Marmurowa tablica w kształcie gitary upamiętniająca pierwszy koncert rock’n’rollowy w Polsce odsłonięta zostanie w poniedziałek na budynku "Rudego Kota" w Gdańsku. W tym legendarnym niegdyś klubie 55 lat temu zagrał zespół Rhythm&Blues.
Jak poinformował PAP rzecznik prasowy Fundacji Gdańskiej Michał Brandt obchody 55-lecia polskiego rock'n'rolla rozpocznie happening: na rondzie przy pomniku Króla Jana III Sobieskiego jeździć będzie czerwony cadillac z 1959 r., którego pasażerowie słuchać będą głośno rock’n’rollowych piosenek. Delektowanie się zabronioną muzyką powstrzymają jednak funkcjonariusze z milicyjnej "nyski". Po tej inscenizacji na fasadzie "Rudego Kota" odsłonięta zostanie pamiątkowa tablica.
Michał Szulta z Fundacji Sopockie Korzenie, zajmującej się historią rocka w Polsce, powiedział PAP, że na uroczystość odsłonięcia tablicy zaproszono kilkudziesięciu muzyków i osób związanych ze sceną muzyczną m.in. Wojciecha Kordę, Jerzego Skrzypczyka, Grzegorza Skawińskiego, Waldemara Tkaczyka, Jerzego Koselę, Krzysztofa Skibę, Jarka Janiszewskiego, Sławomira Łosowskiego, Marka Piekarczyka, Marka Karewicza i Marcina Jacobsona.
Koncert Rhythm&Blues w "Rudym Kocie" 50 lat temu okazał się prawdziwą sensacją dla publiczności. Muzycy zagrali wówczas piosenki m.in. z repertuaru Billa Haleya, Elvisa Presleya i Tommy'ego Steele'a. Grupa wielokrotnie bisowała, a występ wywołał entuzjastyczne reakcje w prasie.
Organizatorzy liczą też na obecność, mieszkającego w Gdyni, 92-letniego Franciszka Walickiego, zwanego "ojcem chrzestnym polskiego rocka". W 1956 r. współorganizował on w Sopocie pierwszy w Polsce Festiwal Muzyki Jazzowej. Trzy lata później stworzył w Gdańsku pierwszy polski zespół rockowy Rhythm&Blues, a później zespoły Czerwono-Czarni i Niebiesko-Czarni.
Okolicznościowa tablica informująca o pierwszym koncercie zespołu rockowego w Polsce miała zawisnąć na ścianie "Rudego Kotego" już pięć lat temu w 50. rocznicę występu Rhythm&Blues. "Jak to w tym kraju bywa, niestety, nie wszystko udaje się dopiąć do końca. Do zawieszenia tablicy nie doszło wtedy z powodu konfliktu między władzami Gdańska a operatorem budynku. Ślad po niej zaginął i nikt się tym nie interesował. W końcu tablicę udało się odnaleźć w idealnym stanie w magazynie i tym razem na pewno zostanie odsłonięta" - powiedział Szulta.
Po odsłonięciu tablicy zaproszeni goście wezmą udział w Ratuszu Staromiejskim w rockowym jam session, podczas którego zostaną zagrane m.in. utwory z koncertu sprzed 55 lat takie, jak "Jailhouse Rock" i "Rock Around The Clock".
Jubileusz polskiego rock'n'rolla ma związek z koncertem pierwszego, krajowego zespołu rockowego Rhythm&Blues z Bogusławem Wyrobkiem (1937-1997) jako solistą zwanym "polskim Presleyem". 24 marca 1959 r. grupa zagrała w klubie "Rudy Kot" w Gdańsku. Kapela powstała z inicjatywy Walickiego z muzyków Orkiestry Reprezentacyjnej Marynarki Wojennej.
"Ich repertuar składał się przede wszystkim z modnych przebojów rock'n'rollowych i ballad kowbojskich. Przygotowywali je przeważnie +na ucho+. Kombinowali, jak mogli, bo nie mieli oryginalnych partytur, które na nasze pieniądze kosztowały koszmarnie dużo. Spisywali je po nocach z radia lub z płyt" - wspomina we wspomnieniowym albumie "Big Beat" jeden z najbardziej cenionych polskich fotografów sceny jazzowej Marek Karewicz.
Koncert Rhythm&Blues w "Rudym Kocie" 50 lat temu okazał się prawdziwą sensacją dla publiczności. Muzycy zagrali wówczas piosenki m.in. z repertuaru Billa Haleya, Elvisa Presleya i Tommy'ego Steele'a. Grupa wielokrotnie bisowała, a występ wywołał entuzjastyczne reakcje w prasie. "Był to właściwie pierwszy tego rodzaju koncert w wykonaniu polskich muzyków, w którym rock'n'roll starano się utrzymać w jego najczystszym brzmieniu" - napisano w "Wieczorze Wybrzeża".
Dochód z koncertu przekazano na rzecz budowy tysiąca szkół na obchody 1000-lecia państwa polskiego. Nie uchroniło to jednak zespołu przed polityczną niechęcią ze strony partyjnych urzędników.
"Paradoksalnie zespół Rhythm&Blues zniszczyła ich własna popularność. Złakniona nowej muzyki młodzież reagowała o wiele bardziej żywiołowo i radykalnie, niż to się dzieje dzisiaj. Zdemolowane sale, radosne uliczne manifestacje po koncertach - władzy nie mogło się to podobać" - wspomina Karewicz.
Los kapeli został przesądzony po decyzji, aby ze względu na bezpieczeństwo fanów mogła ona występować w salach mogących pomieścić maksimum 400 osób, co przestało być opłacalnym przedsięwzięciem. (PAP)
rop/ bno/