W śledztwie ws. zbrodni UPA w Jaworniku Ruskim, popełnionej w lipcu 1946 r. na 14 żołnierzach 28. Pułku Piechoty WP, przyjęta jest kwalifikacja zbrodni ludobójstwa - podała PAP prok. Beata Śmiechowska z IPN w Rzeszowie. Ta zbrodnia obrazuje skalę przemocy UPA wobec Polaków - uzasadniła.
"Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie prowadzi śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa dokonanej w dniu najprawdopodobniej 24 lipca 1946 roku w Jaworniku Ruskim leżącym na terenie województwa podkarpackiego, a polegającej na zabójstwie co najmniej 14 żołnierzy Wojska Polskiego przez niestety nieustalonych na chwilę obecną członków Ukraińskiej Powstańczej Armii" - poinformowała PAP prok. Śmiechowska, która w oddziale rzeszowskim zajmuje się tą sprawą od końca 2015 r.
Kwalifikacja prawna tej zbrodni jako ludobójstwa - jak tłumaczyła - wiąże się z tym, że obrazuje ona skalę przemocy ukraińskich nacjonalistów wobec Polaków. Nie tylko w okresie wojny, gdy doszło do zbrodni wołyńsko-galicyjskiej, ale również po 1945 r. aż do czasu wysiedlenia ludności w ramach operacji "Wisła". "Skala tych zdarzeń była tak ogromna, że te ofiary - 14 polskich żołnierzy - są jak gdyby namacalnym przykładem tego, w jaki sposób postępowano w tamtym czasie z osobami narodowości polskiej" - powiedziała prokurator, zwracając uwagę, że sprawcami są członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Ponadto z dokumentów i innych dostępnych źródeł historycznych - jak wyjaśniła - wynika niezbicie, że zamiarem UPA było zlikwidowanie w całości narodowości polskiej na terenie Galicji Wschodniej, w tym terenów Podkarpacia. "Ukraińscy nacjonaliści chcieli utworzyć własne państwo, ale poprzez całkowite usunięcie naszej nacji (...). Po początkowych próbach jakiegoś zastraszania Polaków, by zmusić ich do opuszczenia tych terenów, niestety zaczęli posuwać się do takich czynów, jak podpalenia, mordy, które również miały skłonić Polaków do opuszczenia tych ziem" - dodała.
Prokurator przedstawiła też szczegóły z toczącego się śledztwa - od momentu odkrycia zbiorowej mogiły w 2015 r. aż po identyfikację DNA czterech z 14 ofiar.
Po odkryciu mogiły w okolicy Jawornika Ruskiego i wszczęciu śledztwa przeprowadzono ekshumację szczątków. Na miejsce prokurator najpierw udała się z ekipą policji i biegłym patomorfologiem, co jest standardową procedurą przy odkryciu szczątków ludzkich. "Następnie w końcu lipca 2016 roku przeprowadzona została ekshumacja już w pełnym tego słowa znaczeniu, a więc z udziałem archeologów, antropologów i genetyków" - opowiadała prok. Śmiechowska. W badanie szczątków zaangażowane zostało zarówno Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN, jak i specjaliści z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.
"Trudno było ukryć nasze zdziwienie, gdy okazało się, że ujawnionych zostało 14 szkieletów ludzkich, a nie cztery lub siedem, jak przypuszczaliśmy na podstawie samego zawiadomienia. Co ciekawe w ramach tych prac powyżej jamy grobowej zostało zlokalizowane najprawdopodobniej miejsce egzekucji" - powiedziała prok. Śmiechowska, dodając, że wniosek ten wynika z ujawnionych tam wielu łusek po nabojach.
"Nie jest wykluczone, że właśnie tam dochodziło do rozstrzeliwania ofiar, które później znalazły się w jamie grobowej" - dodała prokurator.
W dalszej kolejności kierunek śledztwu nadały m.in. kwerendy historyczne i analizy dokumentów. "To było bardzo ważne, by ustalić kim mogły być osoby, których szczątki ujawniliśmy. Badania archiwalne doprowadziły nas do wstępnej hipotezy, że mogli to być młodzi żołnierze ze szkoły podchorążych w Przemyślu, dokładnie z 28 Pułku Piechoty, którzy 24 lipca 1946 roku stoczyli potyczkę z oddziałami UPA i dostali się do niewoli" - opowiadała prokurator.
