Zawieranie umów o dzieło za dyrygowanie, dzięki którym dyrektor Opery Wrocławskiej zarabiał miesięcznie dodatkowo 26 tys. zł – to jeden z zarzutów niegospodarności wskazanych przez NIK. Dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski twierdzi, że miał na to zgodę przełożonych.
W protokole pokontrolnym NIK podała, że w 2017 r. dyrektor opery zarobił 439,2 tys. zł. Jego wynagrodzenie podstawowe wyniosło ponad 158 tys. zł, a za dyrygowanie w kierowanej przez siebie placówce dostał dodatkowo 315 tys zł. Według NIK zlecanie mu tych prac poprzedzone było zgodą Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego, który jest organem prowadzącym dla Opery Wrocławskiej.
Dyrektor opery Marcin Nałęcz-Niesiołowski poinformował w piątek na konferencji prasowej, że dyrygował orkiestrą w 70 ze 163 spektakli operowych i baletowych, które odbyły się w 2017 r. Instytucja zatrudnia etatowo dwóch innych dyrygentów, ale korzystała też z usług innych dyrygentów, z którymi zawierała umowy o dzieło.
"Moja umowa o pracę określa warunki wynagrodzenia w kwocie 8 tys. zł płacy zasadniczej oraz 4 tys. zł dodatku funkcyjnego, jak i prawa do zawarcia umowy o dzieło na kierownictwo muzyczne i dyrygowanie. Proszę jednak nie podawać w mediach, że zawierałem te umowy o dzieło sam ze sobą. Nigdy tego nie zrobiłem. Robiłem to jako artysta z operą" - powiedział Nałęcz-Niesiołowski.
Dodał, że zgodnie ze statutem instytucji, operę reprezentowała jako pełnomocnik główna księgowa oraz zastępca dyrektora, ale najpierw zgodę na taką umowę wydawał organ prowadzący, czyli zarząd Województwa Dolnośląskiego.
W ocenie NIK powierzanie dyrektorowi dyrygowania orkiestrą na tak dużą skalę było działaniem niegospodarnym. Jak uznali kontrolerzy, co miesiąc dyrektor dostawał bowiem dodatkowo ponad 26 tys. zł. Według ich wyliczeń za te pieniądze można było zatrudnić czterech dyrygentów na umowę o pracę. NIK także kwestionuje sam rodzaj umowy o dzieło, bo ocenił że dyrygowanie nie jest dziełem.
Wrocławska delegatura NIK kontrolowała Operę Wrocławską pod kątem wykorzystania dotacji z budżetu państwa w 2017 r. W protokole pokontrolnym NIK oceniła negatywnie wykorzystanie przez tę instytucję dotacji podmiotowej oraz dotacji celowych przyznanych na łączną kwotę ponad 36 mln zł. W wystąpieniu pokontrolnym napisano, że szczegółową kontrolą objęto m.in. wydatki w wysokości ponad 474 tys. zł, które w ocenie NIK nie były objęte skutecznym nadzorem.
NIK ma zastrzeżenia do dodatkowego wynagrodzenia dyrektora opery z tytułu autorskich umów o dzieło na 90 tys. zł oraz do powierzenia mu opisanego już "licznego dyrygowania orkiestrą w ramach umów cywilnoprawnych o łącznej wartości 315,2 tys zł, co stanowiło ok. 200 proc. wynagrodzenia z tytułu umowy o pracę". Zastrzeżenia NIK dotyczą także rozliczenia dotacji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w wys. ponad 30 tys zł na koncert "W stronę Niepodległej" i wielu innych nieprawidłowości. Opera zwróciła 30 tys. zł resortowi kultury.
Pełnomocnik dyrektora opery mec. Arkadiusz Skrobich ocenił, że NIK "tendencyjnie koncentruje się na wynagrodzeniu dyrektora i nie ma pojęcia, jak działają instytucje kultury w Polsce". Dla przykładu wymienił wynagrodzenia za dyrygowanie w innych operach, które wahają się od 5 do 21 tys. zł za spektakl.
Według prawnika kontrola NIK formalnie jeszcze się nie zakończyła, ponieważ wystąpienie pokontrolne zostało wadliwie doręczone. Dostarczono je pełnomocnikowi dyrektora, a nie jemu osobiście. "Wystąpiliśmy z zastrzeżeniami, ale nie zostały one przyjęte przez NIK. Mamy opinię prawną, że nieprzyjęcie naszych zastrzeżeń jest nieprawidłowe" - powiedział mecenas.
Zdaniem dyrektora Nałęcza-Niesiołowskiego, jeśli sprawa trafi do regionalnej izby obrachunkowej lub prokuratury będzie szansa na jej wyjaśnienie. "Taka jest droga formalna i jeśli sprawa trafi do RIO lub prokuratury to wreszcie będzie to sposób, by można było to ocenić" - powiedział dyrektor.(PAP)
autor: Roman Skiba
ros/ agz/