prawda, na cześć głównej bohaterki tej opery. Faktycznie jest to dzieło bardzo szczególne dla mnie, mimo, że „Legendę Bałtyku” miałam okazję słyszeć raz, w wersji estradowej, w 2011 roku w Polskim Radiu. Z „Legendą” jest jednak pewien kłopot. Po jej premierze w 1924 r. Feliks Nowowiejski niejednokrotnie zmieniał zawartość muzyczną dzieła; ciągle był niezadowolony z jego ostatecznej wersji, więc tych wersji jest co najmniej kilka. W tym roku opera ma zostać wydana drukiem i obecnie trwają starania by dotrzeć do tej wersji, która w największym stopniu została zaakceptowana przez kompozytora, co nie jest łatwe, szczególnie po tylu latach.
PAP: Czy kompozycje własnego dziadka, a zarazem przecież wybitnego kompozytora, gra się w jakiś szczególny sposób?
B.N.-B.: Jeśli chodzi o utwory organowe to wiele kompozycji ma charakter programowo-biograficzny. Wiele utworów jest związanych z miejscami, w których bywał, w których grał jako organista, o czym mówią tytuły i podtytuły. Wykonywanie utworów organowych jest też takim podążaniem drogą życia Feliksa Nowowiejskiego. Oczywiście wykonywanie utworów własnego dziadka wiąże się ze szczególnym wzruszeniem i emocjami. Myślę, że dobrze rozumiem jego kompozycje; ich przekaz, programowość. Zgadzam się z każdą zapisaną nutą.
PAP: Co Feliksa Nowowiejskiego przyciągnęło do Poznania? Mówi się, że kompozytor uważał, że to było wówczas „najpiękniejsze i najczystsze miasto”.
B.N.-B.: Feliks Nowowiejski szukał ośrodka, w którym mógłby najlepiej się rozwijać jako kompozytor. Kraków był specyficzny, nie za bardzo go tam lubiano. W Krakowie Nowowiejski był dyrektorem Towarzystwa Muzycznego, a o to stanowisko ubiegał się wówczas także muzykolog Zdzisław Jachimecki – kiedy mu się to nie udało, zaczął „szkodzić” kompozytorowi. Poznań natomiast był jednym z najprężniej działających ośrodków. Tutaj Feliks otrzymał propozycje objęcia klasy organów w Akademii Muzycznej, czyli otrzymał pracę. Tu też działało kilka dobrych orkiestr, chórów i miał nadzieję na wykonywanie przez nie jego utworów.
Lata poznańskie wiążą się też chyba z najszczęśliwszym okresem w życiu prywatnym, rodzinnym Feliksa Nowowiejskiego. Tutaj urodził się jego najmłodszy syn Jan, mój ojciec. Początkowo rodzina mieszkała na Łazarzu, przy ulicy Wyspiańskiego. Następnie w Piątkowie, które wtedy jeszcze do Poznania nie należało, aż w 1929 r. zakończono budowę tego domu, „Willi Wśród Róż”, i wtedy rodzina przeprowadziła się właśnie tutaj. Poznański okres w jego życiu był też niezwykle twórczy. To tu powstały symfonie, wiele kompozycji organowych. To tutaj odbyły się premiery „Legendy Bałtyku”, baletu „Malowanki ludowe”, a 20-tysięczny chór wykonał Psalm 136 „Ojczyzna” z okazji otwarcia Powszechnej Wystawy Krajowej (PeWuKa) i Wszechsłowiańskiego Zjazdu Śpiewaczego.
PAP: Jak wyglądało takie zwyczajne, codzienne życie kompozytora w Poznaniu?
B.N.-B.: Feliks Nowowiejski miał przede wszystkim ściśle określony rytm dnia. Wstawał wcześnie rano, komponowanie rozpoczynał punktualnie o 9.00 i procował do godz. 12. Później wychodził do tzw. miasta, czyli do centrum, aby spotkać się w kawiarni przy ul. Fredry. Bardzo lubił rozmawiać, spotykać się z dyrygentami, artystami, dziennikarzami i omawiać kolejne koncerty. Zabiegał też, żeby istnieć w prasie – był nie tylko kompozytorem, ale i swoim własnym managerem. Około godziny 14. wracał do domu na obiad i od 16. do wieczora ponownie komponował. Mimo tego ściśle ustalonego harmonogramu zdarzało się jednak, że w jakimś przypływie chwili wyciągał z kieszeni kartkę i pisał na niej pięciolinię, po czym zapisywał na niej utwór – tak było choćby z muzyką do „Roty” Marii Konopnickiej.
