
W 1955 r. Polska na dwa tygodnie symbolicznie otworzyła się na Zachód. Od 31 lipca do 15 sierpnia odbywał się w Warszawie V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów pod hasłem „O Pokój i Przyjaźń”. Masowa impreza, do której przygotowania rozpoczęto już w sierpniu 1954 r. (główna ich faza ruszyła w styczniu roku następnego), zorganizowana została w cieniu oddanego do użytku 22 lipca Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina.
Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów w Warszawie miał być „wielką manifestacją jedności młodzieży świata przeciwko przygotowaniom do nowej wojny" [atomowej – przyp. aut.] oraz "przeglądem sił młodzieży świata walczącej o pokój, postęp i demokrację" - napisano w Instrukcji Prezydium Zarządu Głównego Związku Młodzieży Polskiej o przygotowaniach do V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów o Pokój i Przyjaźń. W śląskiej "Trybunie Robotniczej" - organie Komitetu Wojewódzkiego PZPR - wyjawiono założenia festiwalu i zapowiedziano "żarliwe narady, dyskusje i spory" przedstawicieli wielu religii i młodzieży o zróżnicowanych poglądach politycznych.
„W czasie różnorodnych wizyt i spotkań nawiązana zostanie nić pełniejszego porozumienia między młodzieżą różnych ras. Pryśnie bez reszty mit szerzony przez reakcyjne koła na Zachodzie o rzekomej wyższości jednej rasy nad drugą, gdy młodzież Chin Ludowych, Korei, Wietnamu, zaprezentuje przyjaciołom skarby swej prastarej sztuki ludowej, gdy opowie kolegom o wielkich osiągnięciach, dokonanych przez ich narody, które wyzwoliły się od imperialistycznych ciemiężców” - napisano.
Prawo do świętowania
Polacy mieli prawo do udziału w festiwalu, jeśli spełniali pewne warunki. Po pierwsze, kandydatami młodzieży robotniczej mogli być ci młodzi ludzie, którzy zdobyli najlepsze wyniki we współzawodnictwie pracy, jej wydajności, obniżce kosztów własnych, oraz ci, którzy złożyli przynajmniej jeden wniosek racjonalizatorski. Poza tym o kandydaturę w reprezentowaniu młodzieży wiejskiej mogli się starać młodzi rolnicy, którzy osiągnęli najlepsze wyniki pracy w polu i hodowli, wprowadzili nowe metody uprawy i hodowli oraz uprawy roślin, w szczególności kukurydzy. Musieli się również wykazać w pracy kulturowo-oświatowej i działalności sportowej. Kandydaci wśród uczniów i studentów wyłaniani byli na podstawie wyników w nauce, sportowcy natomiast mieli udokumentować najlepsze wyniki w swoich dyscyplinach - informowali dziennikarze "Trybuny Robotniczej". Młodzież z różnych części naszego kraju zmierzała do Warszawy w tzw. Gwiaździstych Sztafetach Festiwalowych.
Szacuje się, że budżet imprezy wyniósł 293.605.600 zł, choć są to niepełne dane. Nie zawierał on bowiem wpływów z wpłat uczestników zagranicznych za udział w festiwalu i kieszonkowego.
Szacuje się, że budżet imprezy wyniósł 293.605.600 zł, choć są to niepełne dane. Nie zawierał on bowiem wpływów z wpłat uczestników zagranicznych za udział w festiwalu i kieszonkowego. Organizatorzy otrzymali również - prawdopodobnie z ZSRS - czterdziestomilionową subwencję. Przed samym festiwalem jak za dotknięciem różdżki wypełniły się półki stołecznych sklepów. "Gdy wszystko się skończyło, tak jak się magicznie zjawiły, tak i poznikały wszystkie artykuły (...)" - wspominała festiwalowa tłumaczka Rosanna Tocchetto-Lewandowska. Pisarka Agnieszka Osiecka zapamiętała wygląd ulicy Nowy Świat, która na czas międzynarodowej imprezy została barwnie udekorowana. „Nie na czerwono, nie na biało-czerwono, nie na maryjnie, tylko całkiem po prostu - na pstro. Pstre lampki, lampiony, szmatki, kokardki, bufy i bombki huśtały się na sznurkach, spadały z nieba i wyglądały z okien. (...)”.