"Właściwie można powiedzieć, że to była zasadzka ze strony UPA, która dla tych 14 osób zakończyła się tragicznie" - dodała, zaznaczając, że uprowadzeni polscy żołnierze przed śmiercią byli torturowani. Jak się okazało wynika to nie tylko z dokumentów czy też oględzin szczątków, z których wiele nosi ślady złamań, ale także z tego, co zeznali przesłuchani przez prokurator świadkowie.
"Jeden ze świadków, z którym udało nam się w toku śledztwa porozmawiać wspominał, że pamięta zderzenie jak prowadzono Polaków - jedynie w samej bieliźnie, bez obuwia, skrępowanych za ręce - gdzieś właśnie w kierunku lasu jawornickiego. Co się dalej stało z tymi ofiarami i czy to byli akurat ci żołnierze, tego już niestety nie potwierdzimy, niemniej jednak taki ślad udało nam się uzyskać" - poinformowała prokurator.
Na początkowym etapie śledztwa największą zagadką była tożsamość ofiar. Podczas ekshumacji ujawniono m.in. guzik z orłem bez korony, co wskazywało na polskich żołnierzy, którzy po wojnie na tych terenach zwalczali ukraińską partyzantkę, ale także dewocjonalia w postaci medalików-szkaplerzy z napisami w języku polskim oraz sygnet.
"To kolejna rzecz, która mnie jako nie tylko prokuratora, ale również człowieka poruszyła. To był moment, kiedy w dłoni, właściwie w paliczkach dłoni jednego ze szkieletów, ujawniliśmy sygnet. To sygnet z inicjałami - duża litera H, w którą wpisana jest litera K" - opowiadała prok. Śmiechowska.
Ponownie pomocne okazały się dalsze kwerendy archiwalne. "Kluczowym momentem było zbadanie w Archiwum Akt Nowych w Warszawie tzw. listy strat bezpowrotnych, w którym znaleźliśmy wykaz 14 żołnierzy, którzy zostali uznani za zaginionych właśnie w akcji w walkach z bandami UPA" - zaznaczyła prokurator. Podkreśliła też, że krewnych ofiar pomogła odnaleźć specjalistka Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN. Dzięki kontaktowaniu się m.in. z miejscowymi proboszczami, przedstawicielami władz lokalnych, także z terenowymi jednostkami policji udało się odnaleźć aż 13 z 14 rodzin ofiar mordu w Jaworniku Ruskim.
"Kolejne, z kolei moje już zadanie, było takie, aby w sposób procesowy jako prokurator wykonać z tymi osobami czynności w postaci przesłuchań i w razie wyrażenia przez nich zgody pobrać od nich materiał porównawczy do badań genetycznych, bo to była istota odpowiedzenia sobie na pytanie, czy osoby, które my typujemy jako ofiary, faktycznie nimi są" - mówiła prokurator. Dodała, że informacje te, przynajmniej co do czterech, ostatecznie potwierdzili specjaliści z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, którzy w ostatnich latach zidentyfikowali wiele postaci Polskiego Państwa Podziemnego.
"To dla nas jest ogromnym sukcesem, gdyż jako pierwsi w Polsce, według przynajmniej mojej wiedzy, zidentyfikowaliśmy ofiary Ukraińskiej Powstańczej Armii" - zwróciła uwagę prok. Śmiechowska.
Zadaniem każdego śledztwa - jak dodała - jest jednak nie tylko ustalenie tożsamości ofiar, ale również sprawców przestępstwa. Okazało się, że w archiwach zachowały się postępowania karne prowadzone przeciwko niektórym członkom trzech sotni UPA, z którymi walczył 28 Pułk Piechoty WP.
"W toku śledztwa pozyskałam materiał dowodowy w postaci wyjaśnień Włodzimierza Szczygielskiego pseudonim Burłak, który mówi wprost o potyczce w Jaworniku Ruskim i przyznaje, że doszło do zdarzenia polegającego na wzięciu do niewoli 14 żołnierzy Wojska Polskiego z tym, że ceduje odpowiedzialność za dokonanie tego mordu na przywódcę innej sotni: Michała Dudę pseudonim Hromenko" - powiedziała prokurator.
"Konkretnie mieli tego dokonać tutaj bojówkarze czy też żandarmeria polowa UPA, niestety w toku śledztwa nie udało się - pomimo licznych czynności - ustalić, nawet poprzez typowanie, składu osobowego tego oddziału, który mógłby personalnie dokonać mordu na żołnierzach polskich" - dodała. Przypomniała przy tym, że zasadą każdego procesu karnego jest zasada indywidualnej odpowiedzialności za czyn, natomiast dwóch przywódców sotni UPA - Szczygielski i Duda - za swoje zbrodnie odpowiedzieli już w przeszłości.
Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ itm/