Wstawał wcześnie rano, komponowanie rozpoczynał punktualnie o 9.00 i procował do godz. 12. Później wychodził do tzw. miasta, czyli do centrum, aby spotkać się w kawiarni przy ul. Fredry. Bardzo lubił rozmawiać, spotykać się z dyrygentami, artystami, dziennikarzami i omawiać kolejne koncerty. Zabiegał też, żeby istnieć w prasie – był nie tylko kompozytorem, ale i swoim własnym managerem.
PAP: Mówi się, że każdy artysta ma jakieś swoje małe „dziwactwa”. Czy Feliks Nowowiejski też je posiadał?
B.N.-B.: Nowowiejski był człowiekiem z jednej strony bardzo dbającym o swoje interesy, ale i bujał w obłokach. Zdarzało się podobno, że zakładał buty nie do pary, albo zabierał parasol w słoneczny dzień, a w deszczowy zostawiał go w domu. Nowowiejski był nie tylko bardzo znaną postacią, ale i niezwykle barwną i lubianą osobą w Poznaniu. Na widok przechadzającego się aleją Feliksa Nowowiejskiego maszyniści zatrzymywali tramwaje i wołali: Cześć mistrzu! Cześć pieśni! Nieraz, mimo tego, że nie było przystanku w danym miejscu, otwierały się drzwi i mógł wejść do tramwaju. Nie był też np. związany jako organista z żadnym kościołem, natomiast lubił bywać w różnych miejscach na niedzielnych mszach. Zazwyczaj zawiedziony grą organisty w kościele potrafił go zepchnąć z ławki i sam improwizował. Osobą, która stała na straży jego kariery i rozwoju była jego żona, która nie tylko zajmowała się domem, ale była też jego sekretarką, przepisywała nuty i pisała listy.
W „Willi Wśród Róż” spotykali się też bardzo często artyści np. po premierze w Teatrze Wielkim czy po koncercie w filharmonii. Bywała tu też ówczesna elita miasta. Omawiali wieczór, odbywały się także koncerty promujące młodych artystów, na czym zależało Nowowiejskiemu, ponieważ chciał, by młodzi muzycy mogli zaprezentować swoje umiejętności. W swoim domu Nowowiejski prowadził także lekcje kompozycji, bywali tu też inni kompozytorzy, jak choćby np. Bolesław Wallek-Walewski. Już po śmierci Feliksa tradycje koncertów salonowych kontynuowała jego żona i synowie: Feliks, Kazimierz, Adam i Jan. Przyjeżdżali tu znakomici artyści, również laureaci konkursów Chopinowskich. Tradycja takich koncertów salonowych kontynuowana jest do dzisiaj w tym samym salonie, który niewiele różni się od tego, w którym grywał sam Feliks Nowowiejski.
Nowowiejski był nie tylko bardzo znaną postacią, ale i niezwykle barwną i lubianą osobą w Poznaniu. Na widok przechadzającego się aleją Feliksa Nowowiejskiego maszyniści zatrzymywali tramwaje i wołali: Cześć mistrzu! Cześć pieśni! Nieraz, mimo tego, że nie było przystanku w danym miejscu, otwierały się drzwi i mógł wejść do tramwaju.
PAP: Kompozytor ceniony był nie tylko przez elity, ale i zwykłych mieszkańców miasta: pisywał dla kolejarzy, robotników, i to niekoniecznie zawsze za jakieś pieniądze. Czy to prawda, że za utwór płacono mu np. ziemniakami?
B.N.-B: Trzeba pamiętać, że Feliks Nowowiejski miał dużą rodzinę, pięcioro dzieci. Jego córeczka Wanda zmarła w wieku 3 lat, ale pozostało mu na utrzymaniu przecież 4 synów i żona. Musiał więc komponować nie tylko bardzo ambitne dzieła wykonywane w wielkich salach koncertowych, ale także i takie dla orkiestr amatorskich czy chórów. Jedną z takich najbardziej znanych anegdot jest ta związana z utworem dla orkiestry wojskowej. Zamawiający ustalił z kompozytorem, że wojsko przyśle wóz gnoju do ogrodu, do użyźnienia ziemi. Nowowiejski przesłał im kompozycję, ale okazało się, że mają pretensje, bo jest za krótka. Na to kompozytor wykrzyknął wzburzony: za kupę gnoju mam im całą symfonię skomponować?!