W dniu otwarcia festiwalu na pierwszej stronie "Życia Warszawy" ukazał się powitalny slogan: "Witamy Was, Młodzi Przyjaciele", przetłumaczony na sześć języków. Dalej redaktorzy zachęcali do tłumnego udziału warszawiaków w międzynarodowej imprezie: „Chodźmy więc dziś wszyscy pod Pałac Kultury! Ja, ty... obojętne, czyś młody, czy też masz już tych swoich »...dzieści« bądź »...dziesiąt« lat! Dziś nie lata decydują o młodości, a serce! Wyjdź więc wraz z nami na ulicę - śpiewaj, tańcz, baw się - tak, jak to naprawdę Warszawa potrafi. Bo Festiwal, święto młodości, to równie i Twoje wielkie święto”.
W dniu otwarcia festiwalu na pierwszej stronie "Życia Warszawy" ukazał się powitalny slogan: "Witamy Was, Młodzi Przyjaciele", przetłumaczony na sześć języków.
Inauguracja imprezy odbyła się na nie istniejącym dziś Stadionie Dziesięciolecia. O godzinie 13:00 rozbrzmiały fanfary i rozpoczęła się międzynarodowa defilada młodzieży. "Stadion jest imponujący, na sto tysięcy widzów. Trybuny szczelnie zapchane, zdawały się wyłożone kolorową mozaiką" - pisała w swoich "Dziennikach" Maria Dąbrowska, która oglądała otwarcie festiwalu z trybuny honorowej. Dalej wspominała, że "(...) wszystkim jako bilety wręczano kolorowe numerowane chustki i tymi chustkami wciąż powiewano - dawało to wrażenie, że ludzka mozaika mieni się i migoce w słońcu. Sam stadion, z delegacjami równie kolorowymi tak od skóry, jak w strojach, też wyglądał nieludzko, jak zaczarowane jezioro kołyszących się barwnych fal. Słowem ludzkość w charakterze ornamentu, lecz ornamentu czego?" - pytała retorycznie pisarka. Z polskich literatów na trybunach wypatrzono także Władysława Broniewskiego i Jarosława Iwaszkiewicza.
Tłum wiwatuje
Na V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów przyjechało 26.643 zagranicznych uczestników z 114 krajów. Gościło ich około 140 tys. młodych Polaków. Zaproszono zespoły z państw komunistycznych, krajów Trzeciego Świata, a także z państw kapitalistycznych. Po defiladzie i pokazach sportowych nastąpiły oficjalne przemówienia. Najpierw głos zabrał przewodniczący ŚFMD Bruno Bernini. Po nim festiwalowych gości przywitał Prezes Rady Ministrów PRL, towarzysz Józef Cyrankiewicz. Inauguracja festiwalu zakończyła się po godzinie 18:00.
Dwie godziny później w Pałacu Kultury i Nauki rozpoczęło się przyjęcie wydane przez Światową Federację Młodzieży Demokratycznej dla kierownictw delegacji państw biorących udział w imprezie. Polska delegacja, starannie wybrana z przodowników, została także przyjęta przez I Sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, towarzysza Bolesława Bieruta.
Program festiwalu ułożono tak, aby uczestnicy mieli jak najmniej czasu na prywatne spotkania. Dominować miały marsze i pochody, pokazy filmów i koncerty. Wycieczki po Warszawie odbywać się miały tylko w zorganizowanych grupach. Przewidziano zwiedzanie Fabryki Samochodów Osobowych na Pradze-Północ, Huty Warszawa na Bielanach i fabryki traktorów w Ursusie. Wyjazdy poza stolicę obejmowały zwiedzanie Huty im. Lenina w krakowskiej Nowej Hucie oraz obozu zagłady Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.
