Górnicy z kopalni „Wujek”, działacze „Solidarności” i władze Koszalina spotkali się w sobotę przy grobie i obelisku Janka Stawisińskiego, górnika z Koszalina, który został śmiertelnie postrzelony podczas pacyfikacji katowickiej kopalni. Uczcili 37. rocznicę jego śmierci.
Janek Stawisiński z Koszalina był jednym z dziewięciu górników, którzy oddali swoje życie podczas pacyfikacji kopalni "Wujek" 16 grudnia 1981 r. Postrzelony w głowę zmarł w szpitalu 25 stycznia 1982 r. Miał 21 lat.
W sobotę w uroczystościach upamiętniających 37. rocznicę śmierci Janka Stawisińskiego uczestniczyła delegacja górników z kopalni "Wujek". Byli też m.in.: działacze "Solidarności" oraz przedstawiciele władz lokalnych. Na grobie Janka zapalili znicze, przed obeliskiem złożyli kwiaty.
"Młody chłopak, rok młodszy ode mnie. Przyjeżdża na Śląsk, myślał sobie, że poprawi swój los, a przede wszystkim swojej rodziny. (…) Zatrudnia się w kopalni +Wujek+ 25 września 1979 r. W tym samym roku, co ja. (…) Kończy technikum dla dorosłych, zdobywa górnicze umiejętności, ale też w Domu Górnika, gdzie mieszkał, postrzegany jest jako dobry kolega" – tymi słowami wspominał Janka przy jego grobie członek Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK "Wujek" w Katowicach Antoni Gierlotka. Datę ogłoszenia stanu wojennego nazwał on "tragiczną". Przypomniał o wybuchu strajku na kopalni, który zaczął się od zatrzymania przewodniczącego "Solidarności" Jana Ludwiczaka. "Górnicy stanęli w jego obronie" – mówił Gierlotka, wspominając Janka.
Zaznaczył, że strajk odbywał się na terenie kopalni, na powierzchni, i gdyby miało dojść "do najgorszego", górnicy mieli poddać się wojsku, nie milicji. "Co nam się może stać - myśleliśmy wówczas" – wspominał w sobotę Gierlotka.
Przypomniał, że 16 grudnia brutalnie wkroczyło wojsko, wkroczyła milicja. "Cztery czołgi, za nimi specjalny pluton ZOMO, który używa amunicji ostrej. Strzela celnie. Jednym z zabitych jest Janek, nie ginie na miejscu. Męczył się najdłużej. Jego mama, nie mogąc się dowiedzieć, co się dzieje z synem, przyjeżdża na Śląsk. Dowiaduje się od jednego z górników, że Janek jest ranny w szpitalu. Odnalazła go. (…)" – powiedział Gierlotka.
Dodał, że to dzięki matce Janek trafił na OIOM do innego szpitala. „Jego mama zatrudnia się tam. Jest salową. Po ciężkiej pracy, czuwa do samego końca przy swoim synu. Wiemy od jego matki, że oprócz rany postrzałowej był cały pobity. Naliczono 21 śladów od uderzeń pałki. Janek umiera. (…)" – podkreślił Gierlotka.
Prezydent Koszalina Piotr Jedliński dodał, że "warto pamiętać o człowieku, który złożył najwyższą ofiarę". "Wtedy, w trakcie strajku, myślę, że nie zdawał sobie sprawy, że jest jednym z fundamentów wolnej Polski. O nim powinniśmy pamiętać po wsze czasy tutaj w Koszalinie, tak jak pamiętają o nim na Śląsku, jak i o wszystkich górnikach, którzy wtedy zginęli" – stwierdził nad grobem Stawisińskiego Jedliński.
Sobotnie uroczystości rozpoczęły o godz. 14 przy grobie Jana Stawisińskiego na Cmentarzu Komunalnym w Koszalinie, a następnie przeniosły się przed obelisk poświęcony zmarłemu górnikowi (skwer przy skrzyżowaniu ulic: Zwycięstwa - Stawisińskiego - Pileckiego). Dzień wcześniej górnicy z kopani "Wujek" spotkali się z uczniami szkoły Muzycznej w Koszalinie, gdzie opowiadali o tragicznych wydarzeniach grudnia 1981 r.
W niedzielę w ramach uroczystości rocznicowych o godz. 10 w koszalińskiej katedrze odprawiona zostanie msza św.
16 grudnia 1981 r. milicja i wojsko otoczyły kopalnię "Wujek". W czasie szturmowania zakładu padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, trzej inni zmarli później wskutek odniesionych ran. W wyniku pacyfikacji kopalni życie stracili Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Joachim Gnida, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Jan Stawisiński, Zbigniew Wilk i Zenon Zając. Ponad 20 górników zostało rannych.
Prawomocny wyrok, skazujący byłych milicjantów z plutonu specjalnego ZOMO za strzelanie do górników na karę od 3,5 do 6 lat więzienia, zapadł dopiero po blisko 15 latach rozpatrywania tej sprawy, w czerwcu 2008 r. Później orzeczenie to ostatecznie utrzymał Sąd Najwyższy. (PAP)
autor: Inga Domurat
ing/ wj/