Nowowiejski stworzył wiele utworów dla takich właśnie zespołów amatorskich, głównie po prostu dla pieniędzy, żeby mieć za co żyć. To jednak powoduje, że te naprawdę ambitne kompozycje są trochę zapomniane i sam Nowowiejski stał się zapomnianym kompozytorem.
PAP: Pani zadaniem Feliks Nowowiejski jako kompozytor nadal nie jest odpowiednio doceniony przez Polaków? Większość kojarzy go zapewne jedynie z „Rotą”…
B.N.-B.: Nowowiejski najczęściej kojarzony jest z „Rotą” - i słusznie. Ale to nie jest jedyny trop. Poematy symfoniczne, dzieła baletowe, sceniczne, koncerty instrumentalne, twórczość organowa, symfonie – to są te utwory, które są tak naprawdę wizytówką Kompozytora. Pod koniec 2016 r. została wydana Teka Kompozytorska Nowowiejskiego zawierająca 750 kompozycji, co jest kolejnym krokiem milowym do odkrywania jego twórczości. Wciąż są jednak odkrywane nowe rzeczy, niewykluczone więc, że teka zostanie poszerzona o jeszcze inne tytuły. Cieszę się także, że rok 2016 był Rokiem Nowowiejskiego, a i obecnie wiele projektów poświęconych jemu jest kontynuowanych.
Lata Polski Ludowej nie sprzyjały kompozytorowi i jego twórczości, która była wręcz negowana. Jego synowie bardzo starali się żeby te dzieła były jak najczęściej wykonywane. W dobrej wierze dokonali wielu skrótów czy przeróbek, ich zdaniem pomocnych, żeby te utwory były trochę łatwiejsze dla wykonawców. Zmienili tytuły na ich zdaniem bardziej nośne, marketingowe. Teraz docieramy do źródła i staramy się to odkręcić, co nie zawsze jest łatwe, bo zmiany były dokonywane na rękopisach. Dla innych polskich kompozytorów historia była po prostu łaskawsza.
PAP: A jak to jest z mieszkańcami Poznania, czy oni wiedzą o Nowowiejskim coś więcej?
B.N.-B.: Sama kiedyś przeprowadziłam sondę z mieszkańcami ulicy Feliksa Nowowiejskiego w Poznaniu. Niestety Feliksa - zwykle kojarzyli jedynie z Dzierżyńskim (śmiech). Tylko jedna czy dwie osoby powiedziały, że to kompozytor.
PAP: Nowowiejski otrzymał tytuł szambelana papieskiego. Rzeczywiście był tak bardzo wierzącym człowiekiem?
B.N.-B.: Religijność wyniósł z domu. Pochodził z bardzo wierzącej, tradycyjnej rodziny. Miał dziesięcioro rodzeństwa i bardzo szybko zaczął zarabiać, aby pomóc rodzicom. Silny charakter, kształtowany już od dzieciństwa, bardzo pomógł mu później w budowaniu kariery, w dążeniu do określonych, wyznaczonych sobie samemu celów. Jego twórczość jest w dużej mierze twórczością religijną, czy o charakterze religijnym. Zresztą właśnie za kompozycje religijne otrzymał tytuł szambelana papieskiego z rąk papieża Piusa XI. W stroju szambelana został także pochowany na poznańskiej Skałce.
Nowowiejski był także świeckim zakonnikiem zakonu Franciszkanów, a przez swoich synów nazywany był „Ojcem Aniołem”, bo był bardzo łagodny i miał pogodne usposobienie. Podobno po swoich koncertach słysząc oklaski wskazywał na niebo i mawiał, że to nie tylko jego zasługa, że talent dostał od Boga. Religijność towarzyszyła mu też w normalnym życiu. Aby wychować dzieci w takim duchu polskości, patriotyzmu, zdecydował się zamieszkać w Polsce, choć planował już wyjechać do Paryża, rozważał też nawet Nowy Jork, czy Lipsk – a wybrał właśnie Poznań.
Rozmawiała Anna Jowsa (PAP)
ajw/ pat/