Program festiwalu ułożono tak, aby uczestnicy mieli jak najmniej czasu na prywatne spotkania. Dominować miały marsze i pochody, pokazy filmów i koncerty. Organizatorzy imprezy akredytowali około 600 dziennikarzy z 45 państw.
Organizatorzy imprezy akredytowali około 600 dziennikarzy z 45 państw: "w tym: z krajów demokracji ludowej 370, z krajów kapitalistycznych 280. Reprezentowanych było około 50 agencji i pism burżuazyjnych". Zdarzało się, że dziennikarze traktowani byli jak intruzi. Wśród przedstawicieli rodzimych mediów znalazł się Sławomir Mrożek, który w owym czasie pracował w "Dzienniku Polskim". Po Warszawie chodził w niebieskiej bluzie z popeliny, która przypominała "coś pośredniego między frakiem a robotniczą odzieżą". Jednakowe ubranie, które wydawano z przydziału wszystkim członkom polskiej drużyny, miało nadawać rodakom "odpowiednio dostojny a plebejski szyk".
Dziennikarze prasy warszawskiej z wielkim podekscytowaniem relacjonowali przyjazdy poszczególnych zagranicznych gości. W tygodniku "Stolica" (nr 32/1955) Wanda Mossoczy z niecierpliwością odliczała minuty towarzyszące oczekiwaniu na delegację z Mongolii: "Już jadą! Już niedługo zobaczymy ich wysiadających z pociągu! Jeszcze tylko kilkanaście minut, a wielka, sapiąca lokomotywa wpadnie na dworzec Główny z festiwalowymi delegatami z dalekiej Mongolii. Czas tak powoli płynie, a chciałoby się zobaczyć ich przecież jak najprędzej! (...) Uwaga! Uwaga! Pociąg z Moskwy wjedzie za chwilę na peron czwarty! Wszyscy pędzą, by jak najprędzej przywitać mongolskich towarzyszy. - Już są! Witajcie! Niech żyje! Pokój! Pokój!". Ta „szczera” radość gospodarzy była jedynie na pokaz. Zdaniem zagranicznych gości, przez pierwsze dni imprezy młodzi Polacy byli smutni, nie potrafili się tak jak oni cieszyć i bawić.
Ta „szczera” radość gospodarzy była jedynie na pokaz. Zdaniem zagranicznych gości, przez pierwsze dni imprezy młodzi Polacy byli smutni, nie potrafili się tak jak oni cieszyć i bawić.
Nadzieja na zmianę
Po kilku dniach wszystko zaczęło się zmieniać. W założeniu propagandowy festiwal przybrał odmienny kształt. Rozbudził w młodych ludziach nadzieję na wolność i zmiany w ojczyźnie. "Po raz pierwszy na dwa tygodnie otwarto granice, wpuszczając do Polski bliżej nieokreśloną młodzież. Był to postęp oszałamiający - taki, który nie mieści się w głowach następnych, już bardziej normalnych pokoleń. I my w Polsce odczuliśmy to wtedy jako zapowiedź daleko idących, prawie rewolucyjnych zmian" - pisał w swojej autobiografii Sławomir Mrożek.
Rosanna Tocchetto-Lewandowska wspominała, że większość Polaków po raz pierwszy w życiu zobaczyła przedstawicieli innych kultur i ras. "(...) największą fascynację wzbudzali Murzyni. Wielu ludzi nigdy nie widziało czarnego człowieka, nawet w kinie, i dzieci pytały, czy mogą dotknąć, a nawet skosztować takiego człowieczka z czekolady".
Młodzi Polacy zaczęli dopominać się o swoje prawa. Organizatorzy napotykali na coraz większe problemy z młodzieżą, która poczuła powiew wolności i zaczęła zachowywać się coraz bardziej swobodnie. Domagała się m. in.: możliwości samodzielnego poruszania się po mieście i krytykowała nieciekawy program imprezy, szukając rozrywek w festiwalowych miasteczkach. Nastąpiła kulturowa i obyczajowa rewolucja.
Czy pośród nas jest agent?
Wśród tłumu rozbawionej młodzieży nie brakowało agentów, podstawionych tłumaczy i fotoreporterów. Prawdopodobnie festiwalowa recepcja obsługiwana była przez pracowników bezpieki, którzy udawali wolontariuszy. Większość z nich przekazywała zasłyszane informacje do Urzędu Bezpieczeństwa. Nie dziwi więc fakt, że goście odnosili się do nich nieufnie. Pracownicy Ośrodka Prasowego Festiwalu narzekali natomiast na pracę tłumaczy twierdząc, że sprawiali oni poważne trudności, spowodowane głównie słabą znajomością języków obcych. Jak wspominała Rosanna Tocchetto-Lewandowska, czas festiwalu upływał pod znakiem zabawy, bankietów i sportowej rywalizacji. Wszystko to odbywało się pod osłoną wzmocnionych szeregów milicji. "Starannie dobrano tłumaczy, przygotowano ich i pouczono. Wśród przewodników włoskich byłam i ja. Nauczono nas piosenek, wybranych nie wiadomo przez kogo i nie wiadomo, jakimi kryteriami powodowanego; były tak staroświeckie i śmieszne, że w końcu nikt ich nie zaśpiewał. Przypuszczam, że każdy z nas, przewodników i tłumaczy, starał się utrzymać równowagę między retorycznym i głupawym zachowaniem, jakie nam narzucono, a pragnieniem przekazania tego, co najcenniejsze w kulturze i historii Polski. Wszyscy zbyt byliśmy przywiązani do tego kraju, w jego autentycznym wymiarze, by ukazywać go takim, jakim nie był".
Wśród tłumu rozbawionej młodzieży nie brakowało agentów, podstawionych tłumaczy i fotoreporterów. Prawdopodobnie festiwalowa recepcja obsługiwana była przez pracowników bezpieki, którzy udawali wolontariuszy. Większość z nich przekazywała zasłyszane informacje do Urzędu Bezpieczeństwa.
Mimo barier językowych między młodzieżą szybko zawiązała się przyjacielska nić porozumienia. To oczywiście wersja oficjalna. W rzeczywistości damsko-męskie "dyskusje" wymknęły się spod kontroli. W festiwalowych miasteczkach dochodziło do pijaństwa i podbojów miłosnych. Wybuchały awantury, a także odnotowano obecność "kobiet lekkich obyczajów". "Pruderia była wtedy podwójnie wzmocniona przez komunistyczne tabu. Z państwowego, oficjalnego punktu widzenia byliśmy jedynie młodzi i kwita. Pięćdziesiąt tysięcy młodych Polaków i Polek w Warszawie w zderzeniu z pięćdziesięcioma tysiącami młodych chłopców i dziewcząt z całego świata! Z pominięciem wszystkich aspektów tego niesłychanego zdarzenia - zakrawało to na głupotę rządzących nami" - wspominał Mrożek.
"Pruderia była wtedy podwójnie wzmocniona przez komunistyczne tabu. Z państwowego, oficjalnego punktu widzenia byliśmy jedynie młodzi i kwita. Pięćdziesiąt tysięcy młodych Polaków i Polek w Warszawie w zderzeniu z pięćdziesięcioma tysiącami młodych chłopców i dziewcząt z całego świata! Z pominięciem wszystkich aspektów tego niesłychanego zdarzenia - zakrawało to na głupotę rządzących nami" - wspominał Mrożek.
Powitanie nadziei
Festiwal przeprowadzony został z rozmachem. Odbyło się w sumie 750 imprez artystycznych i sportowych. Narzekano jednak na niedostateczne przygotowanie imprezy ze strony gospodarzy. Na stołecznych ulicach panował chaos. Jak wspominał Mrożek "nigdy nie było wiadomo, który autobus odjeżdża w którą stronę i o której godzinie. Chroniczny brak programu, poczta wyłącznie pantoflowa, czyli niepewne wiadomości na temat tego, czy dana narodowość będzie przedstawiała swój program i którego dnia. W rezultacie jeździłem przepełnionym tramwajem po Warszawie, której nie znałem, dowiadywałem się o programie w ostatniej chwili oraz spóźniałem się na rauty i bale".
W notatce podpisanej przez ministra spraw wewnętrznych Władysława Wichę stwierdzono, że podczas imprezy "zanotowano szereg poważnych niedociągnięć". Wymieniano m. in.: bezradność milicjantów "wynikającą z braku odpowiedniego przeszkolenia i doświadczenia pracy w tak dużym nasileniu ruchu", "niezdecydowane reagowanie funkcjonariuszy MO wobec osób naruszających porządek i ład" oraz słabą pracę "sieci agenturalnej i niedostateczne jej wykorzystanie dla rozpoznania aktywnie działającego elementu przestępczego". Zwrócono również uwagę na "niedociągnięcia w wyszkoleniu oficerów i szeregowych MO oraz ich stosunkowo niski poziom wyrobienia politycznego i ogólnego", a także na niedostateczną postawę moralno-polityczną części z nich. Zauważono również, że pracy funkcjonariuszom milicji nie ułatwiali sami mieszkańcy Warszawy, którzy okazywali "nie zawsze właściwą postawę". Oceniono to jako objaw "niedostatecznej jeszcze więzi MO ze społeczeństwem" oraz "stosunkowo małego jeszcze autorytetu MO wśród społeczeństwa". Jako najpoważniejsze przestępstwo na szkodę gości zagranicznych wymieniono "napad 5 osobników na delegata Danii, któremu skradziono przedmioty osobistego użytku oraz marynarkę". Sprawcy kradzieży zostali zatrzymani i przy okazji przyznali się do okradzenia obywatela Finlandii, który nie zgłosił się na komendę milicji.
Po dwóch tygodniach zabawy festiwal powoli się wypalał. Maria Dąbrowska pod datą 11 sierpnia zanotowała: "Festiwal dogasa. I oświetlenie gmachów czy pomników jupiterami już mi się wydało jakieś tandetne. (...) Na Starym Rynku, też tylko z jednej strony oświetlonym, popisywał się jakiś zespół polski. Ale nie było już, jak wtedy, »fryzów ludzkich« w oknach. Widowiska spowszedniały". Zamknięcie międzynarodowej imprezy odbyło się 14 sierpnia o godz. 21:00 na Placu Stalina. "Zdaje się, że na ulicach miasta jest cała Warszawa" - pisali dziennikarze "Trybuny Robotniczej". Po części oficjalnej, w której brały udział najwyższe władze PRL, dyplomaci i delegaci, rozpoczęła się zabawa, która trwała do północy.
W założeniu komunistycznych władz Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów w Warszawie miał wzmocnić ich autorytet. Stało się jednak odwrotnie. Tuż po zakończeniu imprezy zaczęły powstawać dyskusyjne kluby filmowe. Władza ludowa - jakkolwiek kuriozalnie to dziś brzmi - wydała pozwolenie na słuchanie jazzu. Rozluźnienie atmosfery w kraju spowodowało, że coraz więcej Polaków, podbudowanych zachętami zagranicznych gości, zaczęło domagać się respektowania swoich praw. W czerwcu 1956 roku na ulice wyszli poznańscy robotnicy, którzy uwierzyli, że realne zmiany w Polsce są możliwe.
*fragment przemówienia Józefa Cyrankiewicza
Katarzyna Dzierzbicka
Źródło: